, Joanna Chmielewska Harpie (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.?- A ja? - spytał żywiutko Marcinek.-.I kiedy można je dostać? Jak? Gdzie one w ogóle są, te wszystkie pieniądze Wandzi? W banku czy u pana, czy gdzie.?- Ależ czytałem to przecież.- Z tego urzędowego gadania nic nie można zrozumieć.Skoro je dostałam, chcę mieć.- Może przeżyjesz bez nich jeszcze ze dwa dni? - spytała jadowicie Melania.- Dobrze ci mówić, bo masz swoje.Ja też chcę mieć swoje.- Nie wiem, co ona z nimi zrobi - rzekła Felicja, gestem wskazując Dorotkę.- Jakąś głupotę pewnie.Powinno się to przelać na nasze konto.- Znaczy twoje, co?- Powiedzmy, że moje.Nie zeżrę ich przecież i do grobu nie wezmę.- Może i nasze byś chciała.?Owszem, Felicja chciała.Gdzieś w głębi jestestwa błysnęła jej myśl, że całość majątku po Wandzi dałaby jej władzy mogłaby sama o wszystkim decydować, z pewnością trafniej niż te idiotki, które roztrwonią, ile tylko zdołają.Rządzić.Lubiła rządzić, nie lubiła tylko odpowiedzialności za te rządy.Miała dość rozumu, żeby swoje chęci i skłonności ukrywać, wyparła się ich i teraz.- Wypchaj się swoimi.Panny hrabianki trzeba pilnować, bo w głowie jej się przewróci, ona młoda, nie zauważyłaś tego?- I raczej głupia - dołożyła zimno Melania.Dorotka zdenerwowała się nagle, mimo iż do tych opinii o sobie przywykła, otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, i zamknęła je bez słowa.Popatrzyła na notariusza pytająco.- Panie wybaczą - rzekł sucho notariusz.- Pani Pawlakowska jest pełnoletnia i żadnych praw nie można jej pozbawić.Dziedziczy prawomocnie.Jestem wykonawcą testamentu i z góry uprzedzam, że postąpię zgodnie z prawem i z życzeniami spadkobierczyni.Przy tej wysokości spadku na odrobinę lekkomyślności może sobie pozwolić.- Odrobinę.! - prychnęła ze wzgardą Felicja.Dorotka nie wytrzymała.- Naprawdę ciocia myśli, że uprę się kupić na własność Pałac Kultury.?- Nie byłaby to najgorsza inwestycja - wyrwało się Drążkiewiczowi.- Tam się mieści kasyno.- Cicho bądź! - skarciła go Melania.- Niech ma, sama jestem ciekawa, co z tym zrobi.- Gdyby straciła wszystko, jeść jej damy - obiecała szlachetnie Sylwia.Bieżan, pilnując, żeby się przypadkiem nie wtrącić do pogawędki rodzinnej, pożałował przez chwilę, że Dorotki nie da się na poczekaniu ubezwłasnowolnić.Gdyby te baby odebrały jej spadek, gdyby uniemożliwiły zarządzenie nim, przekazanie komukolwiek, ciekawe, czy nadal przytrafiałyby się jej głupie wydarzenia.One są chciwe, to widać, korci je i złości, że siostrzenica dostała najwięcej, chciałyby jej to wydrzeć, czy są jednakże zdolne posunąć się aż do zbrodni.? Ustalił już wszak sam ze sobą, że nie one zabiły starszą panią.Dalszą część uroczystości wypełnił sobą Marcinek, do którego pełna wysokość odziedziczonej sumy docierała stopniowo i ostatecznie dotarła dopiero teraz.Zdołał sobie przypomnieć ceny biletów lotniczych, od paru lat stanowiące przedmiot jego żywego zainteresowania.Na bieżąco śledził podwyżki i wszelkie inne zmiany i udało mu się wyliczyć, że zarówno Kalifornia, jak i Hong Kong, nie wspominając 0 Europie, stały mu się nagle dostępne.Nie będzie tam nawet musiał myć szyb ani naczyń po knajpach, da radę zapłacić za hotel, wystarczy mu na pożywienie.Wprawiło go to w stan upojenia tak potężnego, że porzucił wszelki takt 1 umiar, zajmując notariusza bez reszty.Jacek zdołał się wreszcie porozumieć z Dorotką, chwilowo pozostawioną na uboczu.- Słuchaj, nie wiem, co zrobić.Spadła na mnie ta forsa jak grom z jasnego nieba, ni przypiął, ni wypiął, aż nie wierzę.Mam to przyjąć?- Musiałbyś upaść na głowę, żeby nie - odparła trzeźwo Dorotka.- Sam widzisz, że to jest nic wobec reszty.Chrzestna babcia tak sobie życzyła, będziesz robił przykrości nieboszczce?- No fakt.Ale mi jakoś głupio.- Bierz przykład z Marcinka.- Z tego kretyna?!- Akurat okazuje dość dużo rozumu.Ucieszył się zwyczajnie i cześć.Tobie taka stówa na coś się nie przyda?- Przyda się jak cholera.To co, myślisz, żeby wziąć.?- No pewnie!- Dobra, to chociaż posprzątam ten kandelabr, co zleciał.- Nie, zaraz, poczekaj.Jest jeszcze trzecia butelka szampana, może się stłucze coś więcej.Nie żałuj sobie, tu są same rupiecie.Uroczystość skończyła się około osiemnastej, kiedy notariusz zdołał wyrwać się ze szponów spadkobierców.Odjechał wezwaną taksówką, nie mając odwagi jechać sam po tej ilości szampana, i zapowiedział wizytę nazajutrz, bo musiał przecież wrócić po samochód.Bieżan z Robertem odjechali również [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl