,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O, zatem masz brata? Ja też zawsze chciałam go mieć.Ale mam tylko kuzynki, no i dziewczyny ze straży, które są mi jak siostry.A siostrę masz?- Tak.Tristan.- Jaka ona jest?- No, trochę młodsza od ciebie.Ciemnowłosa jak ty.Trochę do ciebie podobna, z tym że nie działa mi tak na nerwy.Ku zaskoczeniu Morgona Lyra roześmiała się.- Wyprowadziłam cię z równowagi, tak? Zastanawiałam się właśnie, kiedy przestaniesz się na mnie zżymać.- Jednym płynnym ruchem podniosła się z ziemi.- Podejrzewam, że morgola też nie będzie ze mnie zadowolona, ale w zasadzie jestem życzliwa ludziom, którzy mnie, tak jak ty, zaskakują.- Skąd morgola będzie wiedziała?- Ona wie wszystko.- Lyra skinęła im głową.- Dziękuję ci za grę, Dethu.Dobrej nocy.Ruszamy o świcie.Wyszła z kręgu światła rozsiewanego przez ognisko i rozpłynęła się w mrokach nocy tak cicho, że nie usłyszeli ani jednego jej kroku.Morgon rozwinął swój śpiwór.Mgiełka unosząca się od moczarów już do nich dotarła.Noc była wilgotna i przeraźliwie zimna.Dorzucił gałąź do ogniska i legł tuż obok niego.Kiedy wpatrywał się w płomienie, do głowy przyszła mu pewna myśl.Parsknął śmiechem.- Gdybym miał wprawę we władaniu bronią, nie kamieniem bym w nią dziś nad ranem cisnął, lecz włócznią - powiedział do Detha.- I ona chce mnie uczyć.Nazajutrz zobaczył Herun, mały, otoczony górami kraik, przywodzący na myśl misę wypełnioną świtem.W miarę, jak schodzili w dolinę, opadały poranne mgły.Skaliste szczyty wynurzały się spod nich niczym ciekawe świata głowy.Trawiasta równina w dole, powykręcane przez wiatr drzewa i grunt pod kopytami ich koni to się pojawiały, to znów znikały przesłaniane mlecznymi tumanami.Lyra zatrzymywała się co jakiś czas i czekała, aż mgła rozwieje się i odsłoni któryś z punktów orientacyjnych, które wskazywały jej drogę.Morgon, choć wolałby widzieć grunt pod nogami, zachowywał stoicki spokój do chwili, kiedy Lyra znowu zatrzymała konia.- To wielkie moczary Herun - oznajmiła, kiedy się z nią zrównał.- Za nimi leży Miasto Korony.Prowadząca przez nie ścieżka jest darem morgoli i zna ją niewielu ludzi.Gdybyś zatem chciał kiedyś dostać się do Herun lub wydostać z niego szybko, wybieraj lepiej szlak północny, który wiedzie przez góry.Tutaj przepadło już bez śladu wielu takich, którym się spieszyło.Morgon spojrzał z nowo rozbudzonym zainteresowaniem na ziemie, po której stąpał jego koń.- Dzięki, żeś mi to powiedziała.Mgła rozwiała się wreszcie, odsłaniając niebo bez jednej chmurki, wibrujące błękitem nad skąpaną w rosie zieloną równiną.Na wypiętrzeniach pofałdowanego terenu widać było teraz kamienne domy i całe wioski skupione wokół wyrzynających się spod ziemi skalnych iglic.W oddali wił się bity trakt połyskujący bielą na zakrętach.Na tle rysującej się na horyzoncie smugi górskiego pasma majaczyła jakaś plamka, która w miarę, jak się do niej zbliżali, zaczynała nabierać kształtu.Była to kamienna konstrukcja odcinająca się ostro od otoczenia: wielki krąg czerwonych, ustawionych na sztorc głazów przywodził na myśl płonących strażników otaczających kordonem czarną, owalną budowlę.Po chwili ich oczom ukazała się rzeka spływająca z gór na północy, przecinająca błękitną wstążką równinę i wpadająca w samo serce kamiennej konstrukcji.- To Miasto Korony - oznajmiła Lyra.- Zwane również Miastem Kręgów.- Zatrzymała konia; podążająca za nią straż również się zatrzymała.- Słyszałem o tym mieście - powiedział Morgon, nie odrywając wzroku od głazów.- Co symbolizuje siedem kręgów Herun i kto je zbudował? Rhu, czwarty morgol, wzniósł miasto, stawiając jeden krąg dla każdej z ośmiu zagadek, które postawiła przed nim jego ciekawość i które rozwiązał.Podróż, którą podjął, by rozwiązać ósmą, kosztowała go życie.Co to była za zagadka, nie wie nikt.- Morgola wie - powiedziała Lyra.Morgon spojrzał na nią zdębiały.- Właśnie tę zagadkę, która zabiła Rhu, mam na jej polecenie zadać tobie: kim jest Naznaczony Gwiazdkami i co takiego jest mu przeznaczone utracić?Morgon wstrzymał oddech.Potrząsnął głową, poruszył bezgłośnie ustami.- Nie! - wrzasnął nagle, strasząc Lyrę.Zawrócił konia, uderzył go piętami i pomknął przed siebie na oślep.Trawiasta równina uciekała rozmazaną smugą zieleni spod kopyt.Pochylony nisko w siodle pędził ku moczarom połyskującym niewinnie w promieniach słońca i ku niskim górom za nimi.Tętent za sobą usłyszał dopiero wtedy, gdy na skraju pola widzenia mignęło mu coś czarnego.Ze ściągniętą, nieruchomą twarzą poganiał wierzchowca, ziemia dudniła, ale czarny koń trzymał się go jak cień i ani nie zwalniając, ani nie przyspieszając, pędził za nim ku linii, wzdłuż której ziemia zlewała się z nieboskłonem.Nagle poczuł, że jego koń gubi rytm, zwalnia bieg.Deth zrównał się z nim, chwycił za cugle i zdecydowanym szarpnięciem osadził w miejscu.- Morgonie.- wysapał.Morgon wyrwał mu z ręki swoje cugle i cofnął konia o krok.- Wracam do domu - wykrztusił roztrzęsionym głosem.- Nie chcę dalej w to brnąć.Nie muszę.Deth podniósł rękę w uspokajającym geście.- To prawda.Nie musisz.Ale nigdy nie dotrzesz do Hed, gnając na oślep przez heruńskie moczary.Jeśli chcesz wracać na swoją wyspę, odprowadzę cię tam [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|