, Graham Masterton Nocna Plaga 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Za dwa albo trzy dni, najwyżej.- A skąd o tym będę wiedział?- Dowiesz się.Obiecuję.Dowiesz się na pewno.Stanley spojrzał na Springer.Ładna, młodzieńcza i łagod­na jak młode zwierzę.Z jakiegoś powodu, którego nie był w stanie zrozumieć, ogarnęło go przerażające uczucie strachu.ROZDZIAŁ 6ZBUTWIAŁE SZMATYKiedy o wpół do ósmej rano wrócili do mieszkania Stanleya, już z dołu słyszeli telefon.Po drodze podwieźli Gordona, a potem pożyczyli jego samochód, aby dostać się na Langton Street.Stanley był zmuszony pozwolić Angie prowadzić, chociaż nie miała jeszcze prawa jazdy.Nigdy nie prowadził samochodu z ręczną skrzynią biegów, a już szczególnie nie takiego trzęsącego się, zardzewiałego, za­śmieconego grata jak montego Gordona.Ranek był ciemny i mglisty, i chociaż nie padało, opus­toszałe ulice Fulham i Chelsea błyszczały od wilgoci.Było tak potwornie zimno, że Stanley trzymał swoje dłonie głęboko w kieszeniach.Dzwonek telefonu usłyszał już, kiedy otwierał drzwi na dole.- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Angie.- Jechać prosto na Herbert Gardens czy zostać na śniadaniu?- Nie odbierzesz telefonu? - spytała.- To na pewno pomyłka.Odbieram ich dziesiątki.Naj­częściej, do Stephanii.Przypuszczam, że to mieszkanie było wynajmowane przez najbardziej wziętą dziwkę w Fulham.Nie martw się, jeżeli to coś ważnego, zadzwonią później.Angie spojrzała na zegarek.- W porządku, napiję się kawy.Nie przypuszczam, żeby Brenda i Sharon już wstały.Zazwyczaj w soboty leżą dłużej.Weszli na górę i Stanley otworzył drzwi do mieszkania.Telefon dzwonił nieustannie, ale Stanley nie od razu pod­niósł słuchawkę.Najpierw odsunął zasłony, zapalił światła i zdjął płaszcz.Dopiero potem odebrał telefon.- Pani Thomson już tu nie mieszka, przykro mi - po­wiedział.Potem umilkł i słuchał, wyraz jego twarzy począt­kowo nonszalancki stawał się coraz bardziej poważny.- Eve? Co się stało?Zakrył dłonią słuchawkę i powiedział do Angie:- To moja była.Dzwoni z San Francisco.Angie opadła na wielka brązową sofę i podwinęła pod siebie nogi.Ze zmęczenia miała pod oczami fioletowe cienie.Rozwiązała kokardę z włosów i potrząsnęła nimi jak pudel.- Która godzina? - spytała Eve.- Próbowałam dodz­wonić się wcześniej, ale nikt nie podnosił słuchawki.- Jest za dwadzieścia pięć ósma rano.- Czy obudziłam cię?- Nie było mnie, dlatego nie mogłaś się dodzwonić.- Nie było cię przez całą noc?- Eve, nie jesteśmy już małżeństwem.Mogę robić, co mi się podoba.- Stanley, mój ojciec miał zawał.Jest w ciężkim stanie.- Przykro mi, Eve.Gdzie się znajduje?- Jest nadal w Napa, ale doktor Fishman mówi, żeby przenieść go do Polk Clinic w San Francisco, kiedy będzie trochę silniejszy.- No cóż, przykro mi, Eve.Czy jest przytomny?- Może rozumie, co się do niego mówi, ale sam jeszcze nie rozmawia.- No cóż, powiedz mu, że strasznie mi przykro i że jeśli jest coś, co mogę zrobić.- Właśnie dlatego dzwonię, Stanley.Jest coś, co mógł­byś zrobić.Stanley spojrzał na Angie i strzelił oczami na znak, że Ele nie przestaje nadawać, jak to zwykle miała w zwyczaju.Angie uśmiechnęła się.- Stanley.Chciałabym, żebyś na jakiś czas zajął się Leonem.- Co mam zrobić?- Chyba o niewiele proszę.Leon jest tak przejęty swoim dziadkiem.i tak mu ciebie brakuje.Myślę po prostu, że dobrze by mu zrobiło, gdyby mógł pobyć z tobą w Londynie przez miesiąc.Zapomniałby trochę o tym wszystkim.I może byście znaleźli wspólny język.Nie sądzisz, że to ważne? Ojciec i syn?- Nie o tym rozmawiał twój adwokat z moim.Ostanim razem, kiedy omawiali temat odwiedzin, twój adwokat powiedział, że wołałabyś raczej, by Leon spędzał weekendy z wilkołakiem niż ze mną.- Byłam wściekła, Stanley.Teraz już nie jestem.No, może nie aż tak, jak wtedy.- To znaczy, że tym razem mnie potrzebujesz.- Zgadza się, Stanley, potrzebuję cię.Potrzebuje cię Leon.Może ty także potrzebujesz Leona, chociaż nie potrzebujesz mnie.- Eve, jest bardzo wcześnie, nie spałem całą noc, a to wszystko staje się coraz bardziej skomplikowane.Co do­kładnie proponujesz?- Jutro wieczorem odwożę Leona na lot o godzinie 6.25 Pan Am Clipper.Chcę, żebyś odebrał go z lotniska.Gdyby mógł pobyć w Londynie trzy tygodnie, będzie wspaniale.Jeżeli będziesz mógł go zatrzymać dłużej, jeszcze lepiej.Stanley milczał przez chwilę.Nie zamierzał jeszcze grać w Kameralnej Orkiestrze Kensington przynajmniej przez następny miesiąc.To znaczy jeśli w ogóle jeszcze będzie z kimkolwiek i cokolwiek grał.Myśl, że będzie musiał otworzyć futerał od skrzypiec, przyprawiała go o dreszcz.Kto wie, czy nie są pożarte przez robaki? Może obróciły się już w miękki, cichy kurz? Albo może znalazłby tam coś jeszcze gorszego.coś nieskończenie bardziej ohydnego.Angie podeszła do niego i zajrzała mu w oczy.- O co chodzi? - zapytała go.- Moja była chce, żeby mój syn zatrzymał się u mnie w Londynie.- Czemu nie, pomogę ci.Może być zabawnie.- Stanley? Stanley? Jesteś tam jeszcze? - odezwała się Eve.- Tak, Eve, jestem tu.- I co? Weźmiesz go? W końcu to twoje ciało i twoja krew.Stanley skinął zmęczony.- Dobrze, Eve.Pakuj walizki i przysyłaj go tutaj.Jak powiedziałaś? 6.25 Clipper z San Francisco?- PA 126.tylko, na miłość boską, zapisz sobie dokład­nie godzinę.I zadzwoń do mnie, gdy przyleci.Najlepiej od razu z lotniska.- Załatwione.- Stanley.- Tak, Eve?- Nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl