,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zagadka brzmiała znajomo.Gdzieś już to słyszał, przed wielu laty, ale w głowie miał zupełną pustkę.Im dłużej myślał, tym mniej pamiętał.Niejasno przypominał sobie dawne czasy, kiedy jako chłopiec służył u starego Tarrendina.Musiał ciężko pracować, ale Tarrendine był łagodnym panem i zostawiał mu mnóstwo wolnego czasu.Niedaleko stała karczma.W upalne letnie dni Kedrigern chodził tam na piwo.Czasami karczmarz opowiadał mu bajkę, dowcip lub zagadkę.Zwykle były dość prostackie.Zielony Zagadkowicz zaczął obrzydliwie chichotać.Zmierzył głodnym spojrzeniem trójkę podróżników.Kedrigern poczerwieniał.Rozwiązanie zagadki nagle wpadło mu do głowy i potrząsając pięścią, krzyknął gniewnie:-Ty chamie! Ty prostaku! Ty nieokrzesany barbarzyńco! Ty tępy, ograniczony, nietaktowny cymbale! Jak śmiesz wygłaszać taką zagadkę w obecności damy!Speszony olbrzym cofnął się o krok.- To tylko zagadka - próbował się bronić.- To jest wyjątkowo ordynarna zagadka, którą tylko źle wychowany olbrzym mógł powtórzyć w obecności damy, i żądam, żebyś natychmiast przeprosił moją żonę.No dalej, przepraszaj.Zagadkowicz pochylił głowę i wymamrotał:- Bardzo mi przykro, pani.Księżniczka odwróciła wzrok i skwitowała przeprosiny dystyngowanym skinieniem głowy.Nieco ułagodzony Kedrigern powiedział:- Przejdźmy do następnej zagadki.I pamiętaj, żeby była w lepszym guście.Zielony Zagadkowicz zawahał się i spojrzał na czarodzieja podejrzliwie zwężonymi oczami.- Zaczekaj.Przecież tej jeszcze nie odgadłeś.- Oczywiście, że odgadłem, ale nie zamierzam tego wykrzykiwać na cały głos.- Kedrigern gestem kazał olbrzymowi się nachylić i szepnął mu do ucha: - Zagadka jest o pierdnięciu.Zagadkowicz zawył z wściekłości i rozczarowania.Przyskoczył do drzewa na skraju polany, szorstko odepchnął na bok kilku swoich ludzi, objął ramionami pień i sieknąwszy z wysiłku, wyrwał drzewo z korzeniami.Odrzucił je od siebie, strząsnął ziemię ze stóp, po czym wzniósł pięści do nieba, głośno uderzył się w pierś i zaryczał.Nieporuszony Kedrigern odezwał się:-Jakjuż skończysz, chciałbym przejść do ostatniej zagadki.Rycząc donośnie, olbrzym podbiegł do drzewa wyrwanego z korzeniami.Podniósł je wysoko nad głowę i powoli wygiął pień, natężając się tak, że skóra mu pociemniała jak liście ostrokrzewu.Po chwili drzewo pękło z przeraźliwym trzaskiem.Olbrzym cisnął kawałki w las i wrócił na swoje miejsce naprzeciwko Kedrigerna.Zaczekał, aż oddech mu się uspokoi, po czym wyrecytował trzecią zagadkę.Jeden trzyma jeden pod jednym,Dwa nagie czubki pod niebem;Trzy białe kije w szeregu,Jeden stuka,jeden grzęźnie w śniegu,Żaden nie otwiera oczu;Powiedz, co to za widoczek.Z pogardliwym prychnięciem Kedrigern odparł:- Blady, łysy, ślepy żebrak z białą laską stoi pod brzozą w zimie.Zagadkowicz wytrzeszczył na niego zielone oczy.Czarodziej zawrócił do konia, wspiął się na siodło i dodał uprzejmym tonem:-Jeśli nie stać cię na nic lepszego, chyba powinieneś zmienić zawód.Może zatrudnisz się przy wyrębie lasu.A teraz powiedz swoim ludziom, żeby się odsunęli, bo naprawdę musimy już jechać.-Jakim sposobem odgadłeś moje zagadki? - zapytał Zielony Zagadkowicz głosem zdławionym z gniewu i rozczarowania.-Jestem genialny - odparł niedbale Kedrigern.- Nie! Oszukiwałeś!- Musimy walczyć, mistrzu Kedrigernie.Musimy wyrąbać sobie drogę przez ten motłoch albo zginąć - wtrącił Dyrax.- Cierpliwości, mój chłopcze.Rąbanie zastosujemy jako ostatnią deskę ratunku.Najpierw spróbujemy posłużyć się sprytem -szepnął po cichu Kedrigern.Potem głośno zwrócił się do olbrzyma: - Nie grasz uczciwie, Zagadkowiczu.Rozwiązałem twoje zagadki, więc musisz nas przepuścić.Nie musisz nam towarzyszyć przez całą drogę do Rzeki Lamentu, ale mógłbyś nam pokazać jakieś skróty.Zielony Zagadkowicz nie ustąpił z drogi.Jego ludzie niepewnie przestępowali z nogi na nogę, wyczuwając kłopoty; pragnęli jak najszybciej skończyć z gadaniem i wziąć się do rzeczy.Olbrzym skrzyżował muskularne ramiona na potężnej piersi i powiedział:- To jasne dla wszystkich, że oszukiwałeś.Nikt nie może rozwiązać moich zagadek bez oszukiwania.Więc cię zjemy, żeby dać ci nauczkę.- Zanim zrobisz coś, czego pożałujesz, zechciej wysłuchać mojej zagadki.Chętnie ci podpowiem, jeśli sam nie odgadniesz - zapewnił czarodziej.— Nie próbuj ze mną żadnych sztuczek.- Żadnych sztuczek, obiecuję.Naprawdę chcę, żebyś rozwiązał tę zagadkę.Gotów?Olbrzym kiwnął głową i Kedrigern wyrecytował:- Kto jedzie spokojnie przez las, nie wadząc nikomu i życząc wszystkim dobrze, a jednak posiada moc, żeby zmienić każdego wroga w polną mysz?- To żadna zagadka.Nawet się nie rymuje - stwierdził pogardliwie Zielony Zagadkowicz.- Daj mi szansę.Spróbuj zgadnąć.No, śmiało.Olbrzym mruknął coś pod nosem.Hałaśliwie podrapał się w głowę i przeczesał palcami splątaną zieloną brodę.Wzniósł oczy do nieba, potrząsnął głową i wreszcie powiedział:- Nie wiem.Kto?- Kedrigern, czarodziej z Góry Cichego Gromu, czyli ja - oznajmił zapytany.- Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno.Zielony Zagadkowicz niełatwo dał się przekonać.- Wcale nie jesteś czarodziejem.Nawet nie wyglądasz na czarodzieja.- Popatrz na mojego konia - zaproponował cierpliwie Kedrigern.- Kto poza czarodziejem jeździłby na takim koniu? Kto by się odważył? I popatrz na konia mojej żony, jeśli coś zobaczysz.Olbrzym uważnie obejrzał czarnego rumaka ze srebrnym rogiem i bezradnie zamrugał oczami, usiłując dojrzeć wierzchowca Księżniczki, niewidzialnego w promieniach słońca.Przez chwilę jakby się zawahał, ale potem krzyknął desperacko:-Wszystko mi jedno, na jakim koniu jeździsz, nie wierzę, że jesteś czarodziejem! Wyglądasz jak.jak kupiec!- Myślisz, że będę się ubierał jak czarodziej, żeby ci się przypodobać? Tak się składa, Zagadkowiczu, że dobrze znam swoją zawodową wartość.Nie potrzebuję spiczastego kapelusza ani długiej szaty pokrytej kabalistycznymi symbolami, żeby potwierdzić swój status [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|