, Jan Potocki Rękopis znaleziony w Saragossie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nazajutrz, spojrzawszy w zwierciadło, spostrzegłam stojące za sobądwie ludzkie postacie.Obróciłam się, alem nic nie ujrzała; rzuciłamznowu wzrok na zwierciadło i znowu ten sam obraz mi się przedstawił.Zjawisko to wcale nie było straszne.Widziałam dwóch młodzieńców,których postać nieco przewyższała zwykły wzrost ludzki.Barki ichbyły szerokie i nieco zaokrąglone, jak u kobiet; piersi także miały ko-biece kształty; poza tym jednak niczym nie różnili się od mężczyzn.Wytoczone ramiona wspierali na biodrach, w postawie, jaką widzimyNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG155w posągach egipskich; błękitnozłote włosy spadały im w pierścieniachna barki.Nie mówię już o rysach ich twarzy: możesz sobie wyobrazićpiękność półbożków, gdyż w istocie były to bliznięta niebieskie, po-znałam je po małych płomykach połyskujących nad ich głowami. Jakżeż byli ubrani ci półbożkowie?  zapytałem Rebeki. Wcale nie byli ubrani  odrzekła  każdy z nich miał czteryskrzydła, z których dwa wyrastały z ramion, dwa zaś zataczały się wo-kół pasa.Jakkolwiek skrzydła te były przezroczyste, jak skrzydłamuch, atoli iskry srebra i złota, którymi były przetkane, dostateczniezasłaniały to wszystko, co mogłoby urazić moją wstydliwość. Otóż są więc  rzekłam sama do siebie  dwaj niebiescy mło-dzieńcy, którym przeznaczona jestem na małżonkę. Nie mogłam we-wnętrznie wstrzymać się od porównania ich z młodym Mulatem, którytak szczerze kochał Zulejkę, ale zapłoniłam się na tę myśl.Spojrzałamw zwierciadło i zdało mi się, że półbożkowie rzucają mi zagniewanespojrzenia, jak gdyby odgadli moje myśli i obrazili się, żem śmiałamimowolnie poniżyć ich tym porównaniem.Przez kilka następnych dni lękałam się spojrzeć w zwierciadło.Na-reszcie odważyłam się.Boskie bliznięta, z rękami założonymi na pier-siach, łagodnymi i czułymi spojrzeniami rozproszyły moją bojazń.Niewiedziałam jednak, co im powiedzieć.Aby wybrnąć z kłopotu, po-szłam po tom dzieł Edrisa, który wy nazywacie Atlasem.Jest to naj-piękniejsza poezja, jaką posiadamy.Dzwięki wierszy Edrisa naśladująharmonię ciał niebieskich.Nie jestem dość obeznana z językiem tegoautora, lękając się więc, czym zle nie przeczytała, ukradkiem spojrza-łam w zwierciadło, aby przekonać się, jaki skutek wywieram na słu-chaczach.Mogłam być zupełnie zadowolona.Thoamimowie spoglądalipo sobie wzrokiem pełnym uznania dla mnie i czasami rzucali wzwierciadło spojrzenia, na których widok byłam mocno wzruszona.W tej chwili brat mój wszedł do pokoju i znikło całe widzenie.Mówił mi o córkach Salomona, których widział tylko końce nóg.Wi-dząc go wesołego, podzieliłam jego radość, tym bardziej że czułam sięprzejęta nieznanym dotąd uczuciem.Wzruszenie wewnętrzne, towarzy-szące zawsze działaniom kabalistycznym, ustąpiło miejsca słodkiemurozmarzeniu, o którego rozkoszach dotąd nic nie wiedziałam.Brat kazał otworzyć kratę zamkową, która była zamknięta od czasumego wyjścia na górę, i oddaliśmy się przyjemności przechadzki.Oko-lica wydała mi się czarowna, pola połyskiwały najświetniejszymi bar-wami.Spostrzegłam także w oczach mego brata pewien zapał, odmien-NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG156ny od tego, jaki w nim przedtem gorzał do nauk.Zapuściliśmy się wlasek pomarańczowy.On poszedł marzyć w swoją stronę, ja w moją ipowróciliśmy przepełnieni czarownymi myślami.Zulejka, rozbierając mnie, przyniosła zwierciadło.Spostrzegłszy,że nie jestem sama, kazałam je odnieść, przekładając sobie obyczajemstrusia, że skoro sama nie widzę, nie będę widziana.Położyłam się izasnęłam, ale wkrótce najdziwaczniejsze sny owładnęły moją wy-obraznią.Zdawało mi się, że w przepaści niebios widzę dwie świetlnegwiazdy, które majestatycznie sunęły po kręgu zwierzyńcowym.Naglezboczyły z drogi i po chwili znowu się pokazały, prowadząc za sobąniewielką mgławicę z gwiazdozbioru Woznicy.Trzy te niebieskie ciała razem przebiegały napowietrzną drogę, poczym zatrzymały się i przybrały postać ognistego meteoru.Następniewybłysły w trzech świetlnych pierścieniach i długo wirując z osobna,zestrzeliły się w jedno ognisko.Wtedy zmieniły się w wielką glorię,czyli światłokrąg, otaczający tron z szafirów.Na tronie siedziały bliz-nięta, wyciągały do mnie ramiona i ukazywały miejsce, które miałamzająć między nimi.Chciałam do nich poskoczyć, ale w tej chwili zdałomi się.że Mulat Tanzai chwyta mnie za kibić i wstrzymuje.W istocie,uczułam ściśnienie i nagle ocknęłam się.Ciemność ogarniała moją komnatę, ale przez szczeliny drzwi ujrza-łam światło w pokoju Zulejki.Posłyszałam jej westchnienia i sądziłam,że jest chora.Powinnam była ją zawołać, ale nie uczyniłam tego.Niewiem, jaka nieszczęsna płochość sprawiła, żem znowu pobiegła dodziurki od klucza.Ujrzałam Tanzai i Zulejkę, oddających się swawoli,która przejęła mnie przerażeniem; zaćmiło mi się w oczach i padłamzemdlona.Gdy otworzyłam oczy, Zulejka i brat mój stali przy moim łóżku.Rzuciłam na Mulatkę piorunujące spojrzenie i zabroniłam jej pokazy-wać mi się na oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl