, Terry Pratchett 08 Straz! Str 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może dla pana to niewiele, drogi panie, ale to wszystko, na co miasto może sobie pozwolić - odparł stanowczo Patrycjusz.- Jeśli nie pozwoli sobie na więcej, to sądzę, że niedługo prze­stanie być miastem — stwierdził złodziej.- A co z handlem? - spytał przedstawiciel Gildii Kupców.- Lu­dzie nie przypłyną tu z ładunkami rzadkich potraw tylko po to, że­by spłonęły.Prawda?- Panowie! Panowie! - Patrycjusz uniósł ręce.-Wydaje mi się- podjął, wykorzystując krótką chwilę ciszy - że mamy tu do czynie­nia z fenomenem ściśle magicznym.Chciałbym w tej kwestii po­znać opinię naszego uczonego przyjaciela.Hm?Ktoś szturchnął drzemiącego nadrektora Niewidocznego Uni­wersytetu.- Ehm.Co? - spytał zaskoczony mag.- Zastanawialiśmy się - powiedział głośno Patrycjusz - co za­mierzacie zrobić z tym swoim smokiem.Nadrektor był może stary, ale przetrwał wiele lat w świecie kon­kurencyjnej magii i splątanej polityki Niewidocznego Uniwersytetu, a to oznaczało, że dobywał argumentów w ułamku sekundy.Nad-rektor niedługo pozostałby na stanowisku, gdyby puszczał mimo uszu tego rodzaju prostoduszne uwagi.- Z naszym smokiem? - zapytał.- Powszechnie wiadomo, że smoki wymarły - stwierdził szorst­ko Patrycjusz.- Poza tym ich naturalnym środowiskiem są tereny rolnicze.Wydaje się zatem, że ten smok musi być magicz.- Z całym szacunkiem, lordzie Vetinari - przerwał nadrektor.- Wprawdzie często twierdzono, że smoki wymarły, jednakże ostat­nie wydarzenia, ośmielę się twierdzić, rzucają cień zwątpienia na tę teorię.Co do naturalnego środowiska.Mamy tu do czynienia ze zwykłą zmianą wzorców behawioralnych spowodowaną rozprze­strzenieniem terenów miejskich, co wiele leśnych czy polnych zwie­rząt zmusiło do adaptacji, nie, do entuzjastycznego przyjęcia bar­dziej miejskiego trybu życia.Wiele z nich rozkwita wręcz dzięki no­wym możliwościom.Na przykład lisy stale przewracają mi pojem­niki na śmieci.Rozpromienił się.Zdołał wygłosić całą tę przemowę, ani razu nie angażując mózgu.- Chce pan powiedzieć - odezwał się skrytobójca - że mamy tu do czynienia z pierwszym smokiem miejskim?- Przykład działania ewolucji.- Mag z zadowoleniem pokiwał głową.- Powinien dobrze sobie radzić - dodał.- Wiele dobrych miejsc na gniazda i więcej niż wystarczające rezerwy pożywienia.Odpowiedziało mu milczenie.Przerwał je kupiec.- A co właściwie one jedzą? Złodziej wzruszył ramionami.- Pamiętam chyba opowieści o dziewicach przykutych do skał.- W takim razie zdechnie tu z głodu - stwierdził skrytobójca.-Straszna na nie posucha.- Smoki szukają żeru w okolicy - zauważył złodziej.- Nie wiem, czy to dla nas lepiej.- W każdym razie - dodał przedstawiciel kupców - to chyba znowu pański kłopot, lordzie Vetinari.Pięć minut później nadąsany Patrycjusz spacerował tam i z po­wrotem po Podłużnym Gabinecie.- Pokpiwali sobie ze mnie - oświadczył gniewnie.- Zauważy­łem.- Czy zasugerował pan powołanie grupy roboczej? - spytał Wonse.- Oczywiście! Ale tym razem nic z tego nie wyszło.Wiesz, na­prawdę mam ochotę podnieść wysokość nagrody.- To chyba nie przyniesie skutku, sir.Każdy porządny zabójca potworów zna stawki za takie zlecenia.- Ha! Połowa królestwa - mruknął Patrycjusz.- I ręka twojej córki, sir - dodał Wonse.- Ciotka nie wystarczy? - spytał z nadzieją władca.- Tradycja wymaga córki, sir.Patrycjusz smętnie pokiwał głową.- Może uda się go przekupić - powiedział głośno.- Czy smo­ki są inteligentne?- O ile pamiętam, zwyczajowo używa się określenia „chytre", sir.Jak rozumiem, lubią złoto.- Naprawdę? A na co je wydają?- Śpią na nim, sir.- Znaczy jak? W materacu?- Nie, sir.Na złocie.Patrycjusz przemyślał tę sprawę.- Czy nie uwiera ich we śnie? - zapytał.- Istotnie, sir.Tak przypuszczam.Ale nie wierzę, żeby ktoś o to pytał.- Hmm.A potrafią mówić?- Podobno bardzo dobrze sobie z tym radzą.- Aha.Ciekawe.Patrycjusz myślał: jeśli smok umie mówić, to można z nim ne­gocjować.A jeśli można negocjować, to złapię go za.za łuski czy co one tam mają.- Wieść głosi, że mają srebrne języki — dodał Wonse.Patrycjusz usiadł w fotelu.- Tylko srebrne? — zdziwił się.Z korytarza dobiegły jakieś głosy i po chwili strażnicy wpuścili Vimesa.- A, jest kapitan - rzekł Patrycjusz.-Jak tam postępy?- Słucham, sir? - nie zrozumiał Vimes.Deszcz kapał mu z płasz­cza.- W sprawie zatrzymania smoka - wyjaśnił Patrycjusz.- Ptaka brodzącego?- Dobrze pan wie, o czym mówię.- Dochodzenie trwa - odparł odruchowo Vimes.Patrycjusz parskną! niechętnie.- Musicie tylko odszukać jego legowisko - stwierdził.- Kiedy znajdziecie legowisko, znajdziecie smoka.To oczywiste.Pół miasta już go chyba szuka.-Jeśli istnieje legowisko - rzeki Vimes.Wonse podniósł głowę.- Co chce pan przez to powiedzieć?- Rozpatrujemy kilka możliwości.-Jeśli nie ma legowiska, to gdzie siedzi za dnia? - wtrącił Patry­cjusz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl