, Wharton William Tato 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiesz co, John, skoro już tu jesteś, mógłbyś udzielić mi lekcji prowadzenia samochodu.Czuję, że raz-dwa zacznę na nowo jeździć.Mama rzuca mi błagalne spojrzenie.- Ani mi się waż, Jacky! Nie mam zamiaru z nim jeździć.Już przedtem jeździł za szybko, a co by było teraz - boję się pomyśleć.Tato podchodzi do niej.- Niech cię o to śliczna główka nie boli, Bette: kiedy za kółkiem siedzi stary Jake Tremont, jesteś bezpieczna jak we własnym łóżku.Będziemy sobie jeździć wolniutko, podziwiać krajobrazy.Obecny tu pan John pokazał mi drogę na plażę bez jednego czerwonego światła na trasie.Całkiem jak przejażdżka po wsi.Wyjeżdża się wprost na plażę, gdzie jest kupa miejsca do parkowania.Całuje ją w kark i drugi raz w usta.Całe szczęście, że nie wspomniał o motocyklu.- Wiesz, Mamo, Tato ma rację.Powinniście częściej jeździć nad morze.Kiedy oboje poczujecie się lepiej, a ja już wyjadę, możecie zawsze wziąć taksówkę i przejechać się na plażę.Tato kładzie się na podłodze przed telewizorem.Wyciąga się na brzuchu.- Jack, na litość Boską, czego ty tam szukasz?- Jake, Bette.Chciałem tylko sprawdzić, czy potrafiłbym jeszcze ćwiczyć pompki.Stara się wypchnąć korpus do góry na słabych ramionach, ale nie daje rady.Wobec tego wygina się w pasie, unosząc tors i głowę aż do wyprostu ramion.I opuszcza się.- To będą “pompki dziadka".Pompuje tym sposobem kilka razy.Mama wychodzi do łazienki.- Johnny - stęka Tata między jedną pompką a drugą.- Ja nie chcę jeździć nad morze taksówką; na pewno zawsze lądowalibyśmy w Santa Monica, a tam jest jak na wybiegu przed domem starców: ludzie ruszają się jak muchy w smole, bez celu łażą po sklepach albo czekają na kolejny posiłek.Co krok to bank albo gabinet lekarski.Ja bym chciał pojechać do Venice, tam, gdzie byliśmy we dwóch, pamiętasz, albo połazić po Molo Washingtona.Szczerze mówiąc, najchętniej wziąłbym ten twój motocykl, ale za stary jestem, bałbym się.Chętnie połowiłbym też ryby z molo.Kiedyś lubiłem chodzić na ryby.Sam nie wiem, kiedy przestałem robić to, co lubię.Z wysiłkiem zbiera się z podłogi i opada na bujany fotel, podkulając nogę pod siebie.- Powinniśmy jeszcze z Mamą zaznać trochę radości, póki czas.Gdybyśmy naprawdę poczuli się na siłach, bardzo bym chciał przejechać się do Filadelfii: zobaczyć stare śmiecie, rodzinę, znajomych.Nie było nam tam źle.Mama wraca z łazienki: umalowała się, ale jest na granicy płaczu; w zagłębieniach pod oczami widać wilgoć.Namawiam ich na wspólną przejażdżkę, ja prowadzę.Powoli turlamy się przez Cheyiot Hills, gdzie stoją piękne duże domy ze wspaniałymi ogrodami.To jest coś, co Mama uwielbia.Te domy ucieleśniają jej pojęcie godnego życia i Mama lubi sobie od czasu do czasu przypomnieć, że mieszka w pobliżu.Lubi też pośmiać się z dziwactw architektonicznych.Wciąż powtarza, jak to dobrze mieć mały domek, w spokojnej okolicy, taki, o który człowiek sam może zadbać.Żałosne są te jej przeskoki z dumy w zawiść.Ale wiem, że to jej dobrze robi.Tato znów usiadł z przodu i naśladuje ruchy moich rąk i nóg.Wciska nie istniejący hamulec i kręci wyimaginowaną kierownicą.Mama chichocze, krzywi się i mówi, żeby przestał pajacować.Ale jemu spodobało się błaznowanie dla niej.Przy automatycznym układzie kierowniczym, samochód właściwie prowadzi się sam.Tato na pewno dałby sobie radę jako kierowca.Po co miałby sobie zawracać głowę jakimiś egzaminami? Co mu zrobią, jak go złapią - wsadzą do więzienia?Odwożę ich do domu i proponuję, żeby się zdrzemnęli.Mama jest nie w humorze.Szepcze mi do ucha:- Każ mu iść do swojego pokoju, Jacky.Powiedz mu, że ja muszę odpocząć.Jak ja mogę Tacie powiedzieć coś takiego? Delikatnie napomykam, że Mama jest zmęczona, powinna się spokojnie przespać.- Ja się w ogóle nie kładę, Johnny.Wykopię dołek w podwórzu, wpuszczę tam starą puszkę po konserwach i trochę popukam w golfa.Zawsze chciałem grać w golfa, wiesz, John? Mam w garażu stary kij golfowy i kilka piłek.Wykopię dołek i zatknę w nim chorągiewkę.Nareszcie będę mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że dłubię w ziemi.Nagle przypomina mi się jego grób.Tato, chichocząc, schodzi po schodkach na patio, mija furtkę i wchodzi do ogrodu.Wskakuję w samochód i jadę z powrotem do Marty.Jest sobota, Marty ma wolne, więc możemy zapolować na nowy dom.Ciąża Marty zaczyna być widoczna.Marty nadal szuka lekarza, który odebrałby poród metodą Leboyera - to ten Francuz, od narodzin bez gwałtu.Jak wyglądałby świat, gdyby wszyscy ludzie rodzili się w zminimalizowanym szoku, gdyby wkraczali w życie z uczuciem, że są tu oczekiwani i z pamięcią stanu prenatalnego? Może nie baliby się śmierci aż tak bardzo, gdyby pamiętali, jak to jest nie być jeszcze narodzonym.Mam głębokie przekonanie, że nieszczęścia tego świata biorą się w dużej mierze z lęku przed śmiercią.Jedziemy samochodem rodziców: jest wygodniejszy od starej toyoty Marty.Jedziemy przez Wilshire do Santa Monica, i dalej na południe, w kierunku Venice.Wypatrujemy tablic “DO WYNAJĘCIA".Chcielibyśmy, jeżeli to będzie możliwe, uniknąć pośrednika.Za swoje obecne mieszkanie Marty płaci dwieście; są skłonni płacić do dwustu pięćdziesięciu, a nawet trzystu, jeżeli dom okaże się tego wart.Po kilku rozmowach w domach nadal zamieszkałych przez obecnych lokatorów i po serii telefonów, pod którymi odzywają się pośrednicy, zaczynamy tracić nadzieję.Domy są albo za małe, albo bez podwórka, albo właściciele nie życzą sobie dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl