, Hobb Robin Czarodziejski Statek t1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wintrow nie widział w tym naj­mniejszego sensu, ponieważ starzec najwyraźniej pragnął już tylko odejść z tego świata.Młodzieniec skupił się na prowadzonej wokół niego rozmowie.- Najlepiej chyba w ogóle nie podejmować przy nim tego te­matu - oświadczyła babka Wintrowa jego ojcu.Trzymała gałkę na drzwiach, ale nie obracała jej.Wintrow miał wrażenie, że Ronica wręcz odmawia zięciowi wstępu do pokoju.Po zmarszczonym czo­le Kyle'a wnioskował, że ten zdecydowanie nie zgadza się ze świekrą.Keffria trzymała go za ramię, patrzyła na niego błagalnie i kołysała się jak zabawka.- To go tylko zaniepokoi - wtrąciła.- I to bez powodu - dodała babka chłopca.- Potrzebowałam kilku tygodni, aby go do tego przekonać.Zgodził się, choć niechęt­nie.Każda skarga spowoduje teraz jedynie powrót do punktu wyj­ścia.A Ephron, kiedy cierpi z bólu albo jest znużony, potrafi być zaskakująco uparty.Przerwała, po czym obie kobiety podniosły wzrok na Kyle'a, czekając na potwierdzenie.Ojciec Wintrowa nawet nie kiwnął gło­wą, choć w końcu przyznał z urazą w głosie:- Dobrze zatem, nie poruszę teraz tego tematu.Zanieśmy go najpierw na statek.To jest najważniejsze.- Na pewno - potwierdziła babcia chłopca i otworzyła drzwi.Dorośli ruszyli do środka, ale kiedy Malta i Selden próbowali wejść, Ronica zastąpiła im drogę.- Wy, dzieci, biegnijcie i każcie Nanie, by spakowała dla was rzeczy na zmianę.Malto, pędź do kucharki i po­wiedz jej, żeby przygotowała dla nas prowiant.I niech przyniosą nam posiłek na pokład.- Zamilkła i popatrzyła na najstarszego wnuka.Chyba zastanawiała się, co z nim zrobić.Po chwili energicznie skinę­ła mu głową.- Wintrowie, również będziesz potrzebował ubrania na zmianę.Zamieszkamy na pokładzie statku aż do czasu.Och!Nagle bardzo zbladła, najwyraźniej uświadamiając sobie smut­ną prawdę.Chłopiec widział już wcześniej ludzi z takim wyrazem twarzy, niejednokrotnie bowiem towarzyszył uzdrowicielom wzywanym do osób umierających; nieraz zioła, środki tonizujące czy dłonie lekarza pomagały niewiele lub wcale.W takich sytuacjach trzeba się było skupić na tych, którzy pozostawali - pocieszyć zasmuconych krewnych i przyjaciół.Ronica podniosła podobne szponom ręce i chwyciła kołnierz własnej sukni; usta babki wykrzywiły się z ogrom­nego bólu.Wintrow poczuł wielką litość dla tej starej kobiety.- Och, babciu - westchnął i skierował się ku niej.Kiedy jednak podszedł, aby wziąć ją w objęcia i dodać otuchy, Ronica zrobiła krok w tył.Poklepała chłopca, a następnie odsunę­ła go od siebie.- Nie, nie, mój drogi, nic mi nie jest.Nie martw się starą babcią.Idź już, przygotuj się do drogi.Potem zamknęła mu przed nosem drzwi.Kilka chwil stał nie­ruchomo i patrzył na nie z niedowierzaniem.Kiedy się odwrócił, dostrzegł Maltę i Seldena; przyglądali mu się.- A zatem.- mruknął posępnie.Nagle, wraz z rozpaczą, któ­rej w pełni nie rozumiał, poczuł tęsknotę za uczuciową więzią z ro­dzeństwem.Spojrzał w oczy dziewczynce, potem chłopczykowi.-.nasz dziadek umiera - dokończył uroczyście.- Umierał przez całe lato - burknęła pogardliwie Malta.Po­trząsnęła głową, litując się nad głupotą brata, potem odwróciła się z lekceważeniem.- Chodź, Seldenie.Poproszę Nanę, by spakowała ci trochę ubrań.- Nie spojrzawszy już na starszego brata, odeszła wraz z młodszym.Wintrow został sam.Przez chwilę wmawiał sobie, że nie powinien odczuwać urazy, że rodzice wcale nim nie pogardzali i nie ignorowali go, a siostra z żalu i smutku nie panowała nad swoim zachowaniem.Później uświadomił sobie, że się okłamuje i skupił się na swoich prawdziwych uczuciach.Je­go matka i babka były naprawdę zaabsorbowane, ale ojciec oraz sio­stra z rozmysłem usiłowali go zranić, a on im na to pozwolił.Wiedział, że nigdy nie zapomni ani zdarzeń, które miały miejsce w ostatnich kil­ku dniach, ani emocji, których doświadczał właśnie w tej chwili.Nie powinien się wypierać tego, co czuje i nie wolno mu oszukiwać.- Zaakceptuj to i uznaj.Przypomniał sobie nauki klasztorne i poczuł, że ból słabnie.Ruszył do swojego pokoju, by spakować rzeczy na zmianę.* * *Brashen spojrzał na Altheę.Nie wierzył w to, co widział.Naj­pierw pomyślał, że na dziś wystarczy mu już problemów i nie ma ochoty zajmować się dziewczyną, lecz potem powściągnął gniew i lęk.Pchnięciem zatrzasnął za sobą drzwi, a następnie klęknął na podłodze przy Althei.Wszedł do jej kajuty, ponieważ przez długi czas nie zare­agowała na jego głośne stukanie.Otwierając drzwi spodziewał się jej gniewu - sądził, że będzie krzyczała na niego i pluła.Zamiast tego znalazł ją na podłodze.Leżała jak jedna z często mdlejących bohate­rek popularnych sztuk, tyle że najwyraźniej upadła ze znacznie mniej­szym wdziękiem.Spoczywała na brzuchu, z dłońmi przyciśniętymi do desek statku, jak gdyby chciała wbić palce w drewno “Vivacii”.Oddychała.Brashen zawahał się, potem łagodnie potrząsnął jej ramieniem.- Panienko - zaczął spokojnie.- Altheo, obudź się!Dziewczyna jęknęła, ale się nie poruszyła.Obrzucił ją przepeł­nionym wściekłością spojrzeniem.Powinien zawezwać lekarza, wie­dział jednak, że ani Althea, ani on sam nie mają ochoty robić zamie­szania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl