, Roger Zelazny Odmieniec 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekawe, jaką część mojego planu udało mu się poznać.Czy chcesz, żebym pogłaskał go ogniem?Nie.Udawaj, że go tam nie ma.Nie patrz na niego.Pol odwrócił się i wszedł do zamku.W jednym z tomów ojca znalazł opis pewnego efektu, który miał teraz zamiar wypróbować.Pobiegł schodami w górę i zatrzymał się przed bib­lioteką, gdzie Nora wykreślała ostatnie mapy trasy.Zajrzawszy do środka ujrzał, że miała jasną tunikę, krótkie szare spodnie, metalowy pas oraz mocne bu­ty, które znalazła w jakiejś garderobie na górze.Wło­sy związała czarną wstążką.Kiedy Pol wszedł, uniosła wzrok.— Jeszcze nie całkiem skończyłam.Została jedna strona.— Nie przerywaj.Ukończyła rysunek, wzięła kolejną kartkę, prze­wróciła stronę i zaczęła wykreślać kolejną część trasy.Uniosła wzrok, a Pol uśmiechnął się i skinął głową.— Już, zaraz — powiedziała.Pracowała przez kilka minut.Wreszcie westchnęła, zamknęła książkę i pozbierała papiery.— Czy mogłabyś na chwilę wyjść?— Masz taki dziwny głos.— Tak.Mówiłem zbyt dużo.Proszę.Podeszła do drzwi.Czekał tam, a jego twarz była pozbawiona wyrazu.Nora zatrzymała się z waha­niem.— Czy coś się stało? — spytała.— Nie.Wyjdź.Kiedy przyjrzała mu się dokładniej, zauważyła, że wargi mówiącego nie poruszają się zgodnie z wypo­wiadanymi słowami.Przeszła przez drzwi i stanęła.Na korytarzu, z palcami przy ustach, stał Pol.— Jak.— Chodź — szepnął, ujmując jej dłoń.— To za­klęcie podobieństwa.Moja podobizna została nało­żona na czarodziejskie pasma.Nie wiem, jak długo się utrzyma.Może dzień, a może tylko chwilę.Zaczął gestykulować powoli, potem coraz szybciej.Coś pojawiło się między jego dłońmi, nabrało blade­go blasku.— Oto twoja podobizna — powiedział.— Wróci tam i będzie dotrzymywać towarzystwa mojej, by w ten sposób odwrócić uwagę szpiega na czas nasze­go odlotu.Obserwował nas.Chcę mieć największą przewagę, jaka tylko jest możliwa.Później wydawało się, że to Nora wraca do pokoju i bierze za rękę Pola, stojącego ciągle przy drzwiach.Przeszli powoli w stronę pary krzeseł i usiedli, pa­trząc na siebie.— Piękna pogoda.— Tak.Co pewien czas jedno z nich wstawało i chodziło po pokoju.Razem i osobno robili wiele rzeczy, co zajmowało około godziny, po czym cała sekwencja zaczynała się od nowa.Prototyp ptaka-zwiadowcy o niebieskim brzuchu i szarym grzbiecie śledził każdy ich krok i skupiał się nad każdym słowem.Nie odwrócił się na dźwięk ha­łasów w dole ani wtedy, kiedy Księżycowy Ptak wzniósł się ponad chodnik, przeleciał nad murem ze­wnętrznym, zawirował na wietrze, skierował się na wschód i zniknął.* * *Z nastaniem nocy Mysia Rękawica powoli zaczął czuć się jak więzień.Pomimo kilku sytuacji, gdy prawie by już wpadł, jego obecność nadal nie została wykryta.Stopniowo powiększał w umyśle mapę tere­nu, na którym się znajdował i zaczynał być świadomy tutejszego dziwnego systemu obronnego.Ciągle jed­nak nie był w stanie znaleźć drogi, która wyprowa­dziłaby go z Góry Kowadłowej.Obrzeża płaskowyżu były niezwykle dobrze patrolowane, zarówno przez małych ludzi, jak i przez półmechaniczne gąsienice.Cały teren był także obserwowany przez zamonto­wane na stałe automatyczne oczy oraz krążące ptaki.Wyglądało na to, że nawet owad nie przemknąłby się nie zauważony.Sprawdzając kolejne zamki, zlokalizował w końcu magazyny żywności i przeniósł do swej kryjówki ilość, którą uznał za wystarczającą.Rejestrowałw pamięci każdą niszę, każde nie uczęszczane przejś­cie, jakie napotykał.Okiem złodzieja zbadał rozmaite urządzenia wykrywające, najpierw z daleka, później z bliska, oceniając ich funkcje oraz niektóre słabości.Tylko przez przypadek — przypadek oraz podjętą przez Marka w ostatniej chwili decyzję o wzmocnie­niu sił natarcia ponad stopień, który wcześniej uznał za wystarczający — Mysia Rękawica natknął się na nowo powstały teren szkoleniowy.Odbywały się tam wstępne ćwiczenia dla pilotów załogowych obiektów latających, których produkcja została zwiększona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl