, Chmielewska Joanna Wielkie Zaslugi (www.ksiazki4u 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coś podo­bnego! Na takim wielkim kawale ziemi tylko jedna, mała róża!- Ale za to bardzo dobra - pocieszył ją Pawełek i wlazł na schodki, stanowiące pozostałość jakiegoś zrujnowanego tarasu.- Ma dwie odnogi, cho­ciaż mała, a rośnie jeszcze bliżej niż tamta.Żeby nie to kopanie, można by jej dosięgnąć z nogami w Pol­sce.Jako przekroczenie, wcale by się nawet nie liczy­ło!- Ale tylko jedna! Dwie róże za mało je ogro­dzą, każdy będzie mógł ryć z trzeciej strony.Skąd weźmiemy trzecią? Zaraz się ciemno zrobi i musimy wracać.- Ty.! - krzyknął nagle Pawełek.- Patrz.!Janeczka odwróciła się błyskawicznie, zeskoczy­ła z porośniętego mchem rumowiskai dopadła bra­ta.Pawełek z triumfem pokazywał coś palcem.Tuż obok schodków, zasłonięty nieco resztkami kamiennego podmurowania, rósł sobie trzeci, upragniony krzaczek.Pęd kolczastej róży zaczynał się już rozgałęziać, ale jeszcze doskonale nadawał się do wykopania w całości.Jeden jedyny na całym tym rozległym terenie.Na Janeczkę spłynęła niewymowna ulga.- No, to mamy! Nareszcie! Tamten za siatką drugi, a ten trzeci.Jutro wykopiemy obai na całe życie będzie z głowy! Możemy wracać do domu.- Ale najpierw tamten, a potem ten - za­strzegł się Pawełek żywo.- Gorsze trzeba odwalać na początku, tutaj już się nikt nie przyczepi.Idzie­my.Po drodze możemy jeszcze poczatowaćna dzi­ki.Wiatr wiał od lądu.Janeczka weszła do morza po kolana, zatrzymała się i przez chwilę oceniała sy­tuację, opierając się ruchom wody.- Wsteczna fala - powiedziała ostrzegawczo do Pawełka, który wbiegł zaraz za nią.- Zdaje się, że nie możemy odpływać.Pawełek spróbował znieruchomieć i również zbadać zjawisko.- Chyba tak - zawyrokował, zmartwiony.- Więcej pcha do przodu, niż do tyłu.Znaczy ciągnie tam, a nie pcha tu.Z pływania nici.Państwo Chabrowiczowie w dość prosty sposób rozwiązali kwestię troskio bezpieczeństwo dzieci.Obydwoje, i Janeczka, i Pawełek, pływali znakomi­cie.Zostawiono im zatem całkowitą swobodę postę­powania, pod jednym warunkiem.Musieli miano­wicie opanować na pamięć całą długą listę niebez­pieczeństw, grożących dobrym pływakom.Od chwili kiedy zaczęli cokolwiek rozumieć, pan Ro­man wytrwale wbijał im do głowy informacje o pod­wodnych pieńkach i gałęziach na jeziorach, o wpły­wie temperatury na ludzki organizm, o wirach i prą­dach na rzekach, a także o wstecznej fali na morzu.Wiedzieli, że jest groźna i przy swojej pozornej łagodności - zdradliwa.Wiedzieli, że należy na nią bardzo uważać.Po krótkiej naradzie postanowili zbadać zjawi­sko dogłębnie i sprawdzić, jak to wyglądaw prakty­ce, zabezpieczając się zarazem przed możliwością utonięcia.Długą linkę pożyczyli od rybaków w porcie, nie przejmując się oblepiającą ją smołą.Jeden koniec Pawełek przezornie przywiązał do leżącego na plaży wielkiego pnia drzewa, mocno zagłębionego w pia­sku.Drugim opasała się Janeczka.Stwierdziwszy od razu, że linka nie tylko pozostawia lepkie, czar­ne, niezmywalne ślady, ale także okropnie drapie, podłożyła pod nią złożony kilkakrotnie wzdłuż rę­cznik, spięty wielką agrafką.Weszła do wody i od­płynęła.Pawełek stał w morzu po kolana, czyniąc to krok do przodu, to krok do tyłu, zależnieod kierun­ku popychającej go fali, i trzymał linkę w połowie, popuszczając ją w miarę potrzeby.Janeczka oddali­ła się od niego w niezwykle szybkim tempie.Prze­płynęła połowę odległościod łachy, którą zazwyczaj osiągali bez najmniejszego trudu, i zawróciła, bo dalej już linkinie starczyło.Stojąc przy brzegu i gapiąc się na siostrę, Pawe­łek już po krótkiej chwili zorientował się, że nie jest dobrze.Janeczka jakoś wcale nie zbliżała się do nie­go.Płynęła niewątpliwie, swobodnie utrzymywała się na wodzie, ale ciągle pozostawała w tym samym miejscu.Fala kołysała się tam i z powrotem.Spró­bował podciągnąć linkę i niemal się przeraził.Opór, jaki poczuł, kiedy fala z Janeczka cofała się, był zaskakujący.Kolejna fala szłado brzegu i wówczas linka zwisała swobodnie, po czym znów naprężała się i ciągnęła w głąb morza.Ze zdenerwo­wania Pawełek aż się spocił, zaczai gwałtownie wy­bierać linkę, ciągnąc jąz całej siły w momentach oporu i czynił tak aż do chwili, kiedy z morza dotar­ły do niego wrzaski Janeczki.Dawała mu jakieś zna­ki.Nie mógł ich zrozumieć, zagapił się i linka wy­skoczyła muz ręki, natychmiast, jak wąż, umykając po piasku.Rzucił się na nią, uchwycił, znów zaczął ciągnąć i zorientował się o co chodzi, dopiero kiedy Janeczka z morza zaczęła wygrażaćmu pięścią.Za­niechał ciągnięcia z całej siły w momencie oporu, wybierał tylko szybko linkę, kiedy zwisała, a potem utrzymywał ją w miejscu.Janeczka zaczęła zbliżać się jakby długimi skokami.Dotarła wreszcie dobrzegu najwyraźniej ostatkiem sił, wylazła z wody i ciężko dysząc, padła na piasek.- No i co? - zainteresował się Pawełek, usiłu­jąc kamieniem zeskrobać z rąk ślady smoły.Janeczka zdobyła się tylko na to, żeby z wysił­kiem popukać paleni w czoło.Milczałai dyszała jeszcze przez długą chwilę, po czym poruszyła się, niemrawo usiadła na piaskui zaczęła odplątywać z siebie linkę i ręcznik.- Ty głupi - powiedziała z urazą, wciąż jesz­cze zadyszana.- Myślałam, że mnie przerwiesz w połowie.Drapie to i uciska, i w ogóle przerzyna człowieka, coś okropnego!- A z wodą jak?- No.zgadza się.Jakbyś mnie nie ciągnął, to już bym była chyba w Szwecji.W tamtą stronę pły­nie się wspaniale, ale z powrotem potwornie.Odpy­cha i odpycha, i odpycha.Nie zrażony tymi informacjami, Pawełek posta­nowił również spróbować i teraz Janeczka, odpo­cząwszy nieco, stanęła na brzegu z zasmołowaną linką w dłoni.Ostateczny skutek doświadczeń był taki, że obydwoje, ciężko zziajani i w całości pokryci czarnymi plamami, stali się na co najmniej pół dnia niezdolni do większych wysiłków.Dowiedzieli się dokładnie, co to jest i czym grozi ta łagodna, nie­winna, wsteczna fala.Chaber przeczekiwał eksperymenty swoich pań­stwa, leżąc w bezruchu obok pnia drzewa i z daleka obserwując ich wysiłki.Nie drgnął nawet pomimo licznych, nader interesujących woni napływających z wiatrem z głębi lasu.Kazano mu pilnować zawią­zanego na pniu węzła, pilnował zatem posłusznie aż do chwili zwolnienia z posterunku.Jego państwo nie nadawali się potem kompletnie do niczego, machnął więc na nich ogonem i poszedł w las, dokony­wać odkryć na własną rękę.Powłócząc nogami po piasku, Janeczka i Pawełek wrócili do grajdołka rodziców.Bez protestu po­godzili się z towarzystwem Mizi, szczególnie że jej piłka pchana wiatrem, wylądowała w morzu i od­płynęła, zanim ktokolwiek zdążył ją dogonić.Zaba­wa, polegającana wykopywaniu dołków w piasku i gmeraniu w drobnych kamykach, leżała w ich możliwościach.Nie wymagała zbyt wiele ruchu i nie była uciążliwa.Nowy, gwałtowny przypływ sił poczuli dopiero, kiedy nad brzegiem ukazał się Rudy Sprężynowiec, najwyraźniej w świecie idący przed siebie na spacer.Mnóstwo osób włóczyło się po plaży tam i z powro­tem i w tym spacerującym tłumie dostrzegli go pra­wie w ostatniej chwili.Zbliżał się ku nim brzegiem morza od strony portu.Trochę na oślep dziubiąc łopatą, przyglądali mu się spod oka, jeszcze nie wie­dząc, jak należy zareagować.Rudy Sprężynowiec grzecznie ominął teren wykopalisk, zatrzymał się i pogapił w morze.Wciąż patrząc na fale, wyjąłz kieszeni kąpielowego szlafroka papierosy i zapał­ki, papierosa bez pośpiechu wetknął do ust,a pudeł­kiem zapałek kilkakrotnie potrząsnął.Najwidocz­niej było puste [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl