, Norton Andre Smocza magia 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie czujesz się trochę nieswojo, jakby w ogóle powinno nas tu nie być? Przedtem nie odnosiłem takiego wrażenia.Po długiej chwili milczenia Sig odpowiedział:- Tak.Miałem to powiedzieć, ale bałem się, że pomyślisz, że jestem tchórzem.Chodźmy stąd - od razu!Artie był oszołomiony.Nie chciał się w tej chwili z nimi zobaczyć.Rozejrzał się wkoło, trochę gorączkowo, szarpnął najbliższe drzwi i wpadł do szafy, przytrzymywał klamkę dłonią, zostawiając uchylone drzwi.Nie widział nawet, jak przechodzili, ale słyszał kroki, odbijające się echem po wielkich pokojach.Kiedy znów zrobiło się cicho, wyszedł, zdecydowany zobaczyć, czym może być ta źółtoczerwona rzecz.Na pierwszy rzut oka nie zauważył nic, oprócz stołu i fotela.Potem w świetle padającym z okna dostrzegł jakieś kolory na stole, podszedł więc bliżej.Piłka wypadła mu z rąk, a on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.Układanka! Dlaczego Sig i Ras tak się podniecali głupią, starą układanką? Było też pudełko, a w nim mnóstwo kawałków.Niektóre leżały tak, że było widać jasną czerwień i błyszczące złoto.Parę czerwonych kawałków leżało z boku.Jakżeż one lśniły!Widział obrazki na wieku szkatułki, z dużym, srebrnym smokiem na górze i bardzo dziwnym, niebieskim, na dole, przedstawiające dwa ułożone na stole smoki.Były jeszcze dwa, czerwony po lewej stronie i złoty po prawej.Prawie nie patrzył na złotego.Jego uwagę zaprzątnął czerwony.Wyglądał tak prawdziwie! Artie wyciągnął palec i dotknął jednego z czerwonych kawałków.Element poruszył się trochę i… rzeczywiście, zdawał się wpaść na swoje miejsce, dopasował się bez trudu.Ale przecież Sig i Ras chyba nie mogli pozbierać kawałków! Jak to możliwe - przecież nie było w tym nic trudnego!Jeden z kawałków leżał obrazkiem do dołu.Miał z tyłu czarny napis, z grubych, kanciastych liter.- “R–e–x” - przeliterował Artie.Wujek Jim miał kiedyś psa, który wabił się Rex.Wujek powiedział, że po łacinie znaczy to: “Król”.Artie odwrócił kawałek.Tak, pasował tutaj.Zaczął sortować resztę czerwonych kawałków.On potrafił to zrobić, chociaż Ras i Sig nie umieli.Ten tu, tamten tam… Zapominając o wszystkim innym, Artie usiadł wygodnie w fotelu.Czerwony smok, czerwony smok na tle błękitnego nieba - Pendragon! Wiedział, jakby powiedział mu to ktoś stojący przy nim.Pendragon!Artos, Syn MariusaBył czas żniw, więc większość wojowników rozproszyła się, i pracowała na polach, gdzie jęczmień stał wysoko, gotów do skoszenia, a kłosy były tak złote, jak gorące słońce.Wszyscy mieli nadzieję na dobre zbiory, bo poprzedni rok był zły - szybko nastały chłody, a po zbyt deszczowym lecie plony były mamę.Pod koniec zimy ludzie chodzili z pustymi brzuchami.Zasiali ziarno, które z radością pchaliby do ust pełnymi garściami i przeżuwali na surowo - myśleli o tym nawet rzucając je w oczekującą ziemię.Głód panował nie tylko w Brytanii, ale i za morzem.Wszyscy wiedzieli, że grasują najeźdźcy w skrzydlatych hełmach, więc u wybrzeży wciąż trzymano straż, mimo że na polach brakowało ludzi.Artos otarł czoło wierzchem dłoni i starał się nie krzywić, prostując obolałe plecy.Praca w polu była cięższa niż ćwiczenia z wojownikami, chociaż nie przeżył ich wiele; zaledwie tyle, żeby sobie uświadomić, jak dużo musi się jeszcze nauczyć.Spojrzał na swoich towarzyszy broni, rozsianych po całym polu.Nie miało znaczenia, że ojcem jednego z nich był Marius, dowódca oddziału pod samym Smokiem.Mężczyzna oceniany był za własne czyny, a nie za to, co jego ojciec, czy dziad, zdziałał przed nim.Artos został nazwany po Wysokim Królu, Cezarze Brytanii, ale on również pracował w polu.Znosił też ciężkie uderzenia drewnianym mieczem, kiedy był niezręczny, nie miał szczęścia, albo był na tyle głupi, żeby nie obronić się przed atakiem Drususa.Drusus był już stary, ale pamiętał, jak ostatni z Legionów wypłynął w morze, zabierając ze sobą potęgę Rzymu, zostawiając Brytanię otwartą na ataki od strony wody.Wysoki Król pojechał na północ pięć dni temu, żeby odwiedzić posterunki postawione przeciwko Szkotom i spotkać się z pomalowanymi mężczyznami północy.Zabrał ze sobą większość Towarzyszy.Tu, w Vencie, rządził Modred.Artos zrobił groźną minę i kopnął grudę ziemi tak, że rozpadła się pod czubkiem jego buta.To Wysoki Król (chociaż ojciec zawsze nazywał go Cezarem) sprawiał, że Brytania się trzymała.Najpierw był tylko oficerem armii, ale lojalnym w stosunku do Aureliana, którego prawdziwy Cezar zza morza uczynił Hrabią Brytanii.Nazywali Artosa “Pendragonem” i “Dux Bellorum” (czyli dowódcą bitew).Artos ułożył usta do tych słów, choć nie wymówił ich głośno; ludziom wydawały się dziwne.Przecież nie mówiono już prawdziwą łaciną imperium, do mowy potocznej dodawano brytyjskie słowa.Marius, podobnie jak Wysoki Król, wierzył, że powinni pamiętać o przeszłości, a jednym ze sposobów na to jest podtrzymywanie języka ludzi, którzy mieszkali tutaj w dawnych, utraconych dniach pokoju.Od lat życie było tylko walką.Mężczyźni wciąż trzymali miecz w zasięgu ręki, zawsze nasłuchiwali dźwięku wojennych rogów.Można było albo żyć z bronią, albo zginąć pod toporem Saksonów albo, co gorsza, stać się ich niewolnikiem.Miasta, które zbudowali Rzymianie, w większości zostały zburzone.Saksoni nienawidzili miast, więc kiedy tylko mogli, obracali je w ruinę.Ale w Vencie mieszkał kiedyś rzymski gubernator, więc zostały tam forty z dawnych czasów, odbudowane przez ludzi Króla; na długo jeszcze przed przybyciem legionów rzymskich chroniły one przed atakami obcych wojsk.Modred nie wierzył w kultywowanie starych obyczajów.Uśmiechał się krzywo za plecami - tak, i to nawet przy Mariusie i innych ludziach Cezara, którzy strzygli włosy na krótko, golili policzki i brodę, nosili stare rzymskie tarcze i zbroje.Jego ludzie otwarcie mówili, że będzie lepiej zapomnieć o Rzymie, zawrzeć pokój ze Skrzydlatymi Hennami, może nawet dać im trochę ziem na wybrzeżu i złożyć braterską przysięgę, zamiast walczyć po wsze czasy.Modred mówił tylko językiem brytyjskim, udawał, że nie rozumie łaciny.Podejmował pomniejszych królów z północy i wodzów plemion.Marius i inni podobni do niego żołnierze uważali na Modreda.Ale wielu młodszych słuchało go i traktowało z szacunkiem.Artos schylił się, żeby pracować.Z każdą spędzoną tu godziną nienawidził pola coraz bardziej.Dlaczego nie mógł pojechać na północ ze strażą Cezara, z ojcem? Wywijał nożem do żęcia jak mieczem, szaleńczo tnąc zboże.Bruzdy ciągnęły się w nieskończoność, słońce piekło, a dzień był długi.Jeden z niewolników przyniósł skórzany bukłak z octem i wodą.Artos wypił swój przydział.Wtedy właśnie na drodze od morza zobaczył jeźdźców.Ich kolorowe, jasne płaszcze odrzucone były na plecy; przy tym upale nosili je tylko na pokaz.Nie było wątpliwości, że ich przywódcą był książę Modred.Artos patrzył, jak przejeżdżali [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl