, James Clavell Ucieczka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podał im nowy numer i zasalutował obu mężczyznom z całym swoim galijskim wdziękiem.Nie mógł uwierzyć, że im się upiekło.Czy nie widzą na oczy, czy może nie chcieli nic zobaczyć? Nie wiem, nie wiem, ale dzięki niech będą Madonnie, że znowu otoczyła nas swoją opieką.- Lepiej zawiadom Gavallana o teleksie, Jean Luc - po­wiedział Mathias.LOTNISKO W KUWEJCIE, 14.56.Genny i Charlie Pettikin siedzieli w restauracji na górnym tarasie lśniącego nowością terminalu.Był piękny, słoneczny dzień, wybrali miejsce osłonięte od wiatru, a nakryte jasnożółtymi obrusami stoliki stały ocie­nione tego samego koloru parasolami.Wszyscy dookoła cieszyli się życiem, pijąc i jedząc.Wszyscy oprócz nich.Genny prawie nie tknęła sałatki, Pettikin zaś dziobał w swoim ryżu i curry.- Chyba napiję się martini z wódką, Charlie - oznajmiła nagle Genny.- Świetny pomysł.Pettikin dał znak kelnerowi i zamówił dla niej drinka.Sam też chętnie by się napił, ale miał zastąpić Locharta lub Ayre’a podczas lotu wzdłuż wybrzeża na wyspę Jellet.W drodze do Szardży czekało ich jeszcze co najmniej jedno, może dwa tan­kowania.Niech diabli wezmą ten cholerny wiatr.- Już niedługo, Genny.Na litość boską, ile razy jeszcze to powtórzysz, miała ochotę krzyknąć.Od tego czekania robiło jej się niedobrze.Udawała jednak stoicki spokój.- Tak, Charlie.Mogą pojawić się w każdej chwili.Oczy obojga zwróciły się w stronę morza.Nad wodą unosiła się mgiełka, widzialność była słaba, ale mieli dostać wiadomość, kiedy tylko helikoptery znajdą się w zasięgu kuwejckich rada­rów.W wieży kontroli lotów czuwał człowiek z Imperiał Air.Jak długo może trwać “niedługo”, pytała sama siebie czując, że traci siły.Próbowała przebić wzrokiem mgiełkę, wypatrując Duncana, modląc się, nie tracąc nadziei i starając się go jakoś telepatycznie wesprzeć.Nie pomogła jej w tym wiadomość, którą przekazał jej rano Gavallan.- Po jaką cholerę on wiezie tego Kię, Andy? Co to może znaczyć?- Nie wiem, Genny.Powtarzam ci tylko, co od niego usłyszałem.Freddy poleciał chyba wcześniej tam, gdzie mają zatankować paliwo.Mac wystartował z ministrem Kią i albo poleci z nim w to miejsce, albo wysadzi go gdzieś po drodze.Tom zostanie w bazie jeszcze jakiś czas, żeby dać innym ode­tchnąć, a potem też poleci w umówione miejsce.Odebraliśmy pierwszy sygnał od Maca o dziesiątej czterdzieści dwie.Załóż­my, że on i Freddy wystartują o jedenastej.Godzinę zajmie im dotarcie do umówionego miejsca i zatankowanie, następne dwie i pół godziny lot.To oznacza, że w Kuwejcie powinni się pojawić nie wcześniej niż o wpół do trzeciej.Dużo zależy od tego, ile będą musieli czekać w umówionym miejscu.Kelner przyniósł jej drinka.Na tacy leżał przenośny telefon.- Do pana, kapitanie Pettikin - oznajmił kelner, stawiając szklankę przed Genny.Charlie wziął telefon i wyciągnął antenę.- Halo? A, cześć, Andy.- Genny obserwowała jego twarz.- Nie.jeszcze nie.Tak? - Przez dłuższy czas uważnie słuchał, pochrząkując tylko z rzadka lub kiwając głową i nie dając po sobie nic poznać.Zastanawiała się, co takiego mówi Gavallan, co nie jest przeznaczone dla jej uszu.- Tak, jasne.nie.tak, zachowujemy dyskrecję na tyle, na ile możemy.Tak, jest tutaj, w porządku, poczekaj.- Pettikin podał słuchawkę Genny.- Chce zamienić z tobą słówko.- Cześć, Andy.Co nowego?- Po prostu się zgłaszam, Genny.Nie musisz się martwić o Maca i innych.Nie wiemy, ile czasu czekali w umówionym miejscu.- Czuję się dobrze, Andy.Nie przejmuj się mną.Co z innymi?- Rudi, Pop Kelly i Sandor lecą z Bahrajnu.Zatankowali w Abu Dhabi i jesteśmy z nimi w kontakcie.za pośrednictwem Johna Hogga.Oceniamy, że przylecą za jakieś dwadzieścia minut.Johnny Hogg powinien już tam u was być i on też będzie prowadził nasłuch.Pozostajemy w kontakcie.Możesz mi znowu dać Charliego?- Już daję, ale co z Markiem Dubois i Fowlerem?- Na razie nic nie wiemy - odparł po krótkiej pauzie Gavallan.- Mamy nadzieję, że się znajdą.Rudi, Sandor i Pop cofnęli się i szukali ich, jak długo mogli.Na wodzie nie było żadnych wraków.W tamtym rejonie jest dużo statków i plat­form, na pewno ich znajdziemy.- A teraz powiedz mi, co miało być przeznaczone wyłącznie dla uszu Charliego.Skrzywiła się, kiedy w słuchawce zapadła cisza.Gavallan westchnął.- Można o tobie książki pisać, Genny.No dobrze.Pytałem Charliego, czy dotarł do was z Iranu teleks podobny do tego, który dostaliśmy tu, w Dubaju i w Bahrajnie.Próbuję robić, co mogę, za pośrednictwem Newbury’ego i naszej ambasady w Ku­wejcie, ale Newbury twierdzi, żeby nie oczekiwać zbyt wiele.Kuwejt utrzymuje bliskie stosunki z Iranem, nie chce urazić Chomeiniego i boi się, że ten wyśle do nich fundamentalistów, którzy podburzą kuwejckich szyitów.Nie udało mi się jeszcze skontaktować z Erikkim.- Mogą go aresztować razem z Azadeh i zatrzymać oboje jako zakładników.- Owszem.Powiedziałem też Charliemu, że próbuję zawia­domić rodziców Rossa w Nepalu, a także jego pułk.Nie chciałem martwić cię bardziej, niż to konieczne - dodał łagodniej­szym tonem.- W porządku?- Tak, dziękuję.Czuję się.czuję się dobrze.Dziękuję, Andy.- Oddała słuchawkę Pettikinowi i spojrzała na swoją szklankę.Po szkle spływały drobne kropelki.Zupełnie jak łzy po moich policzkach, pomyślała i wstała od stołu.- Za chwilę wracam.Pettikin popatrzył za nią ze smutkiem.- Tak, tak, oczywiście - przytaknął, wysłuchując ostatnich instrukcji Gavallana.- Nie martw się, Andy.Zajmę się.zajmę się Rossem i zawiadomię cię, kiedy tylko będziemy ich mieć na ekranie.Fatalna sprawa z Dubois i Fowlerem, możemy tylko żywić nadzieję, że się znajdą.Dobrze, że innym się udało.Cześć.Odnalezienie Rossa wstrząsnęło nim.Zaraz po porannym telefonie od Gavallana popędził do szpitala.W piątek nie było prawie personelu, tylko jeden dyżurny recepcjonista, który mówił wyłącznie po arabsku.“Bokrah, jutro”, powtarzał, uśmiechając się i wzruszając ramionami.Pettikin nie dawał za wygraną i w końcu facet domyślił się, o co mu chodzi, i gdzieś zatelefonował.Po dłuższym czasie pojawił się pielęgniarz i skinął na Pettikina.Odbyli długą wędrówkę korytarzami, aż w końcu weszli na salę i zobaczył Rossa, który leżał nagi na kamiennej płycie.Wstrząsnęła nim nie sama śmierć kapitana, ale jego nagość, profanacja ciała, brak jakiegokolwiek szacunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl