, McKillip Patricia Winter Rose Zimowa Róża 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie mogłam znalezć swojego głosu, tylko jego łuskę.Ledwiemógł przejść przez ogień w moim gardle.Przylgnęłam mocniej do jego rąk i patrzyłam mu woczy.Zobaczyłam pierwsze dotknięcie lodowatego gniewu, walczące z jego cierpliwością.Zostawię cię.Nie będę więcej zawracać ci głowy moją miłością.Ale najpierw chcę ci coś dać.Z moją miłością. Co?  Zapytał obojętnie. Wolność.Ode mnie, od tego domu, od tego lasu.Bedę trzymać cię mocno, aż będzieszwolny od nas wszystkich.A potem cię opuszczę.Usłyszałam jak wymawia moje imię, tuż przed tym jak wichry znów nią szarpnęły.Straciłamuchwyt na jego jednej dłoni.Trzymałam drugą obiema rękami, gdy wiatr próbował go zabrać.Znów poczułam bluszcz, a potem ludzki nadgarstek i znów bluszcz, a potem bluszcz zamknąłsię wokół mojego nadgarstka.Wichry wrzasnęły przez niespodziewany mrok. Kto dał ci twoje oczy?Wtedy zrozumiałam.Patrzyłam na odpowiedz przez całe moje życie, na całe jego piękno,jego pory roku, jego ciągle zmieniające się oblicza życia i śmierci. Las.W tym momencie bluszcz chwycił mnie mocno, tak mocno, jak ja go trzymałam.Pnączezmieniło się w kość, liść w słowo. Rois. Powiedział i poczułam różę, rozkwitającą na moich wargach.Trzymałam goprzez zimową ciemność, przez wszystkie moje sny, aż się obudziłam. Rozdział 24Przez długi czas leżałam nie śpiąc, zanim otwarłam oczy.Usłyszałam cichy ruch w domu,słowo czy dwa.Wyczułam piekący się chleb i garść wyschniętych płatków kwiatów gotującychsię powoli nad ogniem.Może to mnie obudziło: zapach wiosny.Ale nadal była zima, jak odkryłam, gdy w końcu otwarłam oczy.Znieg pokrył dach stodoły,niebo było granitowo szare, odległy las nadal bezlistny.%7ładen dym nie unosił się z Lynn Hall.Spoglądałam, skonsternowana przez pokryte śniegiem pola.Moje dłonie nadal czułybluszcz, który wiatr próbował mi wyszarpnąć, moje kości pamiętały ogień, palący je jakgałązki.Słyszałam głos Niala Lynna: to jedyna rzecz, którą będziesz pamiętać& wyobrażaszsobie, że jesteś tutaj.Przerwij ten sen.Przypomniałam sobie Laurel.Odepchnęłam się, żeby się podnieść, na tę myśl.Podłoga była lodowata, gdy uderzyły w niąmoje stopy.Zima nadal zawodziła wokół domu wsuwała cienkie palce przez szpary i szczeliny.Co zrobiłam? Zastanawiałam się, odgarniając włosy z oczu.Co zrobiłam dobrze albo zle? Złotypierścień, płonące róże, twarz mojej matki, zdesperowane oczy Corbeta Lynna  mój senrozpraszał się po kawałku po mojej głowie.Poszłam do serca zimy, wyciągnęłam z niegoCorbeta do tego świata, żeby mógł podjechać do naszych drzwi na swojej maślankowej klaczy,znalezć Laurel i wymówić jej imię, żeby przypomniała sobie, kim była, czym było życie, zanimje opuści.Może, pomyślałam desperacko, gdy otwarłam drzwi, to tam był teraz: jadąc do naszychdrzwi.Poszłam w głąb korytarza do pokoju Laurel, czując jarzmo strachu, kłujące mnie boleśnie wszyję i ramiona.Próbowałam wejść bezgłośnie, ale zatrzask wyślizgnął mi się z palców,grzechocząc.Poruszyła się lekko, a ja znów odetchnęłam, na chwilę przylgnąwszy do drzwi,obserwując ją.Wyglądała jak kobieta zrobiona z jedwabiu i słomy, tak krucha, że wiatr nazewnątrz mógłby rozwiać ją w mgnieniu oka.Jej skóra napinała się na kościach, jej powieki,cienkie jak papier, uniosły się, jak gdyby wyczuła moje oczy.Przez chwilę wpatrywała się wemnie niewidząco, zanim wymówiła moje imię.Podeszłam do niej, uklękłam obok łóżka.Niebieskie żyły na jej przegubach były tak wyraznepod skórą, że mogłam prawie zobaczyć jak pulsują.Uniosła palec, dotknęła mnie lekko jakpiórkiem. Miałam najdziwniejszy sen. Powiedziała. Co? Nie jestem pewna. Milczała, jej oczy utkwione w jakimś wspomnieniu.Wciągnęłasłaby oddech. Myślę, że z nim byłaś.Nie wiem.Wszystko, co teraz widzę, to kolory.Słyszęgłos, ale nie rozumiem słów.Wiesz, jak to jest, gdy próbujesz przypomnieć sobie sny.Nawetto, co pamiętasz, nie ma sensu&  Czasami ma. Mam na myśli w świecie jawy.Dałam temu spokój, nagle rozumiałam bardzo mało. Chcesz, żebym przyniosła ci trochęherbaty? Nie. Jej oczy powędrowały do okna.Poczułam, że moje własne oczy rozszerzają się ipalą.Nie zrobiłam niczego.Zniłam i nawet w moim śnie niczego nie zrobiłam.Lub gorzej, nicz tego nie było snem, a ja nie zrobiłam niczego dobrze.Znów poczułam jej dłoń na mojej ręce. Ta niekończąca się zima& Rois.Wiesz, co bymchciała? Trochę gorącego mleka. Pokiwałam głową i wstałam, nie patrząc na nią, żeby niezobaczyła moich łez.Jej głos zatrzymał mnie przy drzwiach. Poczułam piekący się chleb.Rois, mogłabyś przynieść mi też trochę ciepłego chleba, gdy zostanie wyciągnięty? Odwróciłam się by wpatrywać się w nią.Teraz nie wyglądała przez okno, myślała o jedzeniu. Co jeszcze?  Mój głos utknął na czymś zbyt dużym do przełknięcia. Masło? Jajko? Masło tak.To wszystko.Tak sądzę.Dziękuję.Wyszłam.Byłam w połowie schodów, gdy musiałam usiąść, drżąc, trzymając kości razem,mrugając, żebym mogła wyrazniej zobaczyć to, co wydawało się być prawdą: Laurel chciałajeść. Rois. Tchnął mój ojciec u podstawy schodów.Spojrzałam w dół, zobaczyłamprzerażenie w jego oczach, a potem zobaczyłam sama siebie, bosą, w koszuli nocnej,przykucniętą i trzęsącą się na schodach. Wszystko w porządku. Powiedziałam.Nie rozpoznałam mojego głosu. Ona poprostu chce śniadania. Ona chce  Jest głodna.Zcisnął poręcz.Zobaczyłam jego twarz zanim odwrócił się by usiąść na najniższym stopniu.On też nie mógł mówić zbyt wyraznie. Co  czego chce? Gorącego mleka.Gorącego chleba i masła. Och. Wyszło to jak dzwięk, który mógł wydać, gdy pierwszy raz zobaczył Laurel.Zobaczyłam jak drży.Powlekłam się w dół do niego, mojego ojca w tym świecie, w każdymświecie i objęłam go mocno.Tam znalazła nas Beda i zostawiła nas z własnymi oczamizaczerwienionymi, żeby wziąć jabłkową brandy.Mój ojciec złapał Salisha na saniach i posłał wiadomość do Perrina i aptekarza.Perrinprzybył pierwszy z większą ilością zupy od jego matki, staliśmy nad Laurel, licząc każdy kęs. Pózniej aptekarz zbadał ją, zauważył lekki rumieniec życia pod jej skórą, nagłe zainteresowaniew jej oczach. Co jej dałaś?  Zapytał mnie niedowierzająco.Nie mogłam mu powiedzieć.Nadalwidziałam jak bardzo jej skóra przylegała do ślicznej linii kości jej twarzy, jak jej oczy widziałydystanse poza zdefiniowanymi horyzontami naszego, małego świata [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl