, Morressy John Kedrigern w krainie koszmarow 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zagadka brzmiała znajomo.Gdzieś już to słyszał, przed wielu laty, ale w głowie miał zupełną pustkę.Im dłużej myślał, tym mniej pamiętał.Niejasno przypominał sobie daw­ne czasy, kiedy jako chłopiec służył u starego Tarrendina.Musiał ciężko pracować, ale Tarrendine był łagodnym panem i zostawiał mu mnóstwo wolnego czasu.Niedaleko stała karczma.W upalne let­nie dni Kedrigern chodził tam na piwo.Czasami karczmarz opowia­dał mu bajkę, dowcip lub zagadkę.Zwykle były dość prostackie.Zielony Zagadkowicz zaczął obrzydliwie chichotać.Zmierzył głodnym spojrzeniem trójkę podróżników.Kedrigern poczerwie­niał.Rozwiązanie zagadki nagle wpadło mu do głowy i potrząsając pięścią, krzyknął gniewnie:-Ty chamie! Ty prostaku! Ty nieokrzesany barbarzyńco! Ty tępy, ograniczony, nietaktowny cymbale! Jak śmiesz wygłaszać taką zagadkę w obecności damy!Speszony olbrzym cofnął się o krok.- To tylko zagadka - próbował się bronić.- To jest wyjątkowo ordynarna zagadka, którą tylko źle wycho­wany olbrzym mógł powtórzyć w obecności damy, i żądam, żebyś natychmiast przeprosił moją żonę.No dalej, przepraszaj.Zagadkowicz pochylił głowę i wymamrotał:- Bardzo mi przykro, pani.Księżniczka odwróciła wzrok i skwitowała przeprosiny dystyngo­wanym skinieniem głowy.Nieco ułagodzony Kedrigern powiedział:- Przejdźmy do następnej zagadki.I pamiętaj, żeby była w lep­szym guście.Zielony Zagadkowicz zawahał się i spojrzał na czarodzieja po­dejrzliwie zwężonymi oczami.- Zaczekaj.Przecież tej jeszcze nie odgadłeś.- Oczywiście, że odgadłem, ale nie zamierzam tego wykrzykiwać na cały głos.- Kedrigern gestem kazał olbrzymowi się nachylić i szepnął mu do ucha: - Zagadka jest o pierdnięciu.Zagadkowicz zawył z wściekłości i rozczarowania.Przyskoczył do drzewa na skraju polany, szorstko odepchnął na bok kilku swoich ludzi, objął ramionami pień i sieknąwszy z wysiłku, wyrwał drzewo z korzeniami.Odrzucił je od siebie, strząsnął ziemię ze stóp, po czym wzniósł pięści do nieba, głośno uderzył się w pierś i zaryczał.Nieporuszony Kedrigern odezwał się:-Jakjuż skończysz, chciałbym przejść do ostatniej zagadki.Rycząc donośnie, olbrzym podbiegł do drzewa wyrwanego z ko­rzeniami.Podniósł je wysoko nad głowę i powoli wygiął pień, natęża­jąc się tak, że skóra mu pociemniała jak liście ostrokrzewu.Po chwili drzewo pękło z przeraźliwym trzaskiem.Olbrzym cisnął kawałki w las i wrócił na swoje miejsce naprzeciwko Kedrigerna.Zaczekał, aż od­dech mu się uspokoi, po czym wyrecytował trzecią zagadkę.Jeden trzyma jeden pod jednym,Dwa nagie czubki pod niebem;Trzy białe kije w szeregu,Jeden stuka,jeden grzęźnie w śniegu,Żaden nie otwiera oczu;Powiedz, co to za widoczek.Z pogardliwym prychnięciem Kedrigern odparł:- Blady, łysy, ślepy żebrak z białą laską stoi pod brzozą w zimie.Zagadkowicz wytrzeszczył na niego zielone oczy.Czarodziej za­wrócił do konia, wspiął się na siodło i dodał uprzejmym tonem:-Jeśli nie stać cię na nic lepszego, chyba powinieneś zmienić zawód.Może zatrudnisz się przy wyrębie lasu.A teraz powiedz swo­im ludziom, żeby się odsunęli, bo naprawdę musimy już jechać.-Jakim sposobem odgadłeś moje zagadki? - zapytał Zielony Za­gadkowicz głosem zdławionym z gniewu i rozczarowania.-Jestem genialny - odparł niedbale Kedrigern.- Nie! Oszukiwałeś!- Musimy walczyć, mistrzu Kedrigernie.Musimy wyrąbać sobie drogę przez ten motłoch albo zginąć - wtrącił Dyrax.- Cierpliwości, mój chłopcze.Rąbanie zastosujemy jako ostat­nią deskę ratunku.Najpierw spróbujemy posłużyć się sprytem -szepnął po cichu Kedrigern.Potem głośno zwrócił się do olbrzyma: - Nie grasz uczciwie, Zagadkowiczu.Rozwiązałem twoje zagadki, więc musisz nas przepuścić.Nie musisz nam towarzyszyć przez całą drogę do Rzeki Lamentu, ale mógłbyś nam pokazać jakieś skróty.Zielony Zagadkowicz nie ustąpił z drogi.Jego ludzie niepewnie przestępowali z nogi na nogę, wyczuwając kłopoty; pragnęli jak naj­szybciej skończyć z gadaniem i wziąć się do rzeczy.Olbrzym skrzyżo­wał muskularne ramiona na potężnej piersi i powiedział:- To jasne dla wszystkich, że oszukiwałeś.Nikt nie może rozwią­zać moich zagadek bez oszukiwania.Więc cię zjemy, żeby dać ci na­uczkę.- Zanim zrobisz coś, czego pożałujesz, zechciej wysłuchać mojej zagadki.Chętnie ci podpowiem, jeśli sam nie odgadniesz - zapewnił czarodziej.— Nie próbuj ze mną żadnych sztuczek.- Żadnych sztuczek, obiecuję.Naprawdę chcę, żebyś rozwiązał tę zagadkę.Gotów?Olbrzym kiwnął głową i Kedrigern wyrecytował:- Kto jedzie spokojnie przez las, nie wadząc nikomu i życząc wszystkim dobrze, a jednak posiada moc, żeby zmienić każdego wro­ga w polną mysz?- To żadna zagadka.Nawet się nie rymuje - stwierdził pogardli­wie Zielony Zagadkowicz.- Daj mi szansę.Spróbuj zgadnąć.No, śmiało.Olbrzym mruknął coś pod nosem.Hałaśliwie podrapał się w głowę i przeczesał palcami splątaną zieloną brodę.Wzniósł oczy do nieba, potrząsnął głową i wreszcie powiedział:- Nie wiem.Kto?- Kedrigern, czarodziej z Góry Cichego Gromu, czyli ja - oznaj­mił zapytany.- Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno.Zielony Zagadkowicz niełatwo dał się przekonać.- Wcale nie jesteś czarodziejem.Nawet nie wyglądasz na czaro­dzieja.- Popatrz na mojego konia - zaproponował cierpliwie Kedri­gern.- Kto poza czarodziejem jeździłby na takim koniu? Kto by się odważył? I popatrz na konia mojej żony, jeśli coś zobaczysz.Olbrzym uważnie obejrzał czarnego rumaka ze srebrnym ro­giem i bezradnie zamrugał oczami, usiłując dojrzeć wierzchowca Księżniczki, niewidzialnego w promieniach słońca.Przez chwilę jak­by się zawahał, ale potem krzyknął desperacko:-Wszystko mi jedno, na jakim koniu jeździsz, nie wierzę, że je­steś czarodziejem! Wyglądasz jak.jak kupiec!- Myślisz, że będę się ubierał jak czarodziej, żeby ci się przypo­dobać? Tak się składa, Zagadkowiczu, że dobrze znam swoją zawo­dową wartość.Nie potrzebuję spiczastego kapelusza ani długiej sza­ty pokrytej kabalistycznymi symbolami, żeby potwierdzić swój status [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl