,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja, by nie uchodzic za gorszego, uczyniłem to samo.Trafiłem do pewnego kościoła, w którym niesiona w procesji figurkę Matki Bożej z Laurdes.Poproszano mnie, bym pomógł nieść figurę i chociaż się wstydziłem, podszedłem i byłem z tego dumny.Pojednałem się z Bogiem.Nawiasem mówiąc, zadziwił mnie spowiednik, któryokazał mi tyle dobroci i wyrozumiałości.Wyszedłem stamtąd, mówiąc sobie: "Uczyniłem to, wróciłem do dobra! " I chociaż nie wiedziałem dokładnie, co to jest dobro, czułem, że tak jest.Po kilku tygodniach dowiedziałem się o Medjugorie, gdzie Matka Boża objawiała się od 1981 roku.Szybko udałem się tam z moją dziewczyną:, nakłaniany przez cudowne zjawisko, którego nie patrafię opisać.Wróciliśmy do Kościoła, odmieniliśmy nasze życie do tego stopnia, że ona została siostrą zakonną, a ja pomyślałem a kapłaństwie.Nie potrafiłem już powstrzymać radości z tego, że miałem powód do życia i że życie nie kończy się tutaj.Ale to byl dopiero początek.Był bowiem "ktoś", ktonie był zadowolony z tego wszystkiego.Pa paru latachznowu udałem się do Medjugorie.Po powrocie do Rzymu zacząłem odczuwać nawrót tamte ciemności, która spowijała moją duszę przed odnalezieniem Boga.W ciągu kilku tygodni powróciło wrażenie, które łączyłem z religijnymi trudnościami, z ojcem, z nędznym położeniem,109w jakim się znajdowałem, i z udręką, którą uważałem za coś powszechnego, nie wiedząc, że inni tego nie przeżywali.Wrażenie to, jak wspomniałem, stało się rzeczywistością.Zacząłem cierpieć, jak nigdy dotąd.Pociłem się, miałem gorączkę i opadłem z sił tak, że nie mogłem nawet jeść, lecz musiano mnie karmić.Miałem świadomość, że moje cierpienie nie dotyczy ciała, gdyż ono jakby nie uczestniczyło w tym utrapieniu.Wpadałem w wielką rozpacz i dostrzegałem tylko głęboką ciemność, która niezasłaniała mi pokoju, w którym przebywałem, ani łóżka na którym już od miesięcy leżałem, ale moją przyszłość, możliwości życia, nadzieję jutra.Czułem się, jakby ugodzony niewidzialnym nożem i miałem wrażenie, że ten, kto wbił mi ten nóż, nienawidzi mnie i bardzo pragnie mojej śmierci.Trudno to wyrazić słowami, ale tak było.Po kilku miesiącach wyglądałem jak szaleniec i niebyłem zdolny rozsądnie myśleć.Chciano mnie oddać do zakładu psychiatrycznego.Już nie rozumiałem tego, co mówiłem, ponieważ żyłem w innym wymiarze - w wymiarze cierpienia.Rzeczywistość jakby się oderwała ode mnie.Byłem obecny tylko ciałem, a dusza znajdowała się zupełnie gdzie indziej, w strasznym miejscu, dokąd nie przenika światło i gdzie nie ma żadnej nadziei.W takim stanie, między życiem a śmiercią, trwałemwiele miesięcy i nie wiedziałem, co z tym począć.Straciłem przyjaciół, krewnych i zrozumienie ze strony domowników.Byłem poza normalnym światem, a oni wcale mnie nie rozumieli, ja zaś nie mogłem domagać się zrozumienia, wiedząc, co dzieje się w moim wnętrzu i czego nigdy bym nie potrafił opisać.Zapomniałem prawie zupełnie o Bogu, a jeśli zwracałem się do Niego ze łzami i niekończącymi się jękami, wyczuwałem, że jest On bardzo oddalony ode mnie.A było to oddalenie, którego110się nie mierzy w kilometrach, ale w zaprzeczeniu, to znaczy, że coś we mnie zaprzeczało istnieniu Boga, dobra, życia i mnie samego.Poprosiłem, aby mnie skierowano do szpitala, ponieważ sądziłem, że gorączka, którq miałem od miesięcy, musi mieć jakąś fizyczną przyczynę, i gdyby ją obniżono, lepiej bym się poczuł.Zresztą musiałem coś zrobić.Żaden szpital w Rzymie nie chciał mnie przyjąć, bomiałem tylko gorączkę.Musiałem jechać 300 kilometrów do pewnej miejscowości, gdzie przebywałem przez dwadzieścia dni, poddawany różnego rodzaju badaniom.Wyszedłem ze szpitala, gdyż nie stwierdzono żadnych dolegliwości, z kartą choroby, która mogłaby wzbudzić zazdrość u niejednego atlety.Byłem zdrów jak ryba, ale uczyniona na marginesie uwaga mówiła, że w żadensposób nie można wyjaśnić przyczyny gorączki orazobrzęku twarzy i jej bladego wyglądu.Byłem blady jak kartka papieru.Gdy opuściłem szpital, gdzie wszystkie moje bóle trochę się zmniejszyły i jakby znikły, choroba nasiliła się.Często wymiotowałem i bardzo cierpiałem.Pewnego dnia trafiłem do nieznanych części miasta.Jak do tego doszło, tego nie wiem; nogi szły same, ramiona poruszały się niezależnie od woli i podobnie działo się z całą resztą ciała.Było to straszne uczucie; rozkazywałem członkom, które wcale nie chciały mnie słuchać.Nie życzę nikomu, by czegoś podobnego doświadczył.Na domiar złego, powróciła ciemność, która tym razem oprócz duszy objęła także ciało.Wszystko widziatem tak, jak w nocy, chociaż był jasny dzien.Moje cierpienie doszło do szczytu, zacząłem krzyczeć, wić siępo ziemi i wzywać Matkę Bożą, wołając: "Mamo, Mamo, ulituj się.Matko, błagam Cię! Matko moja, bądź łaskawa dla mnie mnie umierającego! " Bóle nie ustępowały, a cierpienie było tak dokuczliwe, że straciłem poczucie orientacji i trzymając się ścian, doszedłem do kabiny telefonicznej.Udało mi się wykręcić numer telefonu, uderzając głową o szyby i aparat.Odpowiedziała mi znajoma osoba, która miała przybyć, aby mnie zawieźć do Rzymu.Zanim to nastąpiło, ujrzałem piekło, nie przebywałem w nim, a tylko ujrzałem je z daleka.Doświadczenie to zmieniło moje życie bardziej niż nawrócenie w Medjugorie.Dotychczas nie myślałem o rzeczywistości pozaziemskiej, a wszystko tłumaczyłem sobie przyczynami psychologicznymi: nieprzystosowaniem do życia, trudnościami z ojcem, urazami doznanymi w dzieciństwie, wstrząsami uczuciowymi i różnymi innymi sprawami, które dobrze wyjaśniały przyczynę wszystkiego, co mi się przydarzyło.Jako samouk przez pięć lat studiowałem psychologię i dzięki temu udało mi się poprawnie skonstruować schemat, który wyjaśnił, dlaczego tyle razy cierpiałem.W dzien Matki Boskiej Dobrej Rady, jestem o tym przeświadczony, gdyż Ją błagałem o pomoc, pewien brat zakonny poradził mi, abym zatelefonował do pewnego charyzmatyka, który dzialał pod ścisłym nadzorem biskupa i odznaczał się darem wiedzy.Ten powiedział mi:"Rzucono na ciebie śmiertelny urok, by porazić twój umysł i serce, osiem miesięcy temu zjadłeś zaczarowany owoc".Wybuchnąłem śmiechem, nie wierząc ani jednemu mu słowu, ale potem po namyśle, poczułem, jak ponownie rozpala się nadzieja.Zapomniałem o tym wrażeniu pomyślałem o wspaniałym owocu i o czasie sprzed ośmiu miesięcy."To prawda, że właśnie wtedy, zjadłem taki owoc".Przypomniałem sobie również, że nie chciałem go jeść, powodowany mimowolną odrazą do osoby, która mi go podała.Wszystko się zgadzało.Wtedy usłyszałem112takze radę dotyczącą sposobu wyjścia z tegostanu - przyjąć błogosławieństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|