, Tolkien J.R.R Dwie Wieze 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był KirithGorgor, Straszny Przesmyk, wejście do kraju Nieprzyjaciela.Z dwóch stron piętrzyły sięnad nim urwiska, a wstępu broniły dwie pionowe skały, czarne i nagie.Na nich sterczałyZęby Mordoru, dwie potężne, wysokie wieże.Ongi wznieśli je ludzie z Gondoru, dumni isilni po obaleniu Saurona i jego ucieczce; z tych wież miały czuwać straże, by go niedopuścić, gdyby kiedykolwiek próbował wrócić do swego królestwa.Lecz potęgaGondoru zmierzchła, ludzie zgnuśnieli, na wiele lat wieże opustoszały.Wówczaspowrócił Sauron.Rozsypujące się w gruzy strażnice odbudował, uzbroił, obsadził czujnązałogą.Z kamiennych ścian czarne okna patrzały na północ, na wschód i zachód, a wkażdym z nich zawsze czuwały bystre oczy.Wylot wąwozu od urwiska zagrodził Czarny Władca kamiennym szańcem.Była wnim jedna jedyna brama, cała z żelaza, a po jej blankach nieustannie przechadzali sięstrażnicy.W skale u podnóży gór wywiercono z obu stron setki jaskiń i lochów, w którychczaiły się zastępy orków, gotowe na jeden znak Władcy wypełznąć niby armie czarnychmrówek na wojnę.Zęby Mordoru zmiażdżyłyby każdego, kto by spróbował między nimisię przemknąć, chyba że szedłby na wezwanie Saurona lub znał tajemne hasło,otwierające Morannon, Czarną Bramę tego królestwa.Frodo i Sam z rozpaczą patrzyli na wieże i obronny szaniec.Nawet z dala i wmętnym porannym świetle widać było ruch czarnych strażników na murach i warty podbramą.Hobbici wyglądali zza krawędzi skalistej rozpadliny, gdzie leżeli ukryci w cieniunajdalej na północ wysuniętej skarpy Gór Cienia.Kruk mknąc przez zamglone powietrzez tej kryjówki wprost na czarny szczyt najbliższej wieży miałby mniej niż ćwierć mili doprzelecenia.Cienka, kręta smuga dymu biła z niej w górę, jakby u jej fundamentów wewnętrzu skały tlił się ogień.Dzień wstał, zblakłe słońce ukazało się zza martwego grzbietu Gór Popielnych.Nagle wrzask buchnął z mosiężnych gardzieli trąb, z wież strażniczych odezwał sięhejnał, a zewsząd z tajemnych kazamat i wysuniętych placówek odpowiedzianotrąbieniem; w dali zaś, odległe, lecz głębokie i złowieszcze, zadudniły zwielokrotnioneechem wśród wydrążonych gór bębny i zagrały wojenne rogi Barad-Duru.Nowy dzieńtrwogi i trudu świtał dla Mordoru; nocne straże odwołane zeszły do swoich podziemnychkwater, a na ich miejsca nadciągnęli żołdacy o srogich, okrutnych oczach i objęli wartę.Blanki warownej bramy zalśniły stalą.- Ano, doszliśmy! - rzekł Sam.- Jesteśmy pod Bramą, ale zdaje mi się, że dalej niezajdziemy.Ależby mi Dziadunio wygarnął słowa prawdy, gdyby mnie tu zobaczył.Nieraz powtarzał, że zle skończę, jeżeli nie będę ostrożniejszy.Co prawda wątpię, czyjeszcze w życiu z Dziaduniem się spotkam.Straci okazję tryumfowania "a co, niemówiłem"? Szkoda.Chętnie bym się zgodził wysłuchać wszystkiego, co miałby dopowiedzenia, niechby gderał ile sił w płucach, bylebym znów mógł popatrzeć w twarzmojego staruszka.Musiałbym tylko wykąpać się przedtem, boby mnie nie poznał. Myślę, że nie trzeba już pytać, którędy dalej pójdziemy; nie ruszymy ani kroku dalej,chyba że poprosimy orków o pomoc.- Nie, nie! na nic! - powiedział Gollum.- Nie można iść dalej.Smeagol wam to mówił:dojdziemy do Bramy, a tam zobaczymy.Zobaczyliśmy.Tak, tak, mój skarbie,zobaczyliśmy.Smeagol z góry wiedział, że hobbici tędy przejść nie mogą.tak, tak,Smeagol wiedział.- To po jakie licho tutaj nas przyprowadziłeś? - rzekł Sam, zbyt rozżalony, żeby sięzdobyć na rozsądek i sprawiedliwość.- Pan kazał.Pan powiedział: prowadz do Bramy.Dobry Smeagol posłuchał pana.Pankazał, pan mądry.- Kazałem - przyznał Frodo.Twarz jego miała wyraz surowy i zacięty, ale nieulękły.Byłbrudny, wynędzniały, ledwie żywy ze zmęczenia, lecz trzymał się teraz prosto i oczyświeciły mu jasno.- Kazałem, bo postanowiłem wejść do Mordoru, a nie znam innejdrogi.Toteż pójdę przez Bramę.%7ładnego z was nie proszę, żeby mi towarzyszył.- Nie, nie, panie! - jęknął Gollum wyciągając do niego ręce z rozpaczą.- Tędy nie można!To na nic! Nie zanoś skarbu Tamtemu! Tamten wszystkich nas pożre, jeśli dostanieskarb, pożre cały świat.zachowaj skarb, dobry panie, i zlituj się nad Smeagolem.Nieoddawaj skarbu Tamtemu.Albo odejdzmy stąd, powędrujemy do pięknych krajów, askarb zwróć małemu Smeagolowi.Tak, tak, panie, zwróć skarb Smeagolowi! Smeagolbędzie go strzegł pilnie.Zrobi wiele dobrego, a najwięcej dobrym hobbitom.Hobbiciniech idą do domu.Niech się nie zbliżają do tej Bramy!- Kazano nam iść do Mordoru, więc pójdę - rzekł Frodo.- Jeśli jest tylko jedna jedynadroga, nie mam wyboru.Niech się stanie, co się stać musi.Sam milczał.Patrząc w twarz Froda zrozumiał, że słowa na nic się nie zdadzą.W gruncierzeczy od początku nie miał nadziei na szczęśliwe zakończenie wyprawy, lecz jakodzielny i pogodny hobbit obywał się bez nadziei, dopóki mógł odsuwać od siebierozpacz.Teraz nadszedł kres wysiłków.Sam przez całą drogę wytrwał wiernie przyswoim panu, po to właściwie z nim poszedł, był więc zdecydowany nie opuścić go dokońca.jego pan nie pójdzie do Mordoru samotnie.On będzie mu towarzyszył, tyleprzynajmniej zyskają, że pozbędą się wreszcie Golluma.Gollum jednak wcale nie chciał się z nimi rozstać, jeszcze nie.Ukląkł przedFrodem załamując ręce i skrzecząc.- Nie tędy, panie! - błagał.- Jest inna droga.Naprawdę jest! Inna, ciemniejsza,trudniejsza do odszukania, bardziej ukryta.Ale Smeagol ją wam wskaże.- Inna droga? - z powątpiewaniem spytał Frodo patrząc z góry badawczo w oczyGolluma.- Tak, tak! naprawdę! Była inna droga.Smeagol ją znalazł.Chodzmy, przekonamy się,czy jeszcze jest.- Nic o tym przedtem nie wspominałeś.- Nie.Pan nie pytał.Pan nie mówił, jakie ma zamiary.Nic nie mówił biednemuSmeagolowi.Powiedział: zaprowadz do Bramy, a potem idz, gdzie chcesz.Smeagolmógłby teraz odejść, uczciwie mógłby odejść.Ale teraz pan mówi: postanowiłem pójśćdo Mordoru przez Bramę.Więc Smeagol bardzo się przestraszył.Nie chce stracićdobrego pana.Obiecał, pan mu kazał obiecać, że ocali skarb.Ale pan chce skarb zanieśćTamtemu, iść prosto w czarne ręce Tamtego.Smeagol musi ocalić i pana, i skarb,dlatego przypomniał sobie o innej drodze, która kiedyś na pewno była.Dobry pan.Smeagol także dobry, bardzo dobry, zawsze pomaga.Sam zmarszczył brwi.Gdyby mógł wzrokiem przewiercić Golluma na wylot, stwór byłbyjuż dziurawy jak sito.Hobbita osaczyły wątpliwości.Pozory przemawiały za tym, żeGollum jest szczerze zrozpaczony i gorąco pragnie pomóc Frodowi.Lecz Sam pamiętałpodsłuchany dwugłos i nie mógł uwierzyć, by Smeagol, przez tak długie lata ujarzmiany, wziął teraz górę nad Gollumem.Nie jego przecież głos wypowiedział ostatnie słowo wdyspucie.Sam przypuszczał, że dwie połowy tego stwora, Smeagol i Gollum (czy teżKrętacz i Zmierdziel, jak ich w myślach przezwał), zawarły rozejm i chwilowy sojusz.%7ładen z nich nie chciał, żeby Pierścień dostał się Nieprzyjacielowi.Obaj chcieli ustrzecFroda od wpadnięcia Tamtemu w ręce i woleli nie spuszczać go z oka jak najdłużej, wkażdym razie dopóty, póki Gollumowi nie uda się zdobyć skarbu.W istnienie innej drogido Mordoru Sam nie bardzo wierzył."Dobrze chociaż, że ani jedna, ani druga połowa tego starego łotra nie wie, co pan Frodonaprawdę zamierza zrobić - myślał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl