, Kr0lestw0 sl0nca ksiega1 02 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wskazanie obserwatora okazaÅ‚o siÄ™ prawie niemożliwe -wyjÄ…tkiem okazaÅ‚ siÄ™ przypadek Jessiki Gunner-son, niemal albinoskio jasnorudych wÅ‚osach i oczach tak fioÅ‚kowych, jak metanolowybarwnik w ostatniej i najmniejszej wersji powielacza biaÅ‚kowego.Jednak, nie widzÄ…c twarzy, nie można byÅ‚o powiedzieć, czy patrzy siÄ™na najlepszego przyjaciela, czy na najgorszego wroga, nie wiadomo też byÅ‚o, czy osoba po drugiej stronie przeÅ›cieradÅ‚a robi gÅ‚u-pie miny i drwi ze zgadujÄ…cego, nie daÅ‚o siÄ™ nawet okreÅ›lić pÅ‚ci.ByÅ‚oto na tyle niepokojÄ…ce, że wiele lat pózniej, gdy patrzyÅ‚em w oczy mÅ‚o-dych panien, próbujÄ…c nawiÄ…zać kontakt przynajmniej na nadzwierzÄ™-cym poziomie lub chociaż wytropić iskrÄ™ zainteresowania albo, w naj-gorszym razie, prawdy, czuÅ‚em, że owszem, dziewczyna jest ze mnÄ…szczera, ponieważ gdy patrzyÅ‚em prosto w przejrzyste gÅ‚Ä™bie jej okienduszy czy czegoÅ› tam, znikÄ…d wypÅ‚ywaÅ‚o wspomnienie tej gÅ‚upiej grytowarzyskiej i nagle zrenice towarzyszki zaczynaÅ‚y wyglÄ…dać jak dwawyciÄ™te otwory, za którymi rozciÄ…ga siÄ™ miÄ™dzygalaktyczna próżnia.To uczucie oderwania zawisaÅ‚o pomiÄ™dzy nami i pogÅ‚Ä™biaÅ‚o siÄ™, po-zostawiajÄ…c wrażenie rosnÄ…cego dystansu w kosmicznej pustce, gdzienie tylko nie ma kontaktu z innÄ… istotÄ…, ale gdzie taki kontakt jest poprostu niemożliwy ani teraz, ani nigdy i wszystko obróci siÄ™ po prostuw mierditas refritos.A teraz - to znaczy w 664 roku naszej ery - prze-żywaÅ‚em to znowu, gdy patrzyÅ‚em w oczy pani Koh.MiaÅ‚em nadzie-jÄ™, bardziej niż desperackÄ…, że ujrzÄ™ w nich coÅ›, iskrÄ™ magii lub duszy,czegoÅ› nieokreÅ›lonego, znak, że Koh i ja jesteÅ›my oboje mniej lub bar-dziej rzeczywiÅ›ci i Å›wiadomi oraz autonomicznie wolicjonalni i obecniw tym samym miejscu oraz czasie.Jak chyba nadmieniÅ‚em, twarzpani Koh byÅ‚a dla mnie równie pozbawiona ekspresji, jak wszystkieinne twarze - a widziaÅ‚em kamienne oblicza nad ponad dziesiÄ™ciomatysiÄ…cami szachownic, plansz go i karcianych stołów w kasynach - aleoczy tej kobiety miaÅ‚y w sobie coÅ› jakby pÅ‚ynne zawirowania, niczymw oczach Cléo de Mérode, piÄ™knoÅ›ci belle époque.TÄ™czówki Koh byÅ‚ytak ciemne, że nie daÅ‚o siÄ™ rozgraniczyć zrenic, ale dostrzegaÅ‚o siÄ™, żemiaÅ‚y inny odcieÅ„ - jak na portrecie pÄ™dzla Ada Reinhardta, gdzielewe oko jest chÅ‚odniejsze, a prawe cieplejsze i ciemniejsze.MyÅ›la-Å‚em, że na dworze zaczęło padać, dopiero po chwili dotarÅ‚o do mnie,że sÅ‚yszÄ™ szum swojej krwi.Pokaż siÄ™, pomyÅ›laÅ‚em.Wiem, że tam jesteÅ›.No, pokaż siÄ™.Minęło czterdzieÅ›ci uderzeÅ„ serca.WydawaÅ‚o mi siÄ™, że nierucho-ma twarz Koh drgnęła, jakby kobieta przygryzaÅ‚a jÄ™zyk, by zadać sobieból, niezbyt duży, ale zaraz uznaÅ‚em, że tylko to sobie wyobraziÅ‚em. OsiemdziesiÄ…t uderzeÅ„.To nie musi być przemoc.Wróćmy do krainy Å‚agodnoÅ›ci, dobrze?Przy stu dwudziestym uderzeniu serca trzasnęło mi w krzyżu imiaÅ‚em nieodpartÄ… ochotÄ™ odwrócić wzrok.ZwalczyÅ‚em to prag-nienie.Byle wytrzymać jeszcze trochÄ™, powtarzaÅ‚em sobie w duchu.CzuÅ‚em, jakbyÅ›my byli parÄ… półtonowych zapaÅ›ników sumo napie-rajÄ…cych na siebie w Å›rodku dojo.ZmiaÅ‚o, myÅ›laÅ‚em.Nie ma sensuwalczyć, dziewczyno.Pokaż siÄ™.Otwórz siÄ™.ProszÄ™, NieistniejÄ…cyWszechmocny Panie, spraw, aby tym razem coÅ› siÄ™ pojawiÅ‚o w tychoczach.ProszÄ™, proszÄ™.-NaprawdÄ™ troszczÄ™ siÄ™ o wszystkich ludzi jak o wÅ‚asne dzieci.Dlatego nie chcÄ™, by musieli siÄ™ mÄ™czyć na poziomie zerowym -gÅ‚os Koh zabrzmiaÅ‚, jakby dochodziÅ‚ z oddali.Nie odwróciÅ‚awzroku.-Poziom zerowy to jedyny poziom - wydusiÅ‚em.-JeÅ›li to prawda, tym lepiej.-Nie, nie.Nie, to wcale nie lepiej, ludzie chcÄ….chcÄ… być ze sobÄ…jak najdÅ‚użej.-Zatem sÄ… chciwi i bojazliwi.-Nie, nie, nie.SÄ… jak rodzina idÄ…ca na Å›wiÄ™to.-I co jest do zobaczenia podczas Å›wiÄ™ta? - zapytaÅ‚a Koh.ChciaÅ‚azapewne powiedzieć, że zabawa z czasem siÄ™ przecież znudzi.-WÅ‚aÅ›nie dlatego chcÄ… mieć dzieci.Aby ujrzeć wszystko Å›wieżymokiem.Ty i ja mówimy na to b'ach na tok.- Co znaczyÅ‚o: towszystko jest po prostu Å›mieszne.-Owszem - cmoknęła Koh.-A jeÅ›li sÅ‚oÅ„ca naprawdÄ™ dobiegnÄ… koÅ„ca i jeÅ›li narodzÄ… siÄ™ nowesÅ‚oÅ„ca.kto wie co siÄ™ po tym stanie? Ty i ja moglibyÅ›my graćczterysta razy po czterysta partii, a i tak nie poznalibyÅ›myprawdy.Może w ciÄ…gu dziesiÄ…tków b'ak'tun, w ciÄ…gu setekb'ak'tun, wydarzy siÄ™ coÅ›, co bÄ™dzie tego warte.UmilkÅ‚em.Jezu, pomyÅ›laÅ‚em.To zaczyna mnie trochÄ™ przerastać.Miliardy lat ewolucji i pięć milionów lat ludzkiego rozwoju, a wszyst-ko sprowadza siÄ™ do nas dwojga - mnie i Koh. -W ciemnoÅ›ciach góry stoi naczynie - odezwaÅ‚a siÄ™ Koh.- Yaj-czyli ból lub dym bólu, a w tym przypadku Å‚zy wszelkiegostworzenia na Å›wiecie - spÅ‚ywa do tego naczynia.-Ja poniżej ciebie sÅ‚yszaÅ‚em o tym - odparÅ‚em.Koh ciÄ…gnęła:Laican h'tulnaac,Lail x nuc homoaaCu tz'o, cu tza.A kiedy wielkie naczynieWypeÅ‚ni siÄ™ po brzegi swe,SkoÅ„czy siÄ™, roztrzaska siÄ™.- X'tan boc ch'ana k'awal nab - odpowiedziaÅ‚em.Utwardzaniekukurydzianej papki moczem pekari.Po iksyjsku byÅ‚o to wyrażenienajbliższe stwierdzeniu: bzdury.Podejrzewam, że brzmi zabawniej,gdy siÄ™ spÄ™dzi caÅ‚y dzieÅ„, popychajÄ…c dwustufuntowe bloki wapienia na dziewięćdziesiÄ™ciostopowÄ… piramidÄ™ w czterdziestostopnio-wym upale.Skoro ty obok mnie tak mówisz, odpowiedziaÅ‚a Koh gestem.I z niewyjaÅ›nionych przyczyn miaÅ‚em pewność, że to nie sztucz-ka, że nagle poczuÅ‚em, że na sekundÄ™ lub dwie straciÅ‚em Å›wiadomość.To byÅ‚o tak, jakbym myÅ›laÅ‚ o czymÅ› szalenie ważnym i nagle o tymzapomniaÅ‚, a kiedy sobie przypomniaÅ‚em, o co chodzi, już na siebienie patrzyliÅ›my.PatrzyÅ‚em w dół.A Koh ukryÅ‚a siÄ™ za swojÄ… mantÄ….Nie dzieliliÅ›my tej samej czasoprzestrzeni.- Stary Sternik nie pochodzi stÄ…d - oznajmiÅ‚a nagle Koh.MiaÅ‚ana myÅ›li, że nie ma pyÅ‚u Starego Sternika, topotropowego komponentu narkotyków do Gry.- A ty obok mnie zagraÅ‚abyÅ› bez niego? - zapytaÅ‚em.ZasygnalizowaÅ‚a, że to nie ma sensu.- Ale czasami idziesz za Sternikiem, prawda? - upewniÅ‚em siÄ™.Cmoknęła potwierdzajÄ…co. UsÅ‚yszaÅ‚em za plecami kobietÄ™ pingwina.PojawiÅ‚a siÄ™ i zapaliÅ‚akolejne kadzideÅ‚ko.Dobry znak.Czy to oznaczaÅ‚o zgodÄ™? KarlicaprzykuÅ›tykaÅ‚a do Koh i stanęła na palcach.Koh przechyliÅ‚a gÅ‚owÄ™,wyszeptaÅ‚a może z pięćdziesiÄ…t słów do ucha maÅ‚ej i coÅ› jej podaÅ‚a.Karlica odtruchtaÅ‚a i znikÅ‚a.To siÄ™ dzieje, pomyÅ›laÅ‚em.Koh zamierza wziąć trochÄ™ tego gów-na Sternika i zagrać.Może uda siÄ™ wyÅ‚apać, kim jest ten draÅ„, któryzniszczyÅ‚ Å›wiat.Jeżeli poznam jego nazwisko, wystarczy, że je zostawiÄ™zakopane w skrzynce pod krzyżem z magnetytu i nie bÄ™dÄ™ siÄ™ musiaÅ‚martwić o narkotyki do koÅ„ca życia.DorwÄ™ ciÄ™, czÅ‚owieku demolko.O, tak.Nawet siÄ™ nie spocÄ™.Koh wzięła Å›wieżą mirtowÄ… żagiew i przysunęła nad żar.BuchnÄ…Å‚zielono-żółty pÅ‚omieÅ„.Pochodnia trafiÅ‚a na stojak.ZwiatÅ‚o wzbudzi-Å‚o migotliwe cienie na ciemnej stronie twarzy kobiety.Jeżeli Koh choć przez chwilÄ™ siÄ™ jeszcze zastanawiaÅ‚a, to nie za-uważyÅ‚em tego.I nawet teraz, gdy mieliÅ›my grać, nie czuÅ‚em, żebyudaÅ‚o mi siÄ™ jÄ… przekonać.MiaÅ‚em wrażenie, że nie chodzi o mnie,że ja jedynie dostarczyÅ‚em nowe wieÅ›ci, a Koh miaÅ‚a dość hartu du-cha, by zmienić zdanie na ich podstawie.Ogarnęła mnie sÅ‚abość [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl