, Steiner Rudolf Sedno kwestii spolecznej (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panuje mniemanie, że w takiem zrzeszeniu, gdzie każdy produkować będzie na zlecenie społeczności, nie będzie wyzysku, niepodobna bowiem, aby społeczeństwo wyzyskiwało samo siebie.A ponieważ pragniemy, czy też jesteśmy zmuszeni nawiązywać do tego, co już istnieje, zwracamy się ku współczesnemu państwu z myślą przekształcenia go w taką wszystko obejmującą organizację.Nie dostrzega się przytem, że rezultaty oczekiwane od zrzeszenia tego rodzaju, tem trudniej dadzą się osiągnąć, im większe będą jego rozmiary.O ile zdolności indywidualne nie odegrają w organizacji zrzeszeniowej tej roli, jaką tu wskazaliśmy, to wspólne zarządzanie pracą nie doprowadzi do uzdrowienia organizmu społecznego.Brak zdrowego poglądu na udział życia duchowego w organizmie społecznym, pochodzi stąd, że obecnie ludzie przywykli wyobrażać sobie pierwiastek duchowy jako coś niezmiernie dalekiego od wszystkiego, co materjalne i praktyczne.Wyłożony tu pogląd, że w działaniu kapitału na terenie gospodarczym widzieć musimy przejaw pewnej dziedziny życia duchowego, niejednemu wyda się wręcz śmieszny.Będzie to dziwaczne zarówno dla przedstawicieli dotychczasowych klas kierowniczych, jak i dla myślicieli socjalistycznych.Aby zrozumieć znaczenie dla uzdrowienia organizmu społecznego tego, co się w ten sposób ośmiesza, należy zwrócić uwagę na pewne współczesne prądy myślowe, które, jakkolwiek wypływają z rzetelnych w swoim rodzaju impulsów duszy, niemniej jednak hamują powstawanie prawdziwie społecznego sposobu myślenia wszędzie, dokąd docierają.Te prądy myślowe stronią, mniej lub więcej nieświadomie, od tego, co daje właściwą siłę rozpędową przeżyciom wewnętrznym.Dążą one do zdobycia poglądu na świat, do życia duszy, do myślenia, poznania naukowego, ale w taki sposób, że to wszystko stanowi jakby wysepkę w całokształcie życia człowieka.Skutkiem tego nie są one w stanie przerzucić pomostu pomiędzy tem wszystkiem a życiem, do którego wprzęga człowieka codzienność.Widzimy, jak w mniemaniu wielu współczesnych, należy do “wewnętrznej dystynkcji” rozmyślanie, choćby nawet w sposób abstrakcyjno-szkolny, o różnych problemach etyczno-religijnych na niebosiężnych wyżynach marzeń.Możemy obserwować, jak ludzie rozmyślają o sposobie doskonalenia się, o tem, jak człowiek winien miłować swych bliźnich, jak może zdobyć łaskę “wewnętrznej treści życia”.Ale stwierdzamy przytem całkowitą bezsilność urzeczywistniania wszystkiego tego, co się uważa za dobre, pełne miłości, życzliwe, słuszne, moralne w warunkach otaczających człowieka, a więc w jego życiu codziennem, w działaniu kapitału, płacy roboczej, spożyciu, produkcji, obiegu towarów, kredycie, bankach i giełdzie.Można dostrzec, jak dwa prądy światowe płyną obok siebie także w przyzwyczajeniach myślowych człowieka.Jeden z nich usiłuje trzymać się jak gdyby na wyżynach bosko-duchowych i nie pragnie wcale budować pomostu pomiędzy impulsami duchowemi a życiem codziennem.Drugi zaś prąd – żyje bezmyślnie w codzienności.Ale życie – to nierozdzielna jedność.Pomyślnie rozwijać się będzie mogło dopiero wówczas, gdy poruszające je siły natury etyczno-religijnej będą oddziaływały na najcodzienniejsze pospolite sprawy, te właśnie, które wielu ludziom wydają się mniej podniosłe.Jeżeli bowiem zaniedbujemy połączenia tych dwu dziedzin, to w życiu religijnem, moralnem oraz w myśleniu społecznem wpadamy w czyste marzycielstwo, całkiem obce rzeczywistości codziennej.I wówczas ta rzeczywistość mści się w pewien sposób.Człowiek bowiem wtedy pod wpływem impulsu “duchowego” dąży do wszelkich możliwych ideałów, do wszystkiego, co nazywa “dobrem” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl