, Ken Kesey Lot Nad Kukulczym Gniazdem 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najchętniej zapadłbym się pod ziemię, uciekł jak najdalej, ale nie jestem w stanie się poruszyć.Zbyt wiele osób mi się przypatruje; ich oczy przykuwają mnie do krzesła.- Dzień dobry - rzecze oddziałowa, uśmiechając się jak dawniej.McMurphy odpowiada, lecz ja milczę, choć siostra, podnosząc głos, mnie również mówi dzień dobry.Przyglądam się czarnym; jeden ma plaster na nosie i rękę na temblaku - szara dłoń zwisa bezwładnie jak wyciągnięty z wody martwy pająk - a po sztyw­nych ruchach drugiego łatwo poznać, że ma na sobie gipsowy gorset.Obaj uśmiechają się pod wąsem.Mogli zostać w domu, żeby lizać się z ran, ale za nic nie chcieli przepuścić takiej okazji.Ja też się uśmiecham; niech sobie nie myślą!Wielka Oddziałowa łagodnie i cierpliwie tłumaczy McMurphy’emu, że jego zachowanie było nieodpowiedzialne i dziecin­ne; wpadł w złość jak mały chłopiec - czy mu nie wstyd? McMurphy na to, że mu nie wstyd; niech przechodzi do sedna.Oddziałowa opowiada, jak to wczoraj po południu na specjal­nym zebraniu pacjenci z naszego oddziału zgodzili się z perso­nelem, że wskazane byłoby poddanie McMurphy’ego kuracji wstrząsowej - chyba że uzna swoje błędy.Jeśli przyzna, że postąpił niesłusznie, pokaże, iż potrafi być rozsądny, tym razem kuracja zostanie odwołana.Krąg twarzy patrzy wyczekująco.Oddziałowa mówi McMurphy’emu, że wszystko zależy od niego.- Tak? - pyta rudzielec.- A przygotowała siostra papier, który mam podpisać?- Nie, ale jeśli pana zdaniem to koniecz.- Niech siostra doda jeszcze parę rzeczy, to załatwimy wszyst­ko za jednym zamachem.No, na przykład, że należę do spisku zmierzającego do obalenia rządu, że uważam oddział siostry za najwspanialszy po Hawajach zakątek na ziemi i tym podobne bzdety.- Nie sądzę, żeby.- A kiedy już wszystko podpiszę, przyniesie mi siostra koc i paczkę papierosów z Czerwonego Krzyża.Rany, nawet chińscy komuniści niejednego by się mogli od siostry nauczyć!- Staramy ci się pomóc, Randle.Ale on zrywa się na nogi, drapie po brzuchu i mijając od­działową i czarnych, którzy w przestrachu odskakują do tyłu, idzie w stronę stolików karcianych.- Dobra, koledzy, powiedzcie, przy którym to grywacie w pokera?Oddziałowa patrzy na niego przez chwilę, a potem wchodzi do dyżurki i podnosi słuchawkę telefonu.Dwóch czarnych sanitariuszy i jeden biały z jasnymi, kręco­nymi włosami prowadzą nas do głównego budynku.McMurphy przez całą drogę rozprawia wesoło z białym sanitariuszem, jakby nie miał żadnych zmartwień.Trawę pokrywa gruba warstwa szronu, a idący przodem czarni wydmuchują kłęby pary niczym dwie lokomotywy.Słońce wbija się klinem między chmury, rozsuwa je i zalewa blaskiem traw­nik, który zaczyna lśnić, jakby ktoś rozsypał na nim iskry.Wróble z nastroszonymi z zimna piórkami grzebią pośród iskier w po­szukiwaniu nasion.Trawa trzeszczy nam pod nogami, mijamy nory wiewiórek ziemnych, przy których widziałem psa.Jak głę­boko sięgam okiem, wiewiórcze nory wypełnia szron.Lodowa­te iskry.Czuję szron w brzuchu.Podchodzimy do znanych mi drzwi, zza których rozlega się szum podobny do brzęczenia rozgniewanych pszczół.Przed nami czeka dwóch pacjentów; zataczają się odurzeni czerwonymi kapsułkami, a jeden beczy jak dziecko i powtarza:- To mój krzyż, dzięki ci, Panie; to wszystko, co mam, dzięki ci, Panie.- Męska gra! Męska gra! - mamrocze drugi.Poznaję w nim ratownika z basenu.On również popłakuje z cicha.Ale ja nie będę płakał ani krzyczał.Jestem przecież z McMurphym.Technik każe nam zdjąć buty; McMurphy pyta, czy rozetną nam też portki i ogolą głowy.Technik odpowiada, że tak dobrze nie ma.Nity na metalowych drzwiach wpatrują się w nas jak oczy.Drzwi otwierają się i wsysają do wewnątrz pierwszego pa­cjenta.Ratownik zapiera się nogami.Z czarnego pulpitu wy­strzela snop neonowego światła, wbija się w jego poznaczone korkami czoło i wciąga do środka niby psa na smyczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl