, Wolski Marcin Noc bezprawia oraz inne szalone 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pielęgniarki spisywały ich zeznania i majaczenia.„Twarda stymulacja" dotyczyła oczywiście tylko grupy nawiedzonych.Oprócz nich dla Liwszyca pracowało kilkudziesięciu wizjonerów, telepatów i astrologów „półwol-nościowych", zamieszkujących sektor C.Zaś ich rojenia, wróżby, przeczucia i wizje uzupełniane były codziennymi raportami agentów psychiatrów, zajmujących się ludźmi antycypacyjnie wrażliwymi, a żyjącymi na razie na wolności na rozległym obszarze od Władywostoku do Kaliningradu.Przed trzema laty Liwszyc opracował system, który działał niczym informatyczny cedzak, syntetyzując dane metodą wielokrotnych korekt i weryfikacji.Odpowiednie programy komputerowe potrafiły analizować mistyczny bełkot, konfrontować sprzeczne z sobą rojenia i wyciągać z nich precyzyjnie racjonalne jądro.Następnym etapem weryfikacji było przepuszczanie otrzymanych danych przez filtr prognoz wieloletnich -politycznych i ekonomicznych, a potem umieszczanie rezultatów na siatce czasoprzestrzennej.W styczniu 1976 roku podczas spotkania z Andropowem Liwszyc zaproponował realizację programu prognoz wieloletnich.- Czyżby towarzysz profesor był w stanie podać termin końca świata? - zaśmiał się Jurij Andropow.- Jeśli nastąpić miałby on w ciągu dziesięciu-dwudziestu lat, sądzę, że mógłbym.Jeśli idzie o dalszą przyszłość, to mamy do czynienia z matowieniem danych.Gubi się ich ostrość, mnoży wariantowość.Przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego zamówił prognozę piętnastoletnią.Jak najbardziej precyzyjną.- To mogę zagwarantować.Nie wiem tylko, czy będzie pomyślna - rzekł profesor.I wykonał zadanie.Na czole Andropowa pojawiły się krople potu.Przebiegł wzrokiem kolejną kartkę.Smirnow, śmiertelnie blady, czuł się jak skazaniec w celi śmierci.- Nie do wiary, po prostu nie do wiary - mruczał oberżandarm świata.- Czy wy w to wierzycie, Nikołaju Aleksiejewiczu?- Jest to tylko prognoza.Liwszyc mówił o sześćdziesięciu siedmiu procentach prawdopodobieństwa, może sześćdziesięciu ośmiu!Andropow cisnął maszynopis na podłogę.- Nawet gdyby prawdopodobieństwo wynosiło tylko dziesięć procent, perspektywa byłaby przerażająca.Gorzej, że wszystko, co tu czytam, posiada spójną, wewnętrzną logikę.Chociaż naprawdę trudno uwierzyć, że Leonid Iljicz pociągnie jeszcze pięć lat i wpadnie na pomysł, żeby uderzyć na Afganistan, że Amerykanie zamiast tego mięczaka Cartera zafundują sobie bojowego aktora, który dociśnie nas programem „Kosmicznych Potyczek".Że Polacy zbuntują się i odrzucą komunizm, stając się detonatorem zmian na miarę świata.A ten mały - podniósł z ziemi raport - mój protegowany Michaił ze Stawropola.On miałby być grabarzem Związku, przyzwolić na zjednoczenie Niemiec, rozpad Układu Warszawskiego?- Sam też przegra!- Niewielka pociecha.I wszystko miałoby zacząć się już za pół roku wyborem Polaka na papieża.Gdzie jest ten Liwszyc?Smirnow nacisnął przycisk interkomu.Zgłosiła się Lena.- Jest Ilja Dawidowicz?Towarzysz profesor czeka od pięciu minut.- Niech wejdzie.Futurolog był wyraźnie podniecony.Na jego żółtawych policzkach pojawił się nie widywany od dawna rumieniec.Czyżby spodziewał się pochwał? Andropow w milczeniu uścisnął mu rękę.Wskazał gestem, by usiadł.Potem spytał:- Ile osób zna cały raport?- Tylko my trzej.- Kto przepisywał materiał?- To jest wydruk z komputera.Obsługiwał go mój asystent, Pietia.- Nazwisko, wiek, stopień służbowy - przerwał przewodniczący ze sprawnością śledczego.- Starszy lejtnant KGB Piotr Lebiediew, specjalista cybernetyk, lat dwadzieścia osiem, członek KPZR, po studiach w Moskwie, Berlinie i Wrocławiu - profesor recytował, jakby sam był elektroniczną maszyną.- Wrocławiu? - Andropow zmarszczył brwi.Mieli tam dobry ośrodek cywilnej cybernetyki.Ale jeśli chodzi towarzyszowi przewodniczącemu o morale Lebiediewa, to jest bez zarzutu.Podobnie jego oddanie sprawie.- Rodzina?- Ojciec, pułkownik lotnictwa Matwiej Lebiediew, poległ w 1951 roku podczas internacjonalistycznej służby w Korei.Matka, Kristina, aż do śmierci była sekretarzem obwodowym związków zawodowych, naszym wpółpracownikiem.- Żonaty?- Nie, to typ komputerowego fanatyka, odludek.Uzyskane informacje wyraźnie uspokoiły przewodniczącego.Zmienił temat.- Czy gwarantujecie, towarzyszu profesorze, rzetelność prognozy?- Nie prognozowaliśmy dotąd jeszcze tak długoterminowo.Stąd pewna asekuracja.Na moje wyczucie prawdopodobieństwo sięga aż osiemdziesięciu procent.Dane wielokrotnie korygowaliśmy, a potem całą procedurę powtórzyliśmy raz jeszcze.Porównywałem ze sobą różne wizje.Nie chce wyjść inaczej.Andropow nalał sobie koniaku i wychylił pełny kieliszek duszkiem.- A co z czynnikiem przypadku? Postawiliście horoskop, podaliście daty z dokładnością tygodni lub miesięcy i twierdzicie, że jakiś czarnoroboczy cymbał z Gdańska będzie za piętnaście lat prezydentem niepodległej, kapitalistycznej Polski.A przecież jutro może skręcić kark? Chociaż ortodoksyjni marksiści uważali, że rola jednostek w historii jest znikoma, ja jednak przypuszczam, że gdyby Napoleon poległ na jakimś znanym z obrazów moście we Włoszech, a Hitler zginął w Wilczym Szańcu, losy świata mogłyby potoczyć się zgoła inaczej.- Zapewne - Liwszyc chciał poskrobać się po brodzie, ale zapanował nad sobą - prognoza mogłaby zostać przekreślona, gdyby uległy zmianie personalne zworniki deterministyczne.I to nie jeden, ale wszystkie podstawowe.- Możecie się, towarzyszu, wyrażać jaśniej? Czy mam rozumieć, że gdyby Leonid Breżniew żył krócej, Polak nie został papieżem, Cartera wybrano by na drugą kadencje a ten niewydarzony elektryk z Gdańska nie przystąpił do dysydenckiego kółka, to nasze imperium pozostałoby niezachwiane?- To należałoby zbadać.Ale na pewno miałoby większe szansę.Jurij Andropow wstał.Przeszedł się po gabinecie.Znowu przez chwilę wpatrywał się w mapę.- Ile czasu zajęłoby wam przygotowanie planu korektury?- Słucham?- Wytypowanie do eliminacji wszystkich istotnych, jak to wy ich nazywacie.zworników oraz przeanalizowanie następstw takiej operacji.- Sądzę, że po miesiącu mogłaby powstać wstępna ekspertyza.Przewodniczący uśmiechnął się.Po raz pierwszy tego wieczora.- Daję wam dwa tygodnie, profesorze.I mam nadzieję, że nas nie zawiedziecie.Liwszyc spuścił oczy niczym zasromana panienka.- Nie będę taił, że samodzielnie zacząłem już badania nad możliwościami korekty - rzekł.- Teraz zostawcie mnie samego - zignorował tę informację Andropow.- Jeszcze raz przeczytam waszą prognozę.Potem ją zaszyfrujecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl