, Simak Clifford D W pulapce czasu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mógł jednak zapomnieć fotografii, którą otrzymał od Thorne'a.Rozbita maszyna, zmasakrowane ciała i wielka dymiąca bruzda wyrwana w darni.Srebrna rzeka płynąca w ciszy, którą czuło się nawet na zdjęciu, a hen daleko, na tle różowego nieba, widniejąca pajęcza sieć Andrelonu.Adams uśmiechnął się lekko.Aldebaran XII, pomyślał, musi być sympatycznym światem.Nigdy tam nie był i nigdy nie będzie.zbyt wiele bowiem jest planet, zbyt wiele miejsc, aby człowiek mógł choćby marzyć o odwiedzeniu ich wszystkich.Może kiedyś, gdy teleporty będą działały na odległość lat świetlnych, a nie kilku zaledwie mil.być może wtedy człowiek będzie mógł po prostu przejść na wybraną planetę - na dzień, na godzinę albo tylko na tak długo, aby mógł powiedzieć, że tam był.Adams wcale nie musiał tam być.Na Aldebaranie XII miał oczy i uszy, podobnie jak na każdej zajętej planecie w całym sektorze.Na miejscu znajdował się Thorne, a Thorne był zdolny.Nie spocznie, dopóki nie wyciśnie z wraku i ciał ostatniej uncji informacji.Chciałbym móc o tym zapomnieć, powiedział do siebie Adams.Jest ważne, ale nie aż tak ważne.Warknął brzęczyk i mężczyzna przesunął przełącznik na biurku.- O co chodzi?- Pan Thorne, sir - rozległ się głos androida.- Łącze mentofoniczne z Andrelonu.- Dziękuję, Alice - odparł Adams.Otworzył kluczem szufladę, wyjął myckę, włożył ją na głowę i poprawił mocnymi palcami.Przez jego mózg przemknęły myśli - rozproszone, przypadkowe, bez wyjątku słabe i odległe.Widmowe myśli błąkające się po wszechświecie, okruchy śmieci z umysłów innych istot z nie dających się określić czasów i miejsc.Skrzywił się.Nigdy do tego nie przywyknę, przemknęło mu przez głowę.Zawsze będę próbował się uchylić, jak dzieciak, który wie, że zasłużył na klapsa.Widmowe myśli brzęczały i świergotały w jego mózgu.Adams zamknął oczy i oparł się wygodnie.- Hallo, Thorne - pomyślał.Słabe, niewyraźne myśli Thorne'a przeniknęły przestrzeń ponad pięćdziesięciu lat świetlnych.- To ty, Adams? Bardzo słabo cię odbieram.- Tak, to ja.O co chodzi?Pojawiła się wysoka śpiewna myśl i prześlizgnęła przez jego mózg.Potrząśnij grzechotką.uszczypnij rybę.tlen dużo kosztuje.Adams usunął tę bezsensowną myśl ze swego umysłu i znów się skoncentrował.- Zacznij jeszcze raz, Thorne.Włączył się duch i cię zagłuszył.Myśli Thorne'a stały się głośniejsze, wyraźniejsze.- Chcę zapytać o nazwisko.Mam wrażenie, że już kiedyś je słyszałem, ale nie jestem pewien.- Jakie nazwisko?Thorne przedzielał teraz myśli pauzami.Przekazywał je wolno i z naciskiem, aby lepiej przebiły się przez szumy.- Asher Sutton.Adams wyprostował się gwałtownie w fotelu i mimo woli otworzył usta.- Co?! - ryknął.Idź na zachód - oznajmił głos w jego mózgu.- Idź na zachód, a potem prosto do góry.-.było zapisane na skrzydełku obwoluty - przebiła się myśl Thorne''a.- Zacznij jeszcze raz - poprosił Adams.- Zacznij jeszcze raz i nadawaj powoli.Nie dosłyszałem, co pomyślałeś.Myśli Thorne'a zaczęły pojawiać się wolno, a każde słowo przekazywane było z mocą.- To było tak.Pamiętasz wrak, który tu mieliśmy? Pięć osób zabitych.- Tak, tak.Oczywiście, że pamiętam.- Otóż, przy jednych zwłokach znaleźliśmy książkę albo raczej coś, co kiedyś nią było.Zwęgloną, przepaloną przez radiację.Roboty pracowały przy niej intensywnie, ale niewiele wskórały.Pojedyncze słowa.Nic, co tworzyłoby jakąś logiczną całość.Myślowe szumy mruczały i dudniły.Przebijała się zaledwie połowa.Bezładne plątaniny, bez żadnego człowieczego sensu i znaczenia - zresztą nie miałyby go nawet wtedy, gdyby docierały w całości.- Zacznij jeszcze raz - pomyślał rozpaczliwie Adams.- Zacznij jeszcze raz!- Wiesz o wraku.Pięć osób.- Tak.Tak.Tyle dotarło.Powtórz wiadomość o książce.Skąd się tam wziął Sutton?- Roboty zdołały ustalić - odparł Thorne - tylko dwa słowa: “Asher Sutton".Jakby był jej autorem.Znajdowały się one na pierwszej stronie.Może na tytułowej.Po prostu jakaś książka, której autorem jest przypuszczalnie Asher Sutton.Zapadła cisza, nawet głosy duchów umilkły na chwilę.Potem znowu się pojawiły - sepleniące, piskliwe.myśli dziecka, niedojrzałe i rozmyte.Pozbawione kontekstu, nieprzetłumaczalne i niemal bez sensu, ale zarazem na swój sposób obrzydliwie szarpiące nerwy w tych obcych warunkach.Adams poczuł nagły lęk przeszywający go zimnem aż do szpiku kości.Z całej siły zacisnął dłonie na podłokietnikach i trzymał je mocno, gdy tymczasem brudna pazurzasta łapa ściskała mu wnętrzności.Nagle myśl zniknęła.Pięćdziesiąt lat świetlnych kosmosu syczało lodowatą pustką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl