,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzał się po sali.Dziennikarze powoli się rozchodzili, co oznaczało, że Carlton równieżwkrótce wyjdzie.Carlyle musiał korzystać z okazji, póki mógł. Dziwię się, że do tej pory nie udało się panu porozmawiać z Edgarem rzekłaSnowdon.Carlyle milczał. Proszę iść ze mną powiedziała, biorąc go pod rękę. Przedstawię pana.Rzecznik premiera po raz kolejny próbował zakończyć konferencję: To wszystko na dzisiaj.Dziękuję wszystkim za przybycie.Jeśli mają państwo jeszczejakieś pytania, proszę dzwonić do biura prasowego.Jednak dziennikarze go zignorowali i nadal zasypywali jego szefa pytaniami. Rosanna przecisnęła się między kilkoma kamerzystami i stanęła przed Carltonem. Edgarze! zawołała, zręcznie zachodząc drogę niemieckiej reporterce i całującCarltona w policzek. Rosanna! Miło cię widzieć odpowiedział Edgar serdecznie, całując ją w oba policzki.Carlyle zauważył z rozbawieniem, że złapał ją przy tym za pupę. Dobrze ci dzisiaj poszło. Dziękuję. Edgar zerknął na Carlyle a, który stał obok Snowdon niczym zagubionyuczniak, po czym bez pośpiechu zdjął rękę z jej tyłka. Potrzebujesz wywiadu? Nie.Wykorzystam chyba ten fragment, w którym mówisz o żelaznej woli naprawyzawiedzionych nadziei i niespełnionych marzeń tego pokolenia. Bardzo dobrze.Snowdon wzięła Carlyle a za ramię i przyciągnęła go do siebie. Chciałam ci przedstawić mojego znajomego. Odsunęła się o krok. Edgarze, poznajinspektora Johna Carlyle a.Dziennikarka odwróciła się w tym momencie do policjanta, więc nie zauważyłaposępnego grymasu, który przemknął przez twarz Carltona.Trwało to tylko ułamek sekundy, alenie uszło uwagi Carlyle a.Przyjemnie być mile widzianym gościem, pomyślał.Miał ochotęostentacyjnie wyciągnąć odznakę i pochwalić się nią przed dziennikarzami, oparł się jednakpokusie. Inspektor prowadzi śledztwo w sprawie Iana Blake a wyjaśniła Rosanna. Straszliwa tragedia. Carlton westchnął. Zastanawiałem się, czy mógłbym zamienić z panem kilka słów powiedział Carlyle zuśmiechem. Oczywiście odparł Carlton, również się uśmiechając. Chciałem tylko spytać&Polityk podniósł rękę. Będziemy musieli z tym poczekać.Obawiam się, że teraz to niemożliwe.I tak jestemjuż spózniony, a czeka mnie jeszcze dzisiaj mnóstwo pracy. Wystarczy tylko kilka minut.Byłbym naprawdę wdzięczny nalegał Carlyle.Carlton wskazał rzecznika, który zdążył już wyprosić z sali wszystkich dziennikarzy. Proszę porozmawiać z panem Murrayem, na pewno znajdzie jakiś termin.Dziśnaprawdę jestem bardzo zajęty, ale William umówi pana jeszcze w tym tygodniu. Cóż& zaczął Carlyle, ale Carlton już się od niego odwrócił.Najwyrazniej policjantprzestał dla niego istnieć. Chodz, Rosanno powiedział, biorąc dziennikarkę pod rękę. Odprowadzisz mnie nanastępne spotkanie. Do zobaczenia, inspektorze rzuciła Snowdon przez ramię.Kiedy poszli, Carlyle odwrócił się do rzecznika.Wyglądał na jakieś dwanaście lat i miałminę, która sugerowała jednoznacznie, że Carlyle jest tutaj równie mile widziany, jak psiegówno na jego wypolerowanych butach. Willliam Murray powiedział, podając mu wiotką dłoń. Jestem jednym zespecjalnych doradców pana Carltona. A co to znaczy? spytał Carlyle. Słucham? Co pan właściwie robi? Doradzam odparł chłopak, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. W jakich sprawach? Bieżących.Carlyle zgrzytnął zębami i pomyślał, że musi jak najszybciej wyjść z sali, zanim udusitego gnojka.Skup się na pracy, przykazał sobie w duchu.Oddychaj.Zachowaj spokój.Niepozwól, żeby ten dupek cię sprowokował. Kiedy więc będę mógł zająć panu Carltonowi dziesięć minut? Nie wiem prychnął Murray. Ale& Będę musiał skonsultować się z asystentką, która prowadzi terminarz Edgara.Potemskontaktuję się z panem.Carlyle wręczył Murrayowi swoją wizytówkę. Moja szefowa mówiła, że mogę liczyć na pełną współpracę pana Carltona.Murray obrócił wizytówkę w ręku, po czym schował ją do kieszeni. Może pan być pewny, że tak właśnie będzie.Współpraca z policją to jeden z naszychpriorytetów.Dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy, pomyślał Carlyle. Proszę poinformować mnie o terminie spotkania, gdy tylko będzie to możliwe. Oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|