, Harris Charlaine Lily Bard 04 Czyste sumienie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naciągnęłam pończochy, włożyłam czarne czółenka iodsunęłam Carrie sprzed lustra w łazience, żeby mócupudrować nos i poprawić moje krótkie kręcone włosy.- Zorganizowałabym ci wieczór panieński - powiedziałam zwyrzutem, patrząc Carrie w oczy.Po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem, bo taki scenariuszwydał się nam obu mało prawdopodobny.- Jesteś gotowa? Bardzo ładnie wyglądasz -skomplementowała Carrie, po tym jak dokładnie mnieobejrzała.- Ty również - przyznałam szczerze.Do białej sukienki z krótkim rękawem dobrała brązoweczółenka i torebkę.Wyglądała dobrze, ale nieszczególnieMadabob :& Strona 80 odświętnie.Wsiadłyśmy do mojego samochodu.Gdymijałyśmy kwiaciarnię, zatrzymałam się.- Co? - zapytała zaniepokojona Carrie.- Mamy już opóznienie.- Poczekaj sekundę - krzyknęłam, wbiegając do sklepu.- Potrzebuję bukiecik do przypięcia do sukienki -powiedziałamekspedientce.- Orchideę? Czy jakieś ładne gozdziki?- Nie gozdziki - poprosiłam - orchideę, z białą siateczką ikolorową wstążką.Wspaniała kobieta nie zadała więcej pytań, tylko zabrała siędo pracy.Po niecałych dziesięciu minutach mogłam wręczyćCarrie orchideę otoczoną białą siatką i zieloną wstążką.Miałałzy w oczach, gdy przypinała ją do sukienki.- Teraz wyglądasz jak prawdziwa panna młoda -powiedziałam,a moje napięcie zelżało.- Szkoda, że nie ma z nami Jacka - powiedziała uprzejmieCarrie, choć nie miała zbyt wielu okazji, by z nim przebywać.-Claudea i mnie ucieszyłoby, gdyby mógł tu być.- Nadal jest w Kalifornii.I nie wiem, kiedy wróci.- Mam nadzieję, że wam.- Carrie nie dokończyła i byłam jejza to wdzięczna.Madabob :& Strona 81 Urząd miasta zajmował całą przecznicę.Był to stary, choćniedawno odnowiony budynek.Claude czekał na podjezdziedla wózków inwalidzkich.- Ma na sobie garnitur.Byłam tak zaskoczona, że niemal brakło mi słów.Nigdy niewidziałam, żeby Claude był ubrany w coś innego niż mundurlub niebieskie dżinsy.- Czyż nie jest przystojny?Policzki Carrie, które na ogół miały ziemisty odcień, teraz byłydelikatnie zaróżowione.W sumie wyglądała dziś raczej nadwadzieścia pięć niż trzydzieści dwa lata.- Tak - powiedziałam łagodnie.- Wygląda cudownie.Brat Claudea Charles stał obok niego i wyglądał na jeszczebardziej zestresowanego niż pan młody.Charles lepiej czuł sięw ogrodniczkach i masce spawacza niż w garniturze.Byłnieśmiały i miał naturę samotnika, dzięki czemu udawało musię pozostawać prawie niewidzialnym nawet w tak małymmiasteczku.Chyba byłam w stanie policzyć na palcach, ile razygo spotkałam, odkąd zamieszkałam w Shake-speare.Dziś naprawdę się postarał.Kiedy Claude zobaczył zbliżającą się Carrie, wyraz jego twarzysię zmienił.Zobaczyłam, jak hardość powoli z niej znika iMadabob :& Strona 82 zastępuje ją coś innego.Wziął Carrie za rękę, a zza plecówwyciągnął bukiet.- Oj, Claude! - powiedziała rozanielona.- Pomyślałeś o tym.Super.O wiele lepiej niż mój bukiecik.Teraz Carrie naprawdęwyglądała jak panna młoda.- Claude, Charles - przywitałam się.- Lily, dziękuję, że przyszłaś.Bierzmy się do dzieła.Gdyby Claude był jeszcze trochę bardziej zdenerwowany,wypaliłby dziurę w chodniku.Zauważyłam, że sędzia Hitchcock wygląda zza drzwi.- Sędzia na nas czeka - powiedziałam.Claude i Carrie spojrzelina siebie i równocześnie głośno westchnęli.Ruszyli w stronędrzwi, Charles i ja poszliśmy za nimi.Po krótkiej ceremonii nowożeńcy patrzyli tylko na siebie, choćCarrie uścisnęła mnie i Charlesa, a Claude podał nam dłoń.Zaoferował też, że zaprosi nas na lunch, ale jednogłośnieodmówiliśmy.Charles pragnął wczołgać się z powrotem doswojej jaskini, a ja po porannej pracy nie byłam w nastroju doświętowania, choć starałam się być wesoła ze względu naprzyjaciół.Charles i ja ucieszyliśmy się, że możemy już odejść.KiedyCarrie i jej świeżo upieczony mąż wyjechali na swójMadabob :& Strona 83 przedmiodowy weekend, wróciłam do domu, wkurzona nasamą siebie za kiepski nastrój, który, jak miałam nadzieję,jednak dobrze ukryłam.Przebrałam się z powrotem w roboczystrój, eleganckie ubranie powiesiłam w szafie.Zabrałam zesobą jakiś owoc, który miał zastąpić mi lunch.Mroczneuczucia, które nosiłam w sobie, budziły mój niepokój.A tozwykle przekładało się na potrzebę działania.Gdyby ktośpróbował mnie dziś napaść, ucieszyłabym się.Chętnie bymkomuś przywaliła.Kiedy sprzątałam maleńki domek bardzo starej paniJepperson, okrągła czarna kobieta, która codziennie opiekowała się" nią przez cały dzień, starała się, jak mogła,żeby przyłapać mnie na kradzieży [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl