, Richard A. Knaak WarCraft Dzien Smoka v 1.1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tym znaku Vereesa domyśliła się, kim byli, ale mimo to nie rozluźniała się.Ostatnim ra­zem, kiedy elfka spotkała takich ludzi, nosili inne zbroje i ro­gate hełmy, a na napierśnikach i tarczach mieli znak Lordaeron.Wówczas z lasu powoli wyłonił się siódmy jeździec.Miał na sobie bardziej tradycyjną zbroję, taką jakiej spodziewała­by się Vereesa.Spod hełmu wyłaniała się silna i, jak na człowieka, mądra twarz okolona przyciętą, siwiejącą brodą.Zna­ki Lordaeron i zakonu znajdowały się nie tylko na jego tarczy i napierśniku, ale również na hełmie.Srebrna sprzączka w kształcie głowy lwa spinała pas, przy którym wisiał wielki młot z rodzaju używanego przez ludzi takich jak on.- Elfka - mruknął, przyglądając się jej.- Z radością przyj­miemy twe silne ramię.- Mężczyzna, który najwyraźniej był przywódcą, przeniósł z kolei wzrok na Rhonina, stwierdza­jąc w końcu z nieukrywaną pogardą - I przeklęta dusza.Trzy­maj dłonie tam, gdzie będziemy je widzieć, abym nie odczu­wał pokusy, by je obciąć.Gdy Rhonin walczył z ogarniającą go wściekłością, Vereesa czuła się rozdarta między ulgą z jednej strony, a niepew­nością z drugiej.Zostali pochwyceni przez paladynów z Lordaeron, sławnych rycerzy Srebrnej Dłoni.* * *Spotkali się w mrocznym miejscu, do którego mogło do­trzeć tylko niewielu, nawet z ich rodzaju.Raz po raz odgry­wały się w nim marzenia z przeszłości, mroczne sylwetki poruszały się we mgle historii.Nawet dwaj, którzy się spotkali, nie wiedzieli, na ile ta dziedzina istniała w rzeczywistości, a na ile tylko w ich myślach, ale mieli pewność, że nikt nie będzie w stanie ich podsłuchać.Tak w każdym razie sądzili.Obaj byli wysocy i szczupli, ich twarze zakrywały kaptury.W jednym z nich można było rozpoznać czarodzieja, którego Rhonin znał pod imieniem Krasus.Drugi, za wyjątkiem zielonkawego odcienia szarych szat, mógłby być jego bratem bliźniakiem.Dopiero kiedy się odezwali, stało się jasne, że w przeciwieństwie do członka Kirin Tor, ta postać była zdecydowanie mężczyzną.- Zupełnie nie wiem, po co tu przyszedłem - powiedział do Krasusa.- Ponieważ musiałeś.Odczuwałeś taką potrzebę.Drugi mężczyzna odetchnął, wyraźnie przy tym sycząc.- To prawda, ale skoro już tutaj jestem, to mogę odejść, kiedy tylko tego zapragnę.Krasus wyciągnął smukłą, okrytą rękawiczką dłoń.- Przynajmniej mnie wysłuchaj.- Dlaczego? Żebyś mógł powtórzyć to, co powtarzałeś już tak wiele razy?- Po to, byś wreszcie zwrócił uwagę na to, co mówię! - Nie­spodziewana gwałtowność w głosie Krasusa zaskoczyła obu.Jego towarzysz potrząsnął głową.- Za dużo przebywałeś z nimi.Twoje osłony, zarówno magiczne, jak i osobiste, zaczynają się załamywać.Najwyż­szy czas, żebyś porzucił to beznadziejne zadanie.tak jak my to zrobiliśmy.- Nie wierzę, że jest beznadziejne.- Po raz pierwszy w gło­sie pojawił się ślad płci.Był on tak głęboki, że członkowie Kirin Tor nie byliby w stanie w to uwierzyć.- Nie mogę, do­póki ona jest więziona.- Jest zrozumiałe, że ona dla ciebie wiele znaczy, Korialstraszu.Dla nas jest tylko wspomnieniem czasu, który minął.- Jeśli ten czas minął, to dlaczego ty i inni wciąż pozosta­jecie na swoich pozycjach? - odrzekł spokojnie Krasus, któ­ry znów zaczął kontrolować emocje.- Gdyż chcielibyśmy, żeby ostatnie lata naszego życia były spokojne, pełne pokoju.- To kolejny powód, dla którego powinniście się do mnie przyłączyć.Jego towarzysz ponownie zasyczał.- Korialstraszu, czy nigdy nie poddasz się nieuniknionemu? Twój plan nie zaskakuje nas, którzy znamy cię bardzo dobrze! Widzieliśmy twą marionetkę na bezowocnej wyprawie.czy naprawdę myślisz, że człowiekowi uda się tego dokonać?Krasus milczał przez chwilę, zanim odpowiedział.- Ma w sobie potencjał.ale on nie jest wszystkim, co po­siadam.Nie, sądzę, że przegra.Mam jednak nadzieję, że jego ofiara stanie się częścią mój ego ostatecznego sukcesu, a jeśli przyłączycie się do mnie, sukces ten będzie jeszcze bardziej prawdopodobny.- Miałem rację.- Towarzysz Krasusa wydawał się niezmier­nie rozczarowany.- Ta sama retoryka.Te same błagania.Przy­byłem tu jedynie z powodu sojuszu, niegdyś bardzo mocnego, który łączył nasze frakcje, ale chyba nie musiałem zada­wać sobie tego trudu.Nie masz poparcia ani siły.Jesteś sam i musisz ukrywać się w cieniach - wskazał na otaczające ich mgły - w miejscach takich jak to, zamiast ukazać swą praw­dziwą naturę.- Robię to, co muszę.A czy ty coś jeszcze robisz? - Głos Krasusa nabrał ostrości.- Po co w ogóle istniejesz, stary przy­jacielu?Druga postać zadrżała, kiedy usłyszała to przenikliwe py­tanie, po czym odwróciła się gwałtownie.Mężczyzna zrobił kilka kroków w stronę otaczającej ich mgły, po chwili jednak zatrzymał się i ponownie spojrzał na czarodzieja.Kiedy się odezwał, jego głos był zrezygnowany.- Życzę.życzymy ci powodzenia, Korialstraszu, napraw­dę.Po prostu nie wierzę.nie wierzymy, że można powrócić do przeszłości.Tamte dni przeminęły, a my wraz z nimi.- Skoro taką podjąłeś decyzję.- Już prawie się rozstali, kiedy Krasus nagle zawołał - Mam jednak prośbę, zanim po­wrócisz do pozostałych.- Mów, proszę.Cała postać maga wydała się ciemnieć, a z jego ust wy­rwało się syknięcie.- Nigdy nie zwracaj się do mnie tym imieniem.Przenigdy.Nie wolno go wymawiać, nawet tutaj.- Nikt nie mógłby przecież.- Nawet tutaj.Coś w głosie Krasusa sprawiło, że jego towarzysz skinął głową, po czym w pośpiechu odszedł, znikając w pustce.Czarodziej stał w miejscu, które wcześniej zajmował dru­gi mężczyzna, rozważając skutki tej bezcelowej rozmowy.Gdyby tylko tamci wysłuchali głosu rozsądku! Razem mieli nadzieję.Podzieleni, niewiele mogli zrobić, a wszystko to przynosiło korzyść ich wrogowi.- Głupcy - mruknął Krasus.- Straszliwi głupcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl