, Stanislaw Lem Glos Pana (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takimi rozmowami wieczornymi zabawialiśmy się w drugim roku trwania prac MAVO, w wyraźniejącej aurze niedobrych przeczuć, które zwiastowały to, co niebawem miało operację “Lemon Squeeze” wypełnić treścią nie ironiczną już, ale złowrogą.XJakkolwiek Żabi Skrzek i Pan Much były tą samą substancją, przechowywaną tylko na rozmaite sposo­by w zespole biofizyków i biologów, na terytorium każdego używano wyłącznie lokalnie obowiązującej s nazwy, w czym, jak sobie myślałem, przejawiał się pewien drobny rys charakterystyczny historii nauki.Gdyż ani przypadkowe skręty dróg badawczych, ani okoliczności akcydentalne, które asystowały porodom odkryć, nie odklejają się całkowicie od ich ostatecz­nego kształtu.Zapewne, niełatwo jest rozpoznać te relikty właśnie przez to że, zastygłe przenikają do wnętrza teorii i wszystkich ujęć późniejszych jako wytłoczony ślad, jako piętno trafu, który skamieniał w regułę myśli.Nim zobaczyłem Żabi Skrzek po raz pierwszy u Romneya, zastosowano do mnie klasyczną już pro­cedurę obowiązującą przybyszów z wielkiego świata.' Wysłuchałem najpierw owego zwięzłego wykładu z taśmy magnetofonowej, który zacytowałem, następ­nie, po dwuminutowej podróży metrem, dostałem się do budynku chemii syntez, gdzie pokazano mi wznoszący się w osobnej sali, pod dwupiętrowym szklistym kołpakiem, niby powiększony do rozmiarów atlantozaura szkielet rozwielitki, model” trójwymiarowy jed­nej drobiny Żabiego Skrzeku.Poszczególne grupy ato­mowe przedstawiały podobne do gron, czarne, purpu­rowe, liliowe i białe kule, połączone przezroczystymi rurkami polietylenu.Marsh, stereochemik, demonstrował mi poszczególne rodniki amonu, grupy alkilowe oraz podobne do dziwnych kwiatów “reflektory molekularne”, które wchłaniały energię powstającą w jądrowych reakcjach.Reakcje owe pokazywano, uruchomiwszy aparaturę, która zaświecała kolejno neonowe rurki i lampki ukryte we wnętrzu modelu, sprawiające wówczas wrażenie futurystycznej rekla­my, skrzyżowanej z choinką.Ponieważ oczekiwano tego po mnie, przejawiłem podziw i mogłem iść dalej.Właściwe procesy syntezy toczyły, się w podziemiach gmachu, pod nadzorem maszyn programujących, w po­jemnikach otoczonych izolującymi cylindrycznymi powłokami, bo na pewnych etapach przejściowo po­wstawały dość przenikliwe promieniowania korpuskularne, ustające jednak, gdy synteza dobiegała końca.Główna hala syntezy zajmowała cztery tysiące metrów kwadratowych.Dalsza droga wiodła z niej do tak zwanej srebrnej części podziemia, gdzie - jak w skarbcu - spoczywała podyktowana przez gwiazdy substancja.Był tam okrągły pokój, czy też komora bezokienna, o ścianach z wypolerowanego na lustro srebra; wiedziałem, czemu było to konieczne, ale zapomniałem już.Oblany zimnym blaskiem świetlówek, na masywnym postumencie, stał szklany zbiornik, po­dobny do sporego akwarium, prawie pusty - tylko dno jego zalegała warstwa silnie opalizującej, nieru­chomej, sinawej cieczy.Pomieszczenie dzieliła na dwie części szklana płyta; naprzeciw zbiornika ział w niej otwór z zamontowa­nym w grubym obwałowaniu - zdalnym manipula­torem.Marsh opuścił najpierw dziób szczypiec, po­dobny do instrumentu chirurgicznego, ku powierzchni płynu, a kiedy go podniósł, z końca zwisała roziskrzo­na w świetle nić, która 'nie miała w sobie nic z lepkiej cieczy.Wyglądało to tak, jakby kleisty płyn wydzielił z siebie elastyczne, ale dość twarde włókno, które oscylowało leniwie niczym struna.Gdy znów opuścił manipulator i zręcznie potrząsnął nim tak, że to włók- v no spadło, powierzchnia płynu, błyskająca odbitym.światłem, nie przyjęła go; skurczyło się, zgrubiało, zmienione w rodzaj połyskliwej larwy, i powędrował robaczkowymi ruchami jak prawdziwa gąsienica,, a kiedy dotknęło szkła, zatrzymało się i zawrócił.Wędrówka ta trwała około minuty - potem ów osobli­wy twór rozmazał się, jego zarysy jakby się rozpuści­ły i, wessany, powrócił do macierzy.Ów trick z “gąsieniczką” był tylko mało znaczącym popisem.Kiedy zgaszono wszystkie światła i powtó­rzono doświadczenie w ciemności, ujrzałem w pewne] chwili bardzo słaby, ale wyraźny błysk, jakby między dnem zbiornika a stropem zapaliła się na ułamek sekundy gwiazdka.Marsh powiedział mi potem, że nie jest to luminescencja.Gdy nić ulega przerwaniu, w miejscu tym tworzy się warstewka monomolekularna, która już nie jest w stanie utrzymać pod kontrolą procesów jądrowych i powstaje wtedy coś w rodzaju mikroskopijnej reakcji lawinowej - a błysk jest efek­tem wtórnym, ponieważ uczynnione elektrony, prze­rzucone na wyższe poziomy energetyczne, opuszczając je raptownie, wydzielają równoważną ilość fotonów.Pytałem, czy widzą szansę praktycznego wykorzysta­nia Żabiego Skrzeku? Nadzieję mieli mniejszą już aniżeli tuż po syntezie, Żabi Skrzek zachowywał się bowiem podobnie jak żywa tkanka pod tym względem, że jak ona wyłącznie dla siebie zużytkowuje energią reakcji chemicznych, tak on swojej nuklearnej nie dawał sobie odjąć.W zespole Grotiusa, który wyprodukował Pana J Much, panowały obyczaje wyraźnie odmienne; zstępo­wało się tam do podziemi z zachowaniem nadzwyczaj­nych ostrożności.Doprawdy nie wiem, czy Pana Much dlatego umieszczono dwa piętra pod poziomem gruntu, że go tak nazwano, czy też ochrzczono go tak, ponie­waż powstał w podziemnych pomieszczeniach, przy­wodzących W myśl jakiś Hades [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl