, McKillip Patricia A Mistrz zagadek z Hed 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O, zatem masz brata? Ja też zawsze chciałam go mieć.Ale mam tylko kuzynki, no i dziewczyny ze stra­ży, które są mi jak siostry.A siostrę masz?- Tak.Tristan.- Jaka ona jest?- No, trochę młodsza od ciebie.Ciemnowłosa jak ty.Trochę do ciebie podobna, z tym że nie działa mi tak na nerwy.Ku zaskoczeniu Morgona Lyra roześmiała się.- Wyprowadziłam cię z równowagi, tak? Zastana­wiałam się właśnie, kiedy przestaniesz się na mnie zży­mać.- Jednym płynnym ruchem podniosła się z zie­mi.- Podejrzewam, że morgola też nie będzie ze mnie zadowolona, ale w zasadzie jestem życzliwa ludziom, którzy mnie, tak jak ty, zaskakują.- Skąd morgola będzie wiedziała?- Ona wie wszystko.- Lyra skinęła im głową.- Dzię­kuję ci za grę, Dethu.Dobrej nocy.Ruszamy o świcie.Wyszła z kręgu światła rozsiewanego przez ognisko i rozpłynęła się w mrokach nocy tak cicho, że nie usły­szeli ani jednego jej kroku.Morgon rozwinął swój śpi­wór.Mgiełka unosząca się od moczarów już do nich dotarła.Noc była wilgotna i przeraźliwie zimna.Do­rzucił gałąź do ogniska i legł tuż obok niego.Kiedy wpa­trywał się w płomienie, do głowy przyszła mu pewna myśl.Parsknął śmiechem.- Gdybym miał wprawę we władaniu bronią, nie kamieniem bym w nią dziś nad ranem cisnął, lecz włócznią - powiedział do Detha.- I ona chce mnie uczyć.Nazajutrz zobaczył Herun, mały, otoczony górami kraik, przywodzący na myśl misę wypełnioną świtem.W miarę, jak schodzili w dolinę, opadały poranne mgły.Skaliste szczyty wynurzały się spod nich niczym cieka­we świata głowy.Trawiasta równina w dole, powykrę­cane przez wiatr drzewa i grunt pod kopytami ich koni to się pojawiały, to znów znikały przesłaniane mleczny­mi tumanami.Lyra zatrzymywała się co jakiś czas i cze­kała, aż mgła rozwieje się i odsłoni któryś z punktów orientacyjnych, które wskazywały jej drogę.Morgon, choć wolałby widzieć grunt pod nogami, zachowywał stoicki spokój do chwili, kiedy Lyra zno­wu zatrzymała konia.- To wielkie moczary Herun - oznajmiła, kiedy się z nią zrównał.- Za nimi leży Miasto Korony.Prowa­dząca przez nie ścieżka jest darem morgoli i zna ją nie­wielu ludzi.Gdybyś zatem chciał kiedyś dostać się do Herun lub wydostać z niego szybko, wybieraj le­piej szlak północny, który wiedzie przez góry.Tutaj przepadło już bez śladu wielu takich, którym się spie­szyło.Morgon spojrzał z nowo rozbudzonym zaintereso­waniem na ziemie, po której stąpał jego koń.- Dzięki, żeś mi to powiedziała.Mgła rozwiała się wreszcie, odsłaniając niebo bez jed­nej chmurki, wibrujące błękitem nad skąpaną w rosie zieloną równiną.Na wypiętrzeniach pofałdowanego terenu widać było teraz kamienne domy i całe wioski skupione wokół wyrzynających się spod ziemi skalnych iglic.W oddali wił się bity trakt połyskujący bielą na zakrętach.Na tle rysującej się na horyzoncie smugi górskiego pasma majaczyła jakaś plamka, która w mia­rę, jak się do niej zbliżali, zaczynała nabierać kształ­tu.Była to kamienna konstrukcja odcinająca się ostro od otoczenia: wielki krąg czerwonych, ustawionych na sztorc głazów przywodził na myśl płonących straż­ników otaczających kordonem czarną, owalną budow­lę.Po chwili ich oczom ukazała się rzeka spływająca z gór na północy, przecinająca błękitną wstążką rów­ninę i wpadająca w samo serce kamiennej konstrukcji.- To Miasto Korony - oznajmiła Lyra.- Zwane rów­nież Miastem Kręgów.- Zatrzymała konia; podążają­ca za nią straż również się zatrzymała.- Słyszałem o tym mieście - powiedział Morgon, nie odrywając wzroku od głazów.- Co symbolizuje sie­dem kręgów Herun i kto je zbudował? Rhu, czwarty morgol, wzniósł miasto, stawiając jeden krąg dla każ­dej z ośmiu zagadek, które postawiła przed nim jego ciekawość i które rozwiązał.Podróż, którą podjął, by rozwiązać ósmą, kosztowała go życie.Co to była za zagadka, nie wie nikt.- Morgola wie - powiedziała Lyra.Morgon spojrzał na nią zdębiały.- Właśnie tę zagadkę, która zabiła Rhu, mam na jej polecenie zadać tobie: kim jest Na­znaczony Gwiazdkami i co takiego jest mu przeznaczo­ne utracić?Morgon wstrzymał oddech.Potrząsnął głową, poru­szył bezgłośnie ustami.- Nie! - wrzasnął nagle, strasząc Lyrę.Zawrócił konia, uderzył go piętami i pomknął przed siebie na oślep.Trawiasta równina uciekała rozmaza­ną smugą zieleni spod kopyt.Pochylony nisko w siod­le pędził ku moczarom połyskującym niewinnie w pro­mieniach słońca i ku niskim górom za nimi.Tętent za sobą usłyszał dopiero wtedy, gdy na skraju pola widze­nia mignęło mu coś czarnego.Ze ściągniętą, nierucho­mą twarzą poganiał wierzchowca, ziemia dudniła, ale czarny koń trzymał się go jak cień i ani nie zwalnia­jąc, ani nie przyspieszając, pędził za nim ku linii, wzdłuż której ziemia zlewała się z nieboskłonem.Nagle po­czuł, że jego koń gubi rytm, zwalnia bieg.Deth zrów­nał się z nim, chwycił za cugle i zdecydowanym szarp­nięciem osadził w miejscu.- Morgonie.- wysapał.Morgon wyrwał mu z ręki swoje cugle i cofnął ko­nia o krok.- Wracam do domu - wykrztusił roztrzęsionym gło­sem.- Nie chcę dalej w to brnąć.Nie muszę.Deth podniósł rękę w uspokajającym geście.- To prawda.Nie musisz.Ale nigdy nie dotrzesz do Hed, gnając na oślep przez heruńskie moczary.Jeśli chcesz wracać na swoją wyspę, odprowadzę cię tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl