, Andre Norton Garan niesmiertelny 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod ścianami domów migały mi sylwetki osób, które się modliły.Nie miałem teraz ochoty na modlitwę, nie chciałem nawet o niczym rozmyślać.Trudno mi było jednak uwolnić się od wspomnienia o Thrali i natrętnej myśli o tym, że zmierza ona teraz ku nowej, obcej planecie, aby rozpocząć nowe życie, w którym dla mnie i tak nie byłoby miejsca.Tkwiły we mnie zaledwie resztki wiary, iż bóg On wynagrodzi mnie nową egzystencją, taką, w której pewnego dnia, w innym czasie i innym świecie, znów napotkam moją ukochaną.A wówczas żadna siła — ani boska, ani ludzka — już nas nie rozdzieli.Z tym postanowieniem dotarłem na stanowisko dowodzenia.Wiedziałem, że moja praca nie ma już sensu, że po każdej zbrodni, której sprawca zostanie ukarany, i tak nastąpi wiele kolejnych.A jednak musiałem do końca wypełniać swoje obowiązki.Kilka następnych dni było koszmarem.Przez cały czas, nie dzieląc go ani na dni, ani na noce, wypełniałem swoje powinności.Odniosłem wrażenie, że wszelkie formy zorganizowanego życia na Krand zaniknęły.Ludność dosłownie dziczała.Większość budynków ograbiono, niektóre nawet podpalono.Nie było już możliwości aresztowania nikogo; otworem stały wszystkie więzienia.Wykonywaliśmy wyłącznie kary śmierci, i to tylko wobec złoczyńców, którzy zostali schwytani na miejscu przestępstwa.Nieliczni tylko wykonywali jeszcze normalnie swoje obowiązki: żołnierze, policjanci i większość Oświeconych, Kto nie chciałby wierzyć, jak ogromne zło uczynił Kepta, powinien był w tych dniach znaleźć się w Yu–Lac.W kolejnym, czwartym dniu pracy bez chwili wytchnienia doszedłem do wniosku, że jeżeli nie prześpię się przez kilka godzin, zasnę na stojąco.Godziny wypoczynku postanowiłem spędzić w Pałacu Cesarskim.Z trudem przedostałem się do latacza.Na szczęście udało mi się wystartować.Lot nad ginącą planetą był koszmarem.Wszystko było mi już obojętne.Wątpiłem, czy powrócę jeszcze do swych obowiązków.Chwila ostatecznej zagłady zbliżała się nieodwołalnie.Nagle mój latacz wpadł w okropną wichurę, zmierzającą naprzeciwko mnie.Jeszcze chwila i przestał być mi posłuszny.Maszyna stała się tylko piłeczką, podrzucaną przez kolejne podmuchy.Spadając w dół, przypięty pasami do swego fotela, zupełnie bezsilny, widziałem przez przednią szybę na zmianę ziemię i niebo, ziemię i niebo, ziemię i niebo… Wkrótce nie było już wokół ani nieba, ani ziemi, a tylko bezkresna ciemność.Zupełnie nie kontrolowałem swego lotu.Byłem zabawką w rękach żywiołu, byłem człowiekiem, czekającym na śmierć.Nie mogłem już oddychać, niczego nie widziałem, i w tej ostatniej chwili oczyma wyobraźni ujrzałem tylko Thralę, moją ukochaną, wymarzoną Thralę.Długą chwilę milczeliśmy, Lady Thrala i ja — będący już teraz Garanem z Płomieni, ze świata jaskiń na planecie Tav.Nasze wspólne przeżycia były zbyt bolesne, a ból zbyt świeży, aby o nich rozmawiać.Kim ja właściwie byłem? Garanem z Yu–Lac czy Garanem z Płomieni, żywym, mogącym w każdej chwili wyciągnąć dłoń ku Thrali? I gdzie my właściwie się znajdowaliśmy? Widziałem puste pomieszczenie, a w nim ogromne lustra, za którymi była widoczna tylko czerń.Poszukiwanie zakończyło się.Koniec był początkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl