, Mara Dyer 02 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal jest piękna  jak zawsze  ale jej kościpoliczkowe stały się bardziej wydatne.Jej obojczyki są jak wyrzezbione.Miękkość, którą tak kocham, jest powoli wsysana do wewnątrz albo wysysana odzewnątrz, nie wiem.Nie chcę jej o tym mówić.Niepotrzebnie zdenerwowała się wtedy na festynie,kiedy jakaś oszołomka wcisnęła jej kit o przeznaczeniu i fatum.I bez tego jestzle.Napisał to wczoraj.Próbowałam dopasować jego wynurzenia do momentów, w którycho nich myślał, do momentów, kiedy był ze mną.Po przerwie Noah podjąłpisanie jeszcze na tej samej stronie.Nie mogę zapomnieć pocałunku.Zabawne.Ledwie jej dotknąłem, a było to tak niepokojąco intymne.Wyprężyła się ku mnie, ale położyłem jej rękę na brzuchu i opadła poddotknięciem mojej dłoni.Chyba jeszcze nigdy nie była tak niebezpieczniepiękna jak w tamtej chwili. Nie tylko ona się zmienia.Z każdym dniem Mara formuje mnie w coś innego.Jestem definitywnie napalony.Leżenie z nią w jednym łóżku to wspaniała tortura.Obrastam ją jak mechkonar; nasze serca synchronizują swój rytm i stajemy się żywą dwójnią.Marapotrafi postawić mnie na baczność jednym spojrzeniem.Wtedy słyszę płacząceskrzypce, podszyte zmysłowym nurtem wiolonczeli.Ten nurt wibruje mi podskórą, aż mam ochotę pochłonąć ją w całości, ale zaciskam tylko szczęki,przyciskam wargi do jej szyi i sycę się rozedrganiem jej ciała.Po chwili tonyzaczynają łagodnieć, kiedy Mara zapada w sen.Teraz jej aura brzmi jak syreniapieśń wabiąca mnie ku skałom.Myśli, że jej nie pożądam, i niemal chce mi się śmiać, że tak bardzo się myli.Zanim jednak jej to udowodnię, musi pokonać swoje demony, a przynajmniejjednego z nich.Słyszy we śnie imię Jude a i dzwięk staje się ostry, narasta;strach przyspiesza oddech i tętno.Przez niego coś w niej pękło i Bóg miświadkiem, że on zapłaci mi za to.Nie mogę zabić jej smoka, bo nie mogę go znalezć, dlatego na razie mogętylko być przy niej.To nie wystarczy.Mój smok.Moje demony.Noah był przekonany, że to z winy Jude a boję się z nim całować.I jeżelidalej będę się bała, a on posunie się za daleko, zaszczuje mnie w taki samsposób, jak obecnie czyni to Jude.Nie uwierzył mi, kiedy zapewniałam, że nie boję się o niego.Nie rozumie,że boję się tylko o siebie.Dalej strony były puste.Przerzuciłam piątą, siódmą i dopiero natrzydziestej znalazłam jeszcze coś:Moja teoria: Mara potrafi manipulować zdarzeniami, tak jak ja potrafięmanipulować komórkami żywego organizmu.Nie mam pojęcia, w jaki sposóbdziałają nasze zdolności, ale to w sumie nieważne.Próbuję skłonić ją, żeby wyobraziła sobie coś dobrego i bezpiecznego.Marapatrzy na mnie, koncentruje się, lecz brzmienie jej aury nigdy się nie zmienia.Czy ma to związek z pragnieniami? Może ona nie pragnie niczego dobrego?Koszmarny sen:Słoneczny blask przesącza się przez zasłony w mojej sypialni, oświetlającMarę, która siedzi na łóżku i rysuje.Ma moją koszulę, zbyt obszerny łach w czarno-białą kratę, na który normalnie nie zwróciłbym uwagi, ale kiedy ona gonosi, wygląda pięknie.Gładka skóra jej nagiego uda wyziera spod mojego ramienia, kiedy Maramości się wygodniej w mojej pościeli.W ręku trzymam książkę: Zaproszenie naegzekucję Nabokova.Usiłuję ją czytać, ale nie mogę wyjść poza ten fragment: Pomimo wszystko kochałem cię i będę cię kochał  na kolanach, z ramionamiściągniętymi do tyłu, pokazując katu pięty i naprężając gęsią szyję  wszystkojedno, nawet wtedy.I potem  może przede wszystkim potem  będę cię kochałi kiedyś dojdzie między nami do prawdziwych, wyczerpujących wyjaśnień i wtedy już jakoś dopasujemy się do siebie, zetkniemy właściwymi krawędziami,rozwiążemy łamigłówkę: przeprowadzić z takiego to do takiego to punktu.tak,żeby ani razu.albo  nie odrywając ołówka.albo jeszcze jakoś inaczej.połączymy, przeprowadzimy i powstanie ze mnie i z ciebie ten jedyny w swoimrodzaju nasz wzór, do którego tak tęsknię.1Utknąłem na tym fragmencie, ponieważ usiłuję sobie wyobrazić dotyk jej udapod moim policzkiem.Grafit ołówka skrobie po kartonie szkicownika, tworząc ścieżkę dzwiękową domojego odlotu.To oraz brzmienie aury Mary  dysonansowe i przejmujące.Jejoddech i puls są moją nową, ulubioną symfonią; zaczynam uczyć się nuti interpretować je.Są w tej muzyce gniew i błogość, lęk i pożądanie  ale toostatnie Mara zawsze trzyma na wodzy.Na razie.Słońce śpiewa w jej włosach, kiedy przechyla głowę, oceniając postępy szkicu.Rysuje lekko pochylona, po kociemu wygięta.Moje serce wystukuje jej imię.Mara zerka na mnie przez ramię i uśmiecha się leciutko, jakby słyszała.Dosyć.Ciskam książkę na podłogę.Cenne pierwsze wydanie, ale nie dbam o to.Wtulam się w nią.Ze skrywaną troską chroni swój szkicownik.Fajnie.Nie tegopragnąłem. Chodz do mnie  szepczę jej w skórę.Obracam ją twarzą ku sobie.Wsuwami palce we włosy i przymykam oczy pod jej dotknięciem.Całuje mnie pierwsza, co dotąd się nie zdarzyło.Pocałunek jest leciutki,świeży i łagodny.Ostrożny.Nadal się obawia, że może mnie w jakiś sposóbskrzywdzić; jeszcze nie pojęła, że to niemożliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl