, von Sacher Masoch Leopold Wenus w futrze 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ty będziesz moja? — zawołałem w błogim rozmarzeniu.— O tak, będę twoją żoną, kochany, drogi mężu — szeptała Wanda, całując moje ręce.Przycisnąłem ją do swej piersi.— Tak, tak, od tej chwili nie będziesz już więcej Grzegorzem, niewolnikiem.Teraz jesteś znowu moim kochanym Sewerynem, moim mężem.— A on? Nie kochasz go? — zapytałem wzruszony.— Jakże mogłeś nawet przypuszczać, że kocham takiego ordynarnego człowieka? — Byłeś zupełnie zaślepiony, ja jednak tęskniłam za tobą.— Przez ciebie byłbym sobie prawie życie odebrał.— Naprawdę? — zawołała.— Ach! Drżę na samo wspomnienie o tym, że byłeś już gotów do fatalnego skoku w fale Arno!— Uratowałaś mnie — odparłem czule — twoja postać bowiem unosiła się z uśmiechem nad falami i ten uśmiech zawrócił mnie ku życiu.* * *Doznaję osobliwego uczucia, gdy trzymam ją teraz w swych ramionach, a ona spoczywa cicho na mojej piersi i pozwalając mi całować swe cudne oblicze, uśmiecha się; wydaje mi się, jakobym zbudził się z gorączkowej maligny lub był rozbitkiem, który po długiej walce z bezlitosnym morskim żywiołem wydostał się szczęśliwie na ląd.* * *— Nienawidzę tej Florencji, gdzie byłeś tak nieszczęśliwy — rzekła do mnie, gdy jej przyszedłem powiedzieć dobranoc.— Chcę odjechać jak najprędzej, jutro, już.— Bądź tak dobry i napisz dla mnie kilka listów, a ja w tym czasie pojadę do miasta i złożę znajomym pożegnalne wizyty.Zgadzasz się?— Oczywiście, moja kochana, dobra, piękna pani.* * *Zapukała rano do moich drzwi i zapytała czy dobrze spałem.Jest nadzwyczaj uprzejma.Nigdy nie przypuszczałbym, że może być tak dobra i łagodna.* * *Upłynęły już cztery godziny od wyjścia Wandy.Dawno pokończyłem swoje listy.Teraz siedzę na werandzie i patrząc na ulicę czekam, czy w oddali nie pojawi się jej pojazd.Tęskno mi trochę bez niej, jestem niespokojny, choć przecież, na Boga, nie mam żadnego powodu do wątpliwości lub obaw.Leżą one jednak na dnie mego serca i widocznie nigdy się ich już nie pozbędę.Może powodują je cierpienia minionych dni, rzucające cień na moją duszę?* * *Wreszcie przychodzi ona, promieniejąca szczęściem i zadowoleniem.— Czy wszystko jest podług twego życzenia? — zapytałem, całując czule jej rękę.— Tak, moje serce — odpowiada — dziś w nocy wyjeżdżamy, pomóż mi się tylko spakować.* * *Przed wieczorem prosi mnie, abym pojechał na pocztę i wysłał jej listy.Biorę więc jej pojazd i wracam za godzinę.— Pani pytała się o pana — mówi ze śmiechem Murzynka, gdy wstępuję na szerokie, marmurowe schody.— Był ktoś?— Nikt — odpowiada i siada, jak czarny kot, poniżej schodów.Idę powoli na górę, aż staję przed drzwiami jej sypialni.Dlaczego bije mi serce? Jestem przecież tak bardzo szczęśliwy.Otwierając cicho drzwi, odsuwam portierę.Wanda leży na otomanie, lecz nie zauważa mojej obecności.Jakże jest piękna w sukni ze srebrnoszarego jedwabiu, która uwydatnia zdradziecko wspaniałe linie jej ciała, odsłania jej cudowne piersi i piękne ramiona.Jej rozpuszczone włosy przeplecione są czarną aksamitną wstążką.Na kominku płonie potężny ogień, wisząca lampa rzuca czerwone światło, cały pokój tonie, zda się, we krwi.— Wando! — odzywam się wreszcie.— Sewerynie! — odpowiada radośnie — oczekiwałam cię niecierpliwie.Zerwała się i objęła mnie ramionami.Następnie usiadła znowu na poduszkach i chciała mnie do siebie przyciągnąć, zsunąłem się jednak łagodnie do jej nóg i położyłem głowę na jej łonie.— Czy wiesz, że dziś jestem szczególnie zakochana w tobie? — szepce i odgarnąwszy mi z czoła włosy, całuje moje oczy.— O, jak piękne są twoje oczy! Podobały mi się zawsze najbardziej, lecz dziś upajają mnie bezgranicznie.A ty, ty jesteś taki zimny, postępujesz ze mną jak z kawałkiem drewna.Ale czekaj, chcę żebyś i ty poczuł się zakochany! — mówiąc to zawisła znowu czule na moich ustach.— Nie podobam ci się już, muszę znowu być dla ciebie okrutna, dziś jestem dla ciebie zanadto dobra; wiesz co głuptasku, będę cię trochę bić batem.— Ależ dziecko!— Ja tak chcę.— Wando!— Zbliż się i daj związać — mówiła dale j skacząc swawolnie po pokoju — chcę cię widzieć prawdziwie zakochanym, rozumiesz? Oto są sznury.Czy będę mogła to uczynić?Zaczęła mi krępować nogi, potem związała silnie na plecach moje ręce, wreszcie ściągnęła mi ramiona, jak jakiemuś zbrodniarzowi.— Tak — rzekła wesoło — czy możesz się jeszcze poruszyć?— Nie.— Dobrze.Teraz zrobiła z mocnego sznura pętlicę, zarzuciła mi ją na głowę, zsunęła aż na biodra, następnie ściągnęła ją silnie i przywiązała mnie do filara.W tej chwili przejęły mnie dreszcze.— Doznaję uczucia, jak gdybym miał być stracony — rzekłem z cicha [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl