, Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 03 Lekcja miłoœci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To dziÄ™ki twoim pouczeniom.Kit machnÄ…Å‚ niedbale rÄ™kÄ….- Nie, ty tego dokonaÅ‚aÅ›.A skoro dziÅ› odniosÅ‚aÅ› sukces, spo­dziewam siÄ™, że bez trudu znajdziemy dla ciebie dobrego męża.Jutro rano pewnie nasz dom zamieni siÄ™ w kwiaciarniÄ™, kiedytwoi liczni wielbiciele zacznÄ… przysyÅ‚ać bukiety.Nim siÄ™ obej­rzysz, bÄ™dziesz miaÅ‚a na palcu obrÄ…czkÄ™, a my bÄ™dziemy ci ma­chać na pożegnanie, patrzÄ…c, jak odjeżdżasz w podróż poÅ›lubnÄ….To bÄ™dzie cudowny dzieÅ„, nieprawdaż? CaÅ‚y plan Violet do tegowÅ‚aÅ›nie zmierzaÅ‚.- Tak, oczywiÅ›cie.- Eliza byÅ‚a rada, że ciemnoÅ›ci, zalegajÄ…cew powozie, skrywajÄ… jej twarz.Mąż i małżeÅ„stwo to dokÅ‚adnie to, czego pragnÄ™, powtórzyÅ‚asobie.Tak wÅ‚aÅ›nie, jak powiedziaÅ‚ Kit.Ale czy on musi o tym mó­wić z takim entuzjazmem? Czy aż tak bardzo chciaÅ‚by, żeby wresz­cie zniknęła z jego życia?Zadowolenie, które towarzyszyÅ‚o jej przez caÅ‚y 'Wieczór, nag­le gdzieÅ› znikÅ‚o.Jak nocna mgÅ‚a pod dotkniÄ™ciem nieubÅ‚aganychpromieni sÅ‚oÅ„ca.SplotÅ‚a rÄ™ce na kolanach i wsÅ‚uchaÅ‚a siÄ™ w odgÅ‚osynocy.Turkot kół na bruku, woÅ‚anie stróża nocnego.- JesteÅ›my na miejscu - oznajmiÅ‚ Kit, kiedy parÄ™ minut pózniejstanÄ™li przed Raeburn House.WyskoczyÅ‚ z powozu jako pierwszy,po nim wysiadÅ‚ Adrian i obaj pomogli damom zejść na ziemiÄ™.- Vi, czy poprosiÅ‚aÅ› Francois, żeby coÅ› dla nas przyszykowaÅ‚?- Kit zwróciÅ‚ siÄ™ do szwagierki, gdy wszyscy czworo wchodzili do153 domu.- Czy może mam iść do kuchni i zobaczyć, co uda mi siÄ™wyszperać w spiżarce?- Wiesz dobrze, że masz zakaz wstÄ™pu do kuchni.- Vio­let Å›ciÄ…gnęła rÄ™kawiczki i podaÅ‚a lokajowi wieczorowÄ… pelerynkÄ™.- Francois omal nie zÅ‚ożyÅ‚ wymówienia ostatnim razem, kiedypostanowiÅ‚eÅ›  poszperać" w jego królestwie.Nie mogÄ™ sobie po­zwolić na to, żeby siÄ™ na nas obraziÅ‚, dobry francuski kucharz toprawdziwy skarb.Znam co najmniej dziesięć domów, w tym jed­nego ksiÄ™cia krwi, gdzie zatrudniono by go w okamgnieniu.Ale,pamiÄ™tajÄ…c o twoim żoÅ‚Ä…dku bez dna, poleciÅ‚am, żeby w bawialninaszykowano maÅ‚e co nieco.- Violet, jesteÅ› wspaniaÅ‚a.- MrugnÄ…Å‚ do niej.- Kto jeszcze maochotÄ™ na przekÄ…skÄ™?- Ja chÄ™tnie napijÄ™ siÄ™ brandy.- Adrian skierowaÅ‚ siÄ™ w stronÄ™schodów.- Ja dziÄ™kujÄ™.-Violet uniosÅ‚a spódnice i podążyÅ‚a za mężem.- MuszÄ™ zajrzeć do Georgianny.Pewnie jest gÅ‚odna.Eliza weszÅ‚a na schody za Kitem i oboje zatrzymali siÄ™ na pół-piÄ™trze.Kit odwróciÅ‚ siÄ™ do niej, jakby dopiero teraz przypomniaÅ‚sobie o jej istnieniu.- A ty, Elizo? PrzyÅ‚Ä…czysz siÄ™ do nas?W gardle miaÅ‚a wielkÄ… kulÄ™.PokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ….- To byÅ‚ wieczór peÅ‚en wrażeÅ„.Lepiej pójdÄ™ siÄ™ poÅ‚ożyć.- Zatem dobrej nocy.Przez moment wyglÄ…daÅ‚, jakby miaÅ‚ zamiar powiedzieć coÅ›jeszcze.Ale zamiast tego zamknÄ…Å‚ usta i zamilkÅ‚ na dobre.StaÅ‚przed niÄ…, kiwajÄ…c siÄ™ na piÄ™tach i najwyrazniej miaÅ‚ ochotÄ™ opuÅ›cićjÄ… czym prÄ™dzej.- DziÄ™kujÄ™, dobranoc - powiedziaÅ‚a i poszÅ‚a do sypialni zmÄ™­czonym, osowiaÅ‚ym krokiem.154 13Gromki Å›miech dobiegaÅ‚ zza drzwi salonu na parterze.- Co to za harmider? - Kit zwróciÅ‚ siÄ™ do Marcha, wchodzÄ…cprzez frontowe drzwi rezydencji Raeburn.Gdy podawaÅ‚ majordo-musowi kapelusz i rÄ™kawiczki, powietrze przeszyÅ‚ kolejny gÅ‚oÅ›nywybuch wesoÅ‚oÅ›ci.- To panna Hammond przyjmuje popoÅ‚udniowe wizyty, mi­lordzie.Głównie panów.Kit przetrawiÅ‚ tÄ™ nowinÄ™.- Hm.- Półtorej godziny temu jego książęca wysokość zareagowaÅ‚podobnie i wyszedÅ‚ do klubu.MówiÅ‚ coÅ›, że chciaÅ‚by móc usÅ‚yszećwÅ‚asne myÅ›li.Kit uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ blado.- Jak dÅ‚ugo już tam siedzÄ…?- Pierwsi goÅ›cie zaczÄ™li siÄ™ schodzić zaraz po lunchu - MarchurwaÅ‚.-JeÅ›li pan pozwoli, milordzie, chciaÅ‚bym pogratulować suk­cesu.Musi pan siÄ™ cieszyć, widzÄ…c, jak wspaniale panna Eliza radzisobie w tym sezonie.Mnie i reszcie sÅ‚użby trudno byÅ‚o nie zauważyć,jak ciężko pan z niÄ… pracowaÅ‚, wiÄ™c pewnie jest pan zachwycony.Kit powstrzymaÅ‚ siÄ™ przed gniewnym grymasem.- O tak, absolutnie zachwycony.ChwilÄ™ pózniej wysoki mężczyzna w granatowym surduciewyszedÅ‚ z salonu, stukajÄ…c obcasami o marmurowÄ… posadzkÄ™.>Kit, zaskoczony, uniósÅ‚ wysoko brwi.- Vickery? A ty co tutaj robisz?Przez twarz przyjaciela przemknÄ…Å‚ wyraz lekkiego zakÅ‚opotania.- Winter.CzyżbyÅ› dopiero wróciÅ‚ z targów w Raycroft?- Tak, wÅ‚aÅ›nie wszedÅ‚em do domu.- Kit zaÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce na piersi.- Szczerze mówiÄ…c, spodziewaÅ‚em siÄ™, że ciÄ™ tam spotkam.Wysta­wiono na sprzedaż mnóstwo fantastycznych koni, szkoda, żeÅ› toprzegapiÅ‚.155 - No tak, ale w moich stajniach wÅ‚aÅ›ciwie już peÅ‚no, a pozatym.miaÅ‚em na dziÅ› inne plany.Jak widać.Ciekawe, jak dÅ‚ugo to trwa? Vickery zaleca siÄ™ do Eli­zy Hammond? PomyÅ›leć tylko, że nie tak dawno, siedzÄ…c naprzeciwniego, obmawiaÅ‚ ElizÄ™, nie pozostawiajÄ…c na niej suchej nitki.Cieka­we, czy odprawiÅ‚aby go z kwitkiem, gdyby o tym wiedziaÅ‚a?- Cóż, miÅ‚o ciÄ™ byÅ‚o zobaczyć - powiedziaÅ‚ Vickery.- Pewniespotkamy siÄ™ jutro, bo panna Hammond obiecaÅ‚a, że da siÄ™ zabraćna przejażdżkÄ™ moim nowym powozem.No proszÄ™, teraz już jÄ… zabiera na przejażdżki.Czy ten czÅ‚owieknie ma wstydu?Kit powstrzymaÅ‚ grymas niezadowolenia.- Tylko nie jedz za szybko, żeby ci nie wypadÅ‚a gdzieÅ› na za­krÄ™cie.Vickery przyglÄ…daÅ‚ mu siÄ™ przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™.W koÅ„cuuznaÅ‚, że Kit żartuje.- Ha, ha, nie obawiaj siÄ™.BÄ™dzie bezpieczna jak niemowlÄ™ w ko­Å‚ysce.- I koÅ‚yski siÄ™ przewracajÄ….- Ta siÄ™ nie przewróci.Nic jej nie bÄ™dzie, już ja siÄ™ o to po­staram.- Nie wÄ…tpiÄ™.Vickery uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niego niewyraznie, po czym z wdziÄ™cz­noÅ›ciÄ… przyjÄ…Å‚ z rÄ…k Marcha swój kapelusz.Nasadziwszy go na gÅ‚owÄ™,skinÄ…Å‚ Kitowi na pożegnanie i wyszedÅ‚.Nim jeszcze majordomus zdążyÅ‚ zamknąć za nim drzwi,w progu pojawiÅ‚ siÄ™ kolejny dżentelmen.- Witaj, March.- Wicehrabia Lancelot Brevard przywitaÅ‚ siÄ™jak ze starym znajomym.- Jak siÄ™ miewasz tego piÄ™knego popo­Å‚udnia?- Zwietnie, milordzie.A pan?- WyÅ›mienicie.- Panna Hammond jest w salonie, milordzie.- March pospie­szyÅ‚ z informacjÄ…, doskonale znajÄ…c cel wizyty wicehrabiego.156 Brevard podziÄ™kowaÅ‚ sÅ‚użącemu, po czym odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™.Oczy mu bÅ‚ysnęły.- Winter.Nie zauważyÅ‚em ciÄ™.Kit wcisnÄ…Å‚ rÄ™ce w kieszenie spodni.- Nie miaÅ‚em zamiaru siÄ™ czaić.Brevard zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ lekko.- Wchodzisz? - Znowu Å›miech dobiegÅ‚ zza drzwi salonu.-Wydaje siÄ™, że niezle siÄ™ tam bawiÄ….- Na to wyglÄ…da.Ale nie, idÄ™ do siebie, - StrzepnÄ…Å‚ niewidocz­ny pyÅ‚ek z klapy surduta.- Mam plany na wieczór.- A, czyli nie zobaczymy ciÄ™ dziÅ› w operze?- My?- Tak, panna Hammond obiecaÅ‚a wybrać siÄ™ tam dziÅ› wie­czorem ze mnÄ… i z mojÄ… siostrÄ….PrzyszedÅ‚em uzgodnić ostatnieszczegóły.- Nigdy nie przepadaÅ‚em za operÄ….- No cóż, to jest rzecz, którÄ… albo siÄ™ lubi, albo nie.- BrevardoparÅ‚ dÅ‚oÅ„ na biodrze.- Szkoda, że minÄ™liÅ›my siÄ™ ostatnio u Jack­sona.Masz tam fantastycznÄ… reputacjÄ™.Podobno znowu rozÅ‚ożyÅ‚eÅ›na deskach jego najlepszego zawodnika.Kit skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Staram siÄ™ nie wyjść z wprawy.- KtóregoÅ› rana musimy umówić siÄ™ na pojedynek.- BrevarduÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ zachÄ™cajÄ…co.- Jasne, z przyjemnoÅ›ciÄ….- PójdÄ™ już przywitać siÄ™ z damami.Do zobaczenia, Winter.'- Do widzenia.Gdy Brevard wchodziÅ‚ do salonu, melodyjny gÅ‚os Elizy, witajÄ…­cej nowo przybyÅ‚ego, wybiÅ‚ siÄ™ ponad inne.A wiÄ™c wybieraÅ‚a siÄ™ z nim wieczorem do opery? Nawet niewiedziaÅ‚.WÅ‚aÅ›ciwie nie znaÅ‚ już jej rozkÅ‚adu zajęć tak dobrze,jak kiedyÅ›.W ciÄ…gu tych trzech tygodni, jakie upÅ‚ynęły od baluu Lymondhamów i jej powtórnego wejÅ›cia w towarzystwo, ichdrogi stopniowo zaczęły siÄ™ rozchodzić.157 Nie byÅ‚o już wspólnych poranków, spÄ™dzanych w domu na lek­cjach, ani konnych spacerów po parku [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl