,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pięćdziesiąty drugi? - spytał dziadek.- Nie, pięćdziesiąty trzeci, najnowszy model.Sam go składałem.- Gadasz.- Tak jest.Mamy prawo kupować samochody na obstalunek, a wtedy można przypilnować ich na taśmie.W tym montowałem deskę rozdzielczą.- Ile kosztował? - Zerknąłem na mamę i pomyślałem, że zaraz skoczy mi do gardła.- Luke! - krzyknęła.Tata i dziadek spiorunowali mnie wzrokiem i już miałem coś powiedzieć, lecz w tej samej chwili Jimmy wypalił:- Dwa tysiące siedemset dolarów.To żadna tajemnica.Każdy sprzedawca w kraju ci powie.Do samochodu podeszli Spruillowie - wszyscy z wyjątkiem Tally, która gdzieś przepadła.Było niedzielne popołudnie i uważałem, że nadeszła pora na chłodną kąpiel w naszym strumieniu.Już od dawna kręciłem się koło werandy, czekając, aż się pojawi.Obszedł samochód Trot, obeszli go Bo i Dale.Hank zaglądał do środka przez szybę i pewnie szukał kluczyków.Pan i pani Spruill podziwiali limuzynę z daleka.Jimmy Dale uważnie ich obserwował.- Ze wzgórz? - spytał.- Tak, z Eureka Springs.- Przyzwoici?- W większości - odparł Dziadzio.- Co robi ten wielki?- Nie wiadomo.Rano słyszeliśmy w kościele, że Samson w końcu wstał i zszedł z ringu, tak że lista ofiar Hanka się nie wydłużyła.Brat Akers przez bitą godzinę mówił o lunaparku i o grzechach, jakie się w nim lęgną: o hazardzie, o bijatykach, o sprośnościach, o wulgarnych kostiumach, o zadawaniu się z Cyganami i o wszelkich brudach.Wsłuchiwaliśmy się z Dewaynem w każde słowo, lecz nasze nazwiska na szczęście nie padły.- Dlaczego oni tak mieszkają? - spytała Stacy, patrząc na obozowisko Spruillów.Urwane w połowie słowa cięły powietrze jak nóż.- A jak mają mieszkać? - spytał dziadek.On też doszedł do wniosku, że nie lubi nowej pani Chandler.Siedziała jak ptaszek na brzeżku bujaka i patrzyła na wszystko z góry.- Nie możecie zapewnić im jakiegoś pomieszczenia?Czułem, że Dziadzio zaraz wyjdzie z siebie.- Tak czy inaczej - wtrącił Jimmy Dale - mogę spłacać go przez dwa lata.- Naprawdę? - Tata nie odrywał wzroku od limuzyny.- Nigdy nie widziałem piękniejszego wozu.Babcia wróciła z tacą i poczęstowała nas mrożoną herbatą z cukrem.Stacy odmówiła.- Herbata z lodem.Nie, dziękuję.Nie macie takiej zwyczajnej, gorącej?Gorąca herbata? Cóż to za fanaberie?- Nie, tu się nie pija gorącej - mruknął dziadek, łypiąc spode łba na Stacy.- A w Michigan zimnej - odparła nowa pani Chandler.- Ale tu nie Michigan - odparował dziadzio.- Chcesz zobaczyć mój ogród? - wtrąciła szybko mama.- Tak, świetny pomysł - odrzekł Jimmy Dale.- Idź, skarbie.Kathleen ma najpiękniejszy ogród w Arkansas.- Pójdę z wami - oznajmiła babcia, próbując ściągnąć Stacy z werandy i zapobiec kłótni.Dziadzio odczekał, aż znikną w ogrodzie, i spytał:- Na miłość boską, gdzieś ty ją wytrzasnął?- To miła dziewczyna, wujku - odrzekł bez większego przekonania Jimmy Dale.- To cholerna Jankeska.- Jankesi nie są tacy źli.Byli na tyle bystrzy, żeby uciec od zbierania bawełny.Mieszkają w ładnych domach z kanalizacją, z telefonami i telewizorami.Dobrze zarabiają i budują dobre szkoły.Stacy przez dwa lata chodziła do college’u.Jej rodzice od trzech lat mają telewizor.W zeszłym tygodniu oglądałem mecz Indian z Tygrysami.Dasz w to wiarę, Luke? Oglądać mecz w telewizji.- Nie, proszę pana.- Widzisz? A ja oglądałem.Dla Indian narzucał Bob Lemon.Ale ci z Tygrysów są do niczego.Znowu spadli na ostatnie miejsce.- Liga Amerykańska mało mnie obchodzi - odparłem, powtarzając słowa, które tata i dziadek wypowiadali, odkąd tylko pamiętałem.- To ci dopiero niespodzianka - powiedział ze śmiechem Jimmy Dale.- Mówisz jak prawdziwy kibic Kardynałów.Ja też taki byłem, dopóki nie wyjechałem na północ.Człowiek się przyzwyczaja.W tym roku byłem na jedenastu meczach na stadionie Tygrysów.Mają nowego zawodnika, Mickeya Mantle.Niezły jest, silny, bardzo szybki.Dużo pudłuje, ale kiedy już trafi, piła ląduje za bandą zapola.Kiedyś będzie najlepszy.No i mają Berrę i Rizzuto.- I tak ich nie znoszę - odrzekłem i Jimmy Dale ponownie wybuchnął śmiechem.- Wciąż chcesz grać u Kardynałów?- Tak.- Nie chcesz być farmerem?- Nie.- Bystry chłopak.Dorośli dużo o nim mówili.Był z siebie bardzo dumny, że zdołał uciec ze wsi i urządzić się na północy.Lubił rozmawiać o pieniądzach.Powiodło mu się, dlatego chętnie udzielał rad dorastającym chłopakom z naszego hrabstwa.Dziadzio uważał, że uprawa ziemi jest jedynym godnym sposobem zarabiania na chleb, może z wyjątkiem grania w zawodowej drużynie baseballowej.Przez chwilę popijaliśmy herbatę, a potem Jimmy Dale spytał:- Jak tam bawełna?- Jak dotąd dobrze - odrzekł dziadek.- Pierwszy zbiór był całkiem niezły.- Teraz czeka nas drugi - dodał tata.- Za miesiąc pewnie skończymy.Z obozowiska Spruillów wyszła Tally z ręcznikiem czy jakąś szmatką.Obeszła samochód szerokim łukiem, tak że zahipnotyzowana widokiem limuzyny rodzina jej nie zauważyła.Popatrzyła na mnie z oddali, lecz nie dała żadnego znaku.Nagle znudził mnie baseball, bawełna i samochody, ale nie mogłem tak po prostu wstać i uciec.Zachowałbym się niegrzecznie i tata zacząłby coś podejrzewać.Dlatego siedziałem i patrzyłem, jak Tally znika za domem.- Co słychać u Lutra? - spytał tata.- W porządku - odrzekł Jimmy Dale.- Załatwiłem mu robotę w fabryce.Zarabia trzy dolary za godzinę, pracuje czterdzieści godzin tygodniowo.Nigdy w życiu nie widział tylu pieniędzy.Luter był naszym krewnym, kolejnym kuzynem z bocznej linii Chandlerów.Widziałem go raz na jakimś pogrzebie.- A więc nie wraca? - spytał dziadek.- Wątpię.- Też chce się ożenić z Jankeską?- O to go nie pytałem.Zrobi, co zechce.Zapadło milczenie i napięcie trochę opadło.- Nie możecie mieć mu za złe, że został - dodał po chwili Jimmy Dale.- Przecież oni stracili farmę.Zbierał bawełnę dla innych, zarabiał tysiąc dolarów rocznie, nigdy nie miał centa przy duszy.Teraz zarabia sześć tysięcy rocznie, zgarnia premię i ma zagwarantowaną emeryturę.- Wstąpił do związku? - spytał tata.- Żebyś wiedział.Zapisałem do związku wszystkich naszych chłopaków.- Co to jest związek? - spytałem.- Luke, idź zobacz, co robi mama - powiedział dziadek.- Idź.Po raz kolejny zadałem niewinne pytanie i wykluczyli mnie z rozmowy.Pobiegłem za dom z nadzieją, że zobaczę Tally, ale Tally już nie było.Pewnie poszła nad strumień i kąpała się bez swego wiernego strażnika.Babcia stała przy ogrodowej furtce, opierając się o płot i obserwując mamę i Stacy, które chodziły od rośliny do rośliny.Stanąłem przy niej, a ona musnęła mi ręką włosy.- Dziadzio powiedział, że to cholerna Jankeska - szepnąłem.- Nie przeklinaj.- Ja nie przeklinam.Ja tylko powtarzam.- To dobrzy ludzie.Są po prostu inni.- Babcia znowu była zamyślona.Tego lata rozmawiała ze mną czasem tak, jakby mnie nie widziała.Znużonymi oczami patrzyła w dal i błądziła myślami gdzieś hen, daleko stąd.- Dlaczego ona tak mówi? - spytałem.- Ona uważa, że to my śmiesznie mówimy.- Naprawdę?- Naprawdę.Nie mogłem tego zrozumieć [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|