, Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coś podobnego! - zawołał Kowalski ze zdumieniem.- Nie można powiedzieć, żebyś sprawiał wrażenie zbyt radosne.- Cała ta sprawa staje mi powoli kością w gardle - powie­dział Asch.- W gruncie rzeczy wszystko to jest równie nudne jak mechaniczne reguły obowiązujące przy zmianie warty.Cały ten system jest całkowicie zaświniony.Beznadziejny przypadek.- To cię pozbawia energii?- Nie, ale męczy.- Mnie nie - powiedział Kowalski.- Wiesz, co ja robię? - Uśmiechnął się znacząco.- Czyszczę mój karabin w magazynie broni.Ostatecznie mamy jeszcze pięć nabojów w rezerwie.- Spuść je do muszli klozetowej - odpowiedział Asch bez zainteresowania.- To by nas także nie posunęło naprzód.Ten rodzaj ludzi okopał się jak w fortecy.Co im nie odpowiada, to dla nich nie istnieje.Ale jeżeli to się nie zmieni, i to zasadniczo, stracimy więcej niż zaufanie - będziemy się nawzajem niena­widzić, a w ten sposób nie można utrzymać żadnej armii.- Śpij spokojnie dalej - powiedział Kowalski.- Tymcza­sem zorganizuję co trzeba.- Znikł.Miejsce, w którym przed chwilą tkwiła jego głowa, oświetlało znowu jaskrawe światło popołudnia.Bombardier Asch opadł z powrotem na łóżko.Był niezadowo­lony.Oczekiwał całkowicie innej reakcji.Liczył na to, że uda mu się wysadzić w powietrze beczkę z prochem, ale natrafił tylko na gnijące bajoro.Chciał usłyszeć ryk lwów, tymczasem do akcji przystąpiły barany.Nikt nie dawał się sprowokować, nikt nie wyłaził ze skóry.Werktreu był na to za obojętny, Platzek nie miał charakteru, Lindenberg trzymał się zbyt rygorystycznie przepisów.Schulz był za cwany, Derna za miękki, Wedelmann za przyzwoity.I wszyscy mieli nieczyste sumienie, żaden nie wiedział, gdzie jest granica.Klucz obrócił się w zamku, odsunięto rygiel, do izolatki wszedł podporucznik Wedelmann.- Wcale od was nie oczekuję, bom­bardierze Asch, byście mi oddali honory wojskowe.Jeżeli więc sądzicie, że rozdrażnicie mnie tym waszym znudzonym wylegi­waniem się albo że będziecie mnie mogli sprowokować - to się mylicie.Jesteście tu pacjentem i stosuję się do tego.- Chce mnie pan podporucznik odwiedzić jako chorego?- Zająłem się waszym przypadkiem, sam mianowałem się kimś w rodzaju waszego oficjalnego obrońcy.Poza tym dowódca baterii polecił mi przesłuchać was.Jak wiecie, przesłuchania muszą być dokonywane przez oficerów.Ale na to mamy czas, to tak prędko nie idzie, odwleczemy całą sprawę.Dopóki tu je­steście, nie będziecie tak łatwo mogli komuś coś zrobić; przy­puszczam również, że drugi strzał przez ten czas nie padnie.Wyjaśnimy naprzód wszystko, co się bez wysiłku i szkody da wyjaśnić.- Panie podporuczniku, dlaczego pan się do tego wtrąca? Dlaczego pan hamuje bieg spraw? Gdyby nie pan, może osiągnął­bym już to, co zamierzałem.Skąd właściwie wiedział pan tak zdumiewająco wcześnie, co się tu ma rozegrać?- Na wasze szczęście zwrócono mi na to uwagę.Poinfor­mowała mnie panna Freitag.Herbert Asch nie powiedział nic, obrzucił tylko podporuczni­ka badawczym spojrzeniem.Potem spuścił głowę.Wydawało się, że obserwuje szarobiały koc, na którym leżał.- A więc to tak? - powiedział zmęczonym głosem.- Tego oczywiście prze­widzieć nie mogłem.- Panna Freitag postąpiła całkowicie słusznie! - zawołał Wedelmann z zapałem.- A przede wszystkim we właściwym cza­sie.Zrozumiecie to jeszcze.Tylko przez to dało się uniknąć katastrofy.Trudno sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby moja interwencja nie przyszła w porę.- Pan sobie pochlebia - powiedział Asch kąśliwie.- Wiem dokładnie, coście zamierzali.Oczywiście nie mógł-bym nigdy temu przyklasnąć, sądzę jednak, że was rozumiem.Rozdrażniliście kilku osobników do ostateczności, bawiło was, że tak szybko udało się wam doprowadzić ich do stanu wrzenia.Ale ściśle rzecz biorąc, nie dopuściliście się żadnego czynu ka­ralnego.W każdym razie trudno będzie coś wam udowodnić.To jest wasz trick.Ale niewiele on wam pomoże.Tego, co byście chcieli, nie osiągniecie.- Bądź co bądź meldunki piętrzą się.Lindenberg nie da się niczym uspokoić, Schulz woła o swoją ofiarę.Kapitanowi nie pozostaje nic innego, jak stać z boku i wołać: "Niechaj mi Bóg dopomoże, amen!" Poza tym jestem tutaj.I cokolwiek przeciw mnie zostanie przedsięwzięte, a przedsięwzięte być musi, kara dyscyplinarna czy doniesienie karne, wyrok błędzie tak czy tak całkiem nieuzasadniony, a więc będzie niesłuszny.I przeciwko temu będę się bronić.- A ja do tego wcale nie dopuszczę - zapewnił Wedelmann.- Mnie na.wasze tricki nie złapiecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl