, Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale dlaczego ktoś chciałby stąd uciekać natychmiast po wylądowaniu, rozważała zdezorientowana Sallah.Zupełnie nowy, przepiękny świat, a Avril nawet nie poczeka, żeby wykorzystać swoją szansę.A może właśnie poczeka?Sallah kontynuowała badania przez całe trzy dni, po czym skopiowała wszystkie dane i wymazała plik z pamięci.Zanim weszła na pokład wahadłowca, by powrócić na planetę, zaczęła rozumieć, dlaczego załodze potrzebne były trzy dni odpoczynku.Biedna wypatroszona Yoko robiła przygnębiające wrażenie.Dwa mniejsze statki, Buenos Aires i Bahrain, wywoływały pewnie klaustrofobię.Ale przeładunek zbliżał się już ku końcowi i wkrótce trzy statki kolonizacyjne zostaną na swej samotnej orbicie - puste.Od tej pory widać je będzie jedynie o świcie i o zmroku, jako trzy świecące punkciki, odbijające promienie Rukbat.Rozdział VPomimo milczącej dezaprobaty rodziców dla Seana Connella jako przyjaciela córki, Sorka znajdowała wiele powodów, by się z nim dalej widywać.Stwierdziła, że udało jej się przełamać jego nieufność.Co ciekawe, zauważyła także, że rodzina chłopca traktowała ich znajomość z identyczną niechęcią jak jej własna.To oczywiście dodawało smaku całej sprawie.Łączyła ich przede wszystkim fascynacja latającym stworzeniem i gniazdem pełnym jajek.Sorka obserwowała gniazdo razem z Seanem, nie tylko by udaremnić mu ewentualne zakusy na mieszkańców, ale także po to by nie przegapić wylęgu.Tego ranka - był akurat dzień wolny - Sorka przygotowała się na drugie czuwanie: przyniosła ze sobą kanapki.Zrobiła ich sporo, by móc się podzielić z Seanem.Leżeli na brzuchach, ukryci w zaroślach pokrywających szczyt skały; w miejscu skąd gniazdo było dobrze widoczne.Złote stworzonko wygrzewało się nad brzegiem morza, nie spuszczając z jajek roziskrzonych oczu.- Zupełnie jak jaszczurka - szepnął Sean.Jego oddech załaskotał Sorkę w ucho.- Ależ skąd - zaprotestowała Sorka, przypominając sobie ilustracje w książce z bajkami.- Raczej jak mały smok.Smoczek - powiedziała prawie napastliwie.Uważała, że “Jaszczurka” to bardzo niestosowne miano dla tak cudownej istoty.Ostrożnie strzepnęła dłonią kolejnego z wielonogich stworów, który w pośpiechu przeciskał miedzy źdźbłami trawy swoje segmentowane ciało.Felicja Grant, nauczycielka botaniki, nazwala robaka przedstawicielem rodziny krocionogów i cieszyła się na ich widok.Przedstawiła klasie ich cykl rozwojowy: dorosłe formy rodziły młode, które pozostawały przyczepione do rodzica, póki nie osiągnęły tych samych rozmiarów.Wtedy odpadały.Dwie dojrzewające młode formy siedziały często jedna za drugą.Sean leniwie budował zaporę z liści, by skierować krocionoga od siebie.- Węże zjadajom ich mnóstwo, a wherry zjadajom węże.- Wherry zjadają też inne wherry - stwierdziła Sorka z odrazą, przypominając sobie widok padlinożerców przy pracy.Obudził ich cichy szczebiot; zdążyli się już zdrzemnąć w południowym upale.Złoty smoczek rozpościerał skrzydła.- Chroni je - odezwała się Sorka.- Nie.Wita.Sean w każdej dyskusji zwykł zajmować przeciwne stanowisko.Sorka przyzwyczaiła się już, oczekiwała tego nawet.- Może jedno i drugie - zasugerowała tolerancyjnie.Sean tylko prychnął.- Założem się, że ten pełzacz zwiewał przed wężem.Sorka stłumiła dreszcz.Nie pozwoli Seanowi zobaczyć, jak bardzo brzydzi się śliskich stworzeń.- Miałeś rację.Ona je wita.- Otworzyła szeroko oczy.- Ona śpiewa!Sean uśmiechnął się, gdy świergot przybrał bardziej liryczny ton.Stworzenie przechyliło głowę, tak że widzieli, jak wibruje mu gardło.Nagle powietrze ponad skałą stało się gęste od smoczków.Zaskoczony Sean chwycił ramię Sorki, równocześnie nakazując jej milczenie.Sorka zastygła z otwartymi ustami.I tak nie mogłaby dobyć z siebie żadnego dźwięku; zachwycona, była w stanie się jedynie przyglądać.Błękitne, brązowe i spiżowe smoczki wisiały w powietrzu, śpiewając w chórze razem ze złotym.- Muszą być ich setki, Sean.- Stworzenia przemykały i zataczały koła w powietrzu, tak że wydawało się, iż jest ich pełno.- Tylko dwanaście jaszczurek - odparł Sean lekceważąco.- Nie, szesnaście.- Smoczków - poprawiła Sorka stanowczo.Sean zignorował jej słowa.- Zastanawiam się dlaczego.- Patrz! - Wskazała nową grupę smoczków, które pojawiły się nagle, niosąc wielkie kłęby ociekających wodą wodorostów.Zjawiało się ich coraz więcej, każdy miał coś wijącego się w pysku.Stworzenia składały ciężar na wodorostach, które utworzyły nieregularny krąg wokół gniazda.- Zupełnie jak zapora - mruknęła Sorka w podziwie.Inne smoczki albo może te same, które przyleciały po raz drugi, znosiły krotionogi i robaki, rzucając je lub grzebiąc w wodorostach.Nagle, widząc, jak pierwsze z jajek pęka i pokazuje się maleńka, wilgotna główka, Sorka i Sean przywarli do siebie, by stłumić podniecenie.Latające stworzenia nagle przerwały polowanie i wydały z siebie złożony ćwierkot.- Widzisz, witają je! - Sean zdobył pewność, że od początku miał rację.- Nie! Chronią! - Sorka wskazała dwa płaskie pyski olbrzymich cętkowanych węży po drugiej stronie zarośli.Smoczki dostrzegły intruzów i natychmiast kilka rzuciło się na wystające głowy.Cztery bestyjki zmusiły gady do odwrotu w krzaki.Gałęzie gwałtownie zaszeleściły, po czym zwycięzcy wzbili się w powietrze, głośno świergocząc.W tym czasie pękły kolejne cztery skorupki.Dorosłe smoczki tworzyły żywy łańcuch, dostarczający pożywienie dla pierwszego pisklęcia, które opuściło jajko i niezgrabnie kręciło się dookoła, kwiląc żałośnie.Zapora z wodorostów nie pozwalała mu odejść od gniazda.Ruch skrzydeł i zachęcający świergot kierowały je do najbliższego ze smoczków, który przyniósł młodemu rzucającą się rybę.Odważniejszy z węży wyłonił się z piasku, gdzie się ukrył, i ruszył po skale w stronę pisklęcia.Gad, zwijając ciało w pierścienie, uniósł głowę i otworzył szeroko żółwiowatą paszczę, by chwycić ofiarę.Natychmiast zaatakowały go latające stworzenia.Pisklę, wykazując się rozwiniętym instynktem samozachowawczym, przetoczyło się przez zaporę i umknęło w stronę krzaka, pod którym ukryli się Sorka i Sean.- Idź sobie - syknął chłopiec przez zaciśnięte zęby.Machnął ręką w stronę kwilącego pisklaka, chcąc go odpędzić.Nie miał ochoty zostać zaatakowany przez dorosłe smoczki.- On umiera z głodu, Sean - powiedziała Sorka, szarpiąc torebkę z kanapkami.- Nie czujesz, jaki jest wygłodzony?- Tylko mu nie matkuj! - mruknął Sean, chociaż on także wyczuł błaganie w głosie maleństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl