, Long Julie Anne Siostry Holt 02 Urocza i nieznoœna 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sylvie patrzyła na niego ze ściśniętym sercem.Dobrze wiedziała, co to jestból.Tom podniósł wzrok, zauważył ją wreszcie i twarz mu natychmiastpojaśniała.- Stara rana - wyjaśnił gładko, podnosząc rękę i wachlując nią w powietrzu.Zobaczyła siateczkę białych blizn miedzy kciukiem a palcem wskazującym.- Odczasu do czasu przypomina mi się takim bólem.A zatem przyszła pani po swoje&wynagrodzenie, panno Chapeau?Sylvie zamarła.Oszołomił ją sposób, w jaki Tom wypowiedział to słowo.Nadał mu& dodatkowy wymiar.Wzbogacił je o mnóstwo znaczeń, z którychkażde sugerowało wieloletnią, dogłębną wiedzę o tym, jak wynagradza się kobiety.Nie uśmiechał się, ale kąciki jego ust drgały, gotowe do śmiechu, gdyby tylko dałamu do ^go powód.Tom Shaughnessy mógł bez trudu wygrać z nią każdą rundę towarzyskiegoflirtu, to prawda.Czuła się zobowiązana, by zachować choć trochę przyzwoitości. On nie bał się niczego.I zdaje się, był całkiem bezwstydny.Choć na szczęście, jakna razie wykazywał Pewien rozsądek, zarówno w kwestii bezwstydu, jak i odwagi,- Przyszłam tu, bo pan o to prosił, panie Shaughnessy.Czy zarobiłam coświęcej za to, że dodałam linijkę do pana& utworu? - Nie mogła się oprzeć ipowiedziała to z odrobiną ironii.Natychmiast spoważniał i odparł podobnie ironicznym tonem:- Mam wrażenie, że zdaniem pani naszym utworom brak walorówartystycznych.Powiem pani jedno, panno Chapeau.Ci, którzy nie szukająszacunku bliznich, cieszą się wielką wolnością.- Pan z pewnością dobrze o tym wie.Miał to być tylko cięty żart.Shaughnessy zamarł na moment z trudnym do określenia wyrazem twarzyZastanawiała się, czy przypadkiem go nie obraziła, choć nie widziała po temupowodów.Nie skomentował tych słów.Otworzył niewielkie drewniane pudełko i wyjąłz niego stosik monet, które położył na rogu stołu: jej zarobek.Wymowny, choćmilczący komentarz na temat wynagrodzenia za nieprzestrzeganie granicprzyzwoitości.Sylvie zgarnęła pieniądze i oddała mu jedną monetę.- Za mój pokój i jedzenie - wyjaśniła.Oddał jej tę monetę z powrotem.- Za jedną linijkę tekstu - odparł.Uśmiechnęli się do siebie.Napięcie zelżało.- Proszę mi powiedzieć, panno Chapeau: czy pani pragnie szacunkubliznich? - zapytał beztrosko.Zorientowała się, że w ten sposób rzuca rękawicę w szranki, i nie odmówiłasobie ciętej odpowiedzi;- Ja nie muszę pragnąć szacunku, parne Shaughnessy.- Aha, rozumiem.Już go pani zyskała.- Zmiał się bezgłośnie.- I tylko kapryslosu sprowadził panią do tej jaskini zberezeństwa.Ciekawi mnie tylko jedno: skądtaka szacowna kobieca wie coś o ciele i raju? - Panie Shaughnessy, można być kobieta szanowaną i wiedzieć wiele o cielei o raju.- Kiedy wypowiadała te słowa, wiedziała już, że zabrzmią absurdalnie.- Naprawdę? Pewnie we Francji tak jest.Dziwne zatem, że wypowiadanietakich słów budzi tyle emocji&- Ja nie& Ja wcale&-  Godna szacunku najczęściej oznacza także  zamężna - mówił, jakby niezauważył jej konsternacji - Nie wiedzieć czemu, mam wrażenie, że pani nie jestmężatką i nigdy nią nie była.Mam wrażenie, że czyjś miecz prowadzi, a raczejzaprowadził panią do raju.Kim jest ten człowiek, panno Chapeau? Czy zostawiłapani we Francji kochanka?Brutalna szczerość tego pytania na moment pozbawiła ją zdolności myślenia.Zamarła, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji.To by było na tyle, jeśli chodzi orozsądne posługiwanie się bezwstydem i odwaga.W końcu udało jej się przybrać pełen dezaprobaty wyraz twarzy bez słowa.Ale on tylko się uśmiechał, przeciągając ciszę, jakby chciał powiedzieć: Tę rundęwygrałem, panno Chapeau.Sylvie rozejrzała się po pokoju w nadziei, że odzyska pewność siebie.Całąjedną ścianę pokrywały wbudowane półki.Pewnie kiedyś mieściła się tu bibliotekaalbo salonik - w czasach, gdy ten teatr był wielkim domem mieszkalnym, jakopowiadała Josephine.Półki uginały się pod książkami, co ją trochę zdziwiło, boTom Shaughnessy nie sprawiał wrażenia naukowca ani nawet osoby oczytanej,choć trzeba przyznać, że był wygadany W dodatku książki wyglądały na częstoużywane.Kiedy przyjrzała im się bliżej, przekonała się, że nie należały do rodzaju,który zwykle z dumą ustawia się w bibliotekach.Nie dostrzegła dziewiczoczystych filozoficznych tomów, które tkwią na półkach tylko po to, by robićwrażenie.W większości były to powieści - między innymi Robinson Crusoe -kwintesencja męskiej przygody.Oprócz tego parę tych okropnych rzeczy - poznałaje od razu, bo też je nieraz czytywała w sekrecie, po angielsku.Oprócz tegowypatrzyła zbiór mitów greckich - wielką księgę, niewątpliwie pełnąekstrawaganckich ilustracji na ten sam temat, z którym wiązały się teatralnepłaskorzezby.Wyobrażała sobie, że mity greckie doskonale pasują do jegopoczucia dramatyzmu, fantazji i kaprysów Shaughnessy'ego.Najbardziej jednak zdumiał ją niewielki przedmiot wciśnięty między książki:była to zabawka, mały drewniany konik z grzywą i ogonem z włosia, mający koła zamiast kopyt.Zastanawiała się czy to była dziecięca zabawka Toma i dlaczegoakurat ten przedmiot wetknięto na półkę w teatrze Biała Lilia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl