, Winnetou t.3 May K 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak upłynęły ze trzy godziny, kiedy usłyszałem nagle głośny okrzyk kobiety.Widziałemprzedtem, lecz nie zważałem na to, że Ciemny Włos wyszła ze swojego namiotu i oddaliła się.Teraz nadbiegła pośpiesznie krzycząc donośnie, zniknęła w namiocie i ukazała się potem zojcem, który też gdzieś z nią popędził wołając głośno.Wszyscy, którzy znajdowali się bliskonich, pośpieszyli za nimi.Z tego wywnioskowałem, że stało się coś ważnego.Może miało tojakiś związek z kradzieżą papierów?Niebawem zjawił się Jedno Pióro.Przybiegł wprost do miejsca, gdzie stałem pod drze-wem, i zawołał: Old Shatterhand wszystko umie.Czy jest także lekarzem? Tak  odrzekłem w nadziei, że zaprowadzą mnie do chorego i będą musieli rozwiązać. Umiesz więc leczyć chorych? Tak. Ale zmarłych nie wskrzeszasz? Czy umarł kto? Moja córka. Twoja córka? Ciemny Włos?  spytałem przerażony. Nie, jej siostra, skwaw młodego wodza Pidy.Leżała skrępowana na ziemi bez ruchu.Nasz czarownik zbadał ją i powiedział, że umarła, zabita przez Santera, który ukradł mówiącypapier.Czy Old Shatterhand pójdzie przywrócić jej życie? Zaprowadzcie mnie do niej!Odwiązano mnie od drzewa i związawszy ręce oraz spętawszy luzno nogi poprowadzonoprzez wieś do namiotu Pidy.Bardzo mi to było na rękę, że mogłem teraz poznać położenietego namiotu, gdyż, jak wiadomo, znajdowały się tam moje strzelby.Przed wejściem roiło sięod czerwonoskórych mężczyzn, kobiet i dzieci, którzy rozstąpili się z uszanowaniem, zosta-wiając mi wolne przejście.Wszedłem z Jednym Piórem do namiotu, gdzie obok leżącej na ziemi rzekomo zmarłejsiedziała Ciemny Włos i jakiś brzydki stary mężczyzna.Był to czarownik.Ujrzawszy mnie,wstali oboje.Jednym rzutem oka objąłem całe wnętrze namiotu.Po lewej stronie zauważyłemswoje siodło razem z derką, a na jednej z bocznych tyk zawieszone rewolwery i nóż.Przed-mioty te znajdowały się teraz tutaj, ponieważ gospodarz namiotu miał zostać ich właścicie-lem.Aatwo sobie wyobrazić, jak się tym ucieszyłem.240  Niechaj Old Shatterhand przypatrzy się umarłej, czy będzie ją mógł ożywić!  poprosiłmnie Jedno Pióro.Ukląkłszy zacząłem ją badać związanymi rękoma.Dopiero po dłuższym czasie wyczułem,że krew krąży jeszcze w jej żyłach.Ojciec i siostra utkwili we mnie oczy pełne niepokoju. Ona nie żyje i nikt jej nie wskrzesi  oświadczył czarownik. Old Shatterhand to potrafi  stwierdziłem. Potrafisz to? Rzeczywiście?  spytał Jedno Pióro skwapliwie i radośnie. Zbudz ją, zbudz ją!  błagała Ciemny Włos, kładąc obie ręce na moim ramieniu. Tak, potrafię i uczynię to  rzekłem. Jeśli jednak życie jej ma wrócić, nikt oprócz mnienie śmie być przy zmarłej. Musimy więc wszyscy wyjść? zapytał ojciec. Tak. Uff! Czy ty wiesz, czego żądasz? Czego?  spytałem, choć wiedziałem o tym dobrze. Tu jest twoja broń.Gdybyś ją dostał, byłbyś wolny.Czy przyrzekasz, że jej nie do-tkniesz?Jak ciężko przyszło mi na to odpowiedzieć! Nożem mogłem rozciąć więzy.Gdybym zaśmiał sztucer i rewolwery, chciałbym zobaczyć śmiałka, który by się porwał na mnie.Ale nie!Rozpoczęłaby się walka, której należało unikać.Oprócz tego wstrętnym mi się wydało korzy-stanie w takim celu z omdlenia kobiety.Na skórze, która służyła do robót kobiecych, ujrzałemigły, świdry i rozmaite inne rzemieślnicze narzędzia, a obok tego dwa czy trzy małe noże,jakich Indianki używają do rozcinania silnych żylastych szwów.Te małe, cienkie klingi by-wają nieraz bardzo ostre.Za pomocą takiego noża mogłem się też uwolnić, toteż odpowie-działem śmiało: Przyrzekam.Jeśli chcecie upewnić się co do tego, możecie zabrać stąd moją broń. To niepotrzebne.Wiemy, że Old Shatterhand przyrzeczenia dotrzyma.Ale to nie wystar-czy. Czegóż jeszcze żądacie? Ponieważ jesteś odwiązany od drzewa, to mógłbyś także bez broni próbować ucieczki.Czy przyrzekasz mi, że teraz tego nic zrobisz? Tak. I że potem wrócisz do drzewa i pozwolisz się tam przywiązać? Daję ci na to moje słowo! To wyjdzcie! Old Shatterhand nie jest kłamcą jak Santer, jemu możemy zaufać.Skoro tylko wyszli z namiotu i zostałem sam, schowałem jeden z noży do spiętego rękawaod koszuli, a potem dopiero zająłem się chorą.Mąż jej był na polowaniu, a Santer skorzystał z tego, aby wedrzeć się do namiotu.Od tejchwili upłynęło już tyle czasu, a ona leżała ciągle bez przytomności.Mogło to być nie tylkoomdlenie wywołane przestrachem, lecz także ogłuszenie.Dotknąwszy jej głowy, poczułem,że szczyt czaszki jest silnie opuchnięty.Gdy nacisnąłem to miejsce, kobieta boleśnie wes-tchnęła.Nacisnąłem po raz drugi i trzeci, dopóki nie otworzyła oczu i nie popatrzyła na mnie.Wzrok jej był z początku bezmyślny, potem jednak wyszeptała moje nazwisko: ,,Old Shatter-hand. Czy znasz mnie?  zapytałem. Tak. Oprzytomnij! Nie zemdlej na nowo, bo umrzesz! Co się z tobą stało?Grozba śmierci poskutkowała.Przy mojej pomocy Indianka usiadła prosto, położyła ręcena bolącej głowie i rzekła:241  Byłam sama, gdy on wszedł i zażądał woreczka z lekami.Gdy mu odmówiłam, uderzyłmnie. Gdzie był ten woreczek? Czy go już nie ma? Spojrzała w górę ku jednej z tyk i zawołałastłumionym ze strachu głosem: Uff! Nie ma go, on go zabrał! Uderzona upadłam i nic więcej nie pamiętam.Teraz dopiero przypomniały mi się zapewnienia Pidy, że schował papiery bardzo staran-nie.w woreczku zawierającym ,,leki.A dzisiaj Santer przed odjazdem chełpił się, że ma tepapiery wraz z całym opakowaniem.Zabrał je więc, a zarazem ukradł wodzowi ,,leki , czyli:wyrządził mu szkodę niemal niepowetowaną.Pida musiał natychmiast puścić się w pogoń zazłodziejem, by wszystko odzyskać. Czy jesteś już dość silna, aby nie zemdleć, czy może znowu upadniesz?  zapytałem. Nie upadnę  oświadczyła. Ty powróciłeś mi życie.Dziękuję ci!Odchyliłem zasłonę namiotu.Ojciec i siostra stali tuż za nią, a reszta mieszkańców wsinieco dalej. Wejdzcie!  wezwałem oboje. Zmarła ożyła.Jaką radość wywołały moje słowa, tego chyba mówić nie trzeba.Ojciec i córka, a wraz znimi wszyscy Keiowehowie, byli pewni, że dokonałem cudu, ja zaś nie miałem powodu po-zbawiać ich tego przekonania.Zarządziłem okłady na głowę i pokazałem, jak się je robi.Równie wielką jak ta radość była także wściekłość z powodu zniknięcia woreczka z ,,lekami.Musiano oczywiście donieść o tym Tanguie, który wyprawił zaraz oddział wojowników wpogoń za złodziejem, a równocześnie kilku posłańców, by odszukali Pidę.Jedno Pióro za-prowadził mnie na powrót do drzewa śmierci i tam przywiązał.Nie skąpił mi przy tym po-chwał i rozpływał się z wdzięczności, oczywiście na sposób indiański [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl