, Makuszynski Kornel List z tamtego swiata 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W każdym zakamarku spał zatęchły smutek, leniwy i ciężki.Nieco jaśniej było w pokojach przeznaczonych dla gości, gdyż okna patrzyły w południową stronę, natomiast w tak zwanej „sali”, w której miano podać obiad, zwróconej ku północy, siał się mrok.Znać było na niej zmarłą, zniszczoną i całkowicie wypłowiałą dawną świetność.Olbrzymi kominek zdradzał szlachetne pochodzenie i łyskał ostatkiem poszczerbionych marmurów.Posadzka, sczerniała i bez złocistego, woskowego blasku, wydęła się w kilku miejscach.Okna, wysokie i wąskie, mało przepuszczały światła.Mył je jedynie deszcz z zewnętrznej strony, nikt ich jednak za ludzkiej pamięci nie mył od wewnątrz.Z pułapu zwisał ogromny,rozłożysty, ciężki, w żelazie kowany świecznik.Tkwiły w nim jedynie dwie nie dopalone świece, jak dwa ocalałe zęby.Środek sali zajmował stół długi, refektarski, rozkraczony na wielu nogach, przy nim zaś tuliło się liczne potomstwo stołków, niegdyś pokrytych skórą, potem nielitościwie przez czas ze skóry odartych.Nierozumna jadowitość czasu do tego się nawet posunęła, że z niektórych kościstą ręką wyrwała wnętrzności.Miejsc przy tym stole było na osób czterdzieści, miało zaś zasiąść dziesięć, więc go przykryto obrusem jedynie od wierzchołka, zostawiając czarną, nagą resztę chyba dla dawno zmarłych Mościrzeckich.- Czemu tu tak smutno? - szepnęła ciocia Marta.- Czemu tu tak brudno? - dodała ciocia Katarzyna.Wszyscy rozmawiali ściszonym głosem, jedynie pan Dziurawiec, dziwnie rad i niemal szczęśliwy, tokował kwieciście i bujnie.Czynił honory , zapraszał i zachwalał potrawy , które rumieniły się teraz dopiero, niezasłużonych tych słuchając pochwał.Musiał też zachwalać je gorąco, gdyż przynoszone z jakiejś odległej kuchni, zjawiały się na stole chłodne i chłodno zostały przyjjęte.Jedynie chłodnik miałby temperaturę odpowiednią.Kowbojska dusza Ralfa nie mogła wydzierżeć.- My tu, proszę pana - mówił słodko do Dziurawca - zajadamy takie wspaniałości, a biedny p3n Mościrzecki tylko dwa sucharki.- Cha, cha, cha! - wrzasnął śmiechem marszałek dworu, lecz nagle się stropił i dodał szybko, zwróciwszy się z przemową do kominka: - Tak, tak, to bardzo biedny człowiek.Cóż robić? Lekarze są nielitościwi! Nam jednak jeddzenie nie zaszkodzi… Może pan pozwoli jeszcze odrobinę grzybów?Grzybów podano „mnóstwo za bardzo”, jak mówią na malajskim archipelagu, była to bowiem w tych stronach potrawa tania i pospolita, wobec czego Ralf szepnął do ucha Jana.- Czy się nie boisz tych grzybów?- Czemu mam się ich bać? - odrzekł z niepokojem muzyk.- Bo grzyby mogą być jadowitą trucizną, a nasz stryjaszek mógł jak król Popiel sprosić na ucztę cały ród i wytruć go ryczałtem.Poczekajmy, aż pan Dziurawiec zacznie jeść pierwszy.Pan Dziurawiec jadł jednak ze spokojną beztroską i ani myślał umierać.Opowiadał pannie Katarzynie z epicką dokładnością o losach tego dziwacznego domu, którego pan Wojciech nie chciał naprawiać, twierdząc, że nie ma dla kogo, jemu zaś wystarczy choćby jedna izba, byle ciepła i zaciszna.Posypały się pytania i odpowiedzi i uczyniło się dość gwarno, gdy wtem nagle wszystko ucichło, jak gdyby wiatr uniósł słowa ze wszystkich ust.W mrocznym kącie zaczął bić zegar głosem głuchym i ciężkim.Wedle słońca mogła być godzina trzecia, a zegar bił i bił, i bił.Wszyscy zwrócili spojrzenia na ogromne pudło pomylonego zegara, tylko Dziurawiec utkwił jednym okiem w oknie, a drugim w półmisku.- Dwanaście… trzynaście… czternaście… - liczył zdumionym szeptem Ralf.- Piętnaście… szesnaście… Czy już? Nie! Siedemnaście… osiemnaście…- On potrafi do trzydziestu! - oznajmił Dziurawiec z niechęcią.- To straszny zegar.- A czemu on tak bije? - zdumiała się ciocia Marta.- Tego nikt nie wie… Czasem przez dwie doby nie wyda z siebie głosu, a potem, jakby chciał odrobić zaniedbanie, zaczyna szaleć.O właśnie teraz zwariował, jakby się chciał popisać.Nienawidzę tego okropnego instrumentu!- A czemu go pan nie każe naprawić?- Przed laty i tego próbowano, ale nikt obłąkańca nie wyleczył.- A może w nim gnieżdżą się myszy?- Na dobrą sprawę w tym strasznym pudle mogłoby się zmieścić nawet cielę, łatwo.:-więc mogą być i myszy.Proszę sobie wyobrazić, ze tego zegara nikt nigdy nie nakręca, a to zwierzę czasem chodzi.Diabli go chyba nakręcają! dokończył z rozdrażnieniem.- Ach, jak pan może mówić coś podobnego?- Bardzo przepraszam, ale taki złośliwy grat może spokojnego człowieka wyprowadzić z równowagi.Ralf, porzuciwszy grzyby, zbliżył się do zegara i spojrzał mu z bliska w twarz, sczerniałą, zaśniedziałą i ponurą.- Oh, warczy! - zawołał wesoło.- Warczy jak zły pies… Proszę pana, a czy on nie wygrywa kurantów?- A czy diabeł śpiewa godzinki? - odrzekł Dziurawiec posępnie.- Chętnie kazałbym spalić to wstrętne pudło, ale pan Mościrzecki nie pozwala, bo to rodzinna pamiątka.Właśnie ów rejent przywiózł go z Gdańska.Panu Mościrzeckiemu łatwo gadać, bo u siebie na dole nie słyszy, co ten zegar tutaj wyprawia, ale ktoś, co go z nagła usłyszy, ma wrażenie, że to trumna wydaje ponure głosy.Pokoje państwa są w pobliżu, więc dobrze, że jesteście uprzedzeni, bo to zwierzę gotowe w nocy oszaleć! Ale proszę jeść i nie zajmować się tym gruchotem bo jestem przekonany, że im się więcej będzie o nim mówiło, tym się stanie złośliwszy.Znana jest złośliwość rzeczy martwych! Oprócz tego piekielnego zegara jest tu taka szafa, którą by można nazwać jego ciotką.Dobrze, że sobie przypomniałem.Stoi ona w waszym pokoju, młodzi panowie, i posiada również straszliwe zwyczaje…- A cóż może uczynić szafa? - zdumiała się pani Marta.- Zwyczajna szafa jest istotą najłagodniejszą na świecie - rzekł Dziurawiec sentencjonalnie.- Ale to nie jest zwyczajna szafa! Ni stąd ni zowąd, ale zawsze w nocy, otwiera się z trzaskiem, jak gdyby ktoś ukryty w jej wnę.trzu dusił się z braku powietrza i gwałtownie uderzał w jej odrzwia.- A kto w niej siedzi ukryty?- Nikt, czcigodna pani Marto.Po cóż by ktoś ukrywał się w szafie?- Może krzywo stoi? - pytał Ralf z niedowierzaniem.- Czy ja wiem? I to też być może… Tak czy owak, szafa sama się otwiera i straszy ludzi.Nocował raz w tym pokoju handlujący drzewem kupiec, który przyjechał kupować w Przypłociu las.Tej właśnie nocy szafa miała atak, kupiec wyskoczył w bieliźnie przez okno i zwichnął nogę.Był o to proces, ale nasz adwokat przekonał sąd, że się kupcowi coś strasznego przyśniło, bo zjadł na kolację tłustą baraninę, i skończyło się na niczym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl