, Glen Cook Biala Roza 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wiesz co? Cierpisz na coś, co nazywają kryzysem pew­ności siebie.To wszystko.Kilka dni i znów będziesz w formie.Tego wieczoru po wyjściu Stancila Bomanz powiedział do Jasmine:— Mamy mądrego chłopca.Rozmawialiśmy dzisiaj.Po raz pierwszy naprawdę rozmawialiśmy.Zaskoczył mnie.— Dlaczego? Czyż nie jest twoim synem?Sen nadszedł szybciej niż zwykle i intensywniejszy był niż kiedykolwiek.Tej nocy dwa razy obudził Bomanza.W końcu Bomanz zrezygnował ze snu, wyszedł przed chatę i usiadł na schodach w świetle księżyca.Noc była tak jasna, że dokładnie widział zabudowania wzdłuż brudnej ulicy.To miasto pamięta jeszcze czasy świetności Wiosła — po­myślał.Strażnika, nas antykwariuszy i kilku ludzi, którzy zarabiali na życie, wydając nas i pielgrzymów.Lecz to wszystko przeminęło wraz z Dominacją, a Kraina Kurhanów ma tak złą reputację, że nikt nie chce na nią patrzeć.Wtem usłyszał kroki.— Bo? — zapytał zbliżający się cień.— Upiaszczony?— Uhm.— Monitor usiadł stopień niżej.— Co robisz?— Nie mogłem spać.Myślałem o tym, że Kraina Kurhanów została tak zniszczona, iż nawet szanujący się Zmartwychwstali tu nie przychodzą.A ty? Nie masz nocnego patrolu, prawda?— Też nie mogłem spać — odpowiedział, a po chwili dodał: — Przez tę przeklętą kometę.— Bomanz rozejrzał się po niebie.— Stąd jej nie zobaczysz — wyjaśnił Monitor.— Musisz iść na tył domu.Masz rację, że nikt nie wie, że tu jesteśmy.My albo te rzeczy tam w ziemi.Nie wiem, co jest gorsze.Zaniedbywanie czy pospolita głupota.— Hmm? — Bomanz wyczuł, że coś gryzie Upiaszczonego.— Bo, oni nie przenoszą mnie dlatego, że jestem stary czy niekompetentny, choć sądzę, że mogliby mi zarzucić i jedno, i drugie.Usuwają mnie, żeby dać tę posadę czyjemuś siostrzeńcowi.Czarnej owcy skazanej na wygnanie.To boli, Bo.To naprawdę boli.Zapomnieli, czym jest to miejsce.Twierdzą, że straciłem całe życie na wykonywanie pracy, przez którą nawet idiota nie przespałby swojej szansy.— Świat jest pełen głupców.— Głupcy umierają.— Hę?— Śmieją się, kiedy mówię o komecie czy Zmartwych­wstałych, którzy uderzą tego lata.Nie mieści im się w głowach, że w to wierzę.Nie wierzą, że cokolwiek jest pod tymi pagór­kami.Że nadal coś tam żyje.— Sprowadź ich tutaj i przeprowadź przez Krainę Kur­hanów po zmroku.— Próbowałem.Powiedzieli mi, żebym przestał lamento­wać, jeśli chcę dostać emeryturę.— A więc zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy.Teraz ten problem spoczywa na nich.— Złożyłem przysięgę, Bo.Wtedy traktowałem ją poważnie i teraz też.Ta praca jest wszystkim, co mam.Ty masz Jasmine i Stance'a.Równie dobrze mógłbym być mnichem.Odsuwają mnie dla jakiegoś młodego.— Zaczął wydawać dziwne dźwięki.Płacze? — zdziwił się Bomanz.Monitor? Ten człowiek o sercu z krzemienia i litości rekina? Ujął Upiaszczonego za łokieć.— Chodźmy popatrzeć na kometę.Jeszcze jej nie widziałem.Strażnik wziął się w garść.— Nie widziałeś? Trudno w to uwierzyć.— Dlaczego? Nie byłem tam wieczorem.Stancil wykonał nocną pracę.— Mniejsza o to.A wracając do mojej antagonistycznej roli, to czy nie powinniśmy być adwokatami? Ty i ja.Mamy przecież skłonności do roztrząsania spraw.— Może masz rację.Sporo czasu spędziłem na zastanawia­niu się, co tutaj robię.— A co tutaj robisz, Bo?— Zamierzałem wzbogacić się.Przestudiować stare księgi, otworzyć kilka bogatych grobów, wrócić do Wiosła i wkupić się w piwowarski interes mojego wuja.— Daremnie zastana­wiał się, do jakiego stopnia Upiaszczony zaakceptował jego fałszywą przeszłość.Żył nią tak długo, że kilka oszukańczych anegdot wydawało mu się faktami, dopóki głębiej się nad nimi nie zastanowił.— Co się stało?— Lenistwo.Zwykłe, staromodne lenistwo.Odkryłem, że jest duża różnica między marzeniem a realizowaniem go.Łatwiej było kopać tylko tyle, żeby starczyło na utrzymanie, a resztę czasu próżnować.— Bomanz zrobił kwaśną minę.Trochę rozminął się z prawdą.Faktycznie, jego poszukiwania były wymówką, aby nie konkurować.Po prostu nie miał energii Tokara.— Nie miałeś takiego złego życia.Jedną czy dwie ciężkie zimy, kiedy Stancil był dzieciakiem.Ale wszyscy przez nie przeszliśmy.Pomocna dłoń tu czy tam i przetrwaliśmy.Oto ona.— Upiaszczony wskazał niebo nad Krainą Kurhanów.Bomanz dyszał ciężko.Była dokładnie taka, jak widział we śnie.— Wspaniała, prawda?— Poczekaj, aż się zbliży.Zasłoni połowę nieba.— Pięknie.— Powiedziałbym raczej, że oszałamiające.To zwiastun.Zły omen.Starzy pisarze twierdzą, że będzie wracać, aż Dominator zostanie uwolniony.— Przez większość życia miałem tę świadomość, Upiaszczo­ny, i nawet mi trudno uwierzyć, że ma to jakiś związek.Czekaj! Ja też odbieram to sugestywne wrażenie wokół Krainy Kur­hanów.Ale po prostu nie chce mi się wierzyć, żeby te kreatury mogły powstać po czterystu latach spoczywania w ziemi.— Bo, może jesteś uczciwy.Jeśli jesteś, to przyjmij aluzję.Kiedy wyjadę, ty też wyjedź.Zabierz skarby TelleKurre i skie­ruj się do Wiosła.— Zaczynasz gadać, jak Stance.— Możliwe.Zapanują tu idioci, niedowierzające dzieciaki i całe Piekło będzie próbowało wydostać się na wolność.Wynoś się stąd, dopóki możesz.— Możesz mieć rację.Myślałem o wyjeździe, ale co bym robił? Nie znam już Wiosła.Sądząc po tym, co opowiadał Stance, zginąłbym tam.Do diabła, to jest teraz mój dom.Nigdy naprawdę nie zdawałem sobie z tego sprawy.To wysypisko jest domem.— Wiem, co masz na myśli.Bomanz spojrzał na wielką tarczę na niebie.Wkrótce.— Co tam się dzieje? Kto tam jest? — rozległo się z tylnych drzwi.— Ujawnij się, słyszysz? Bo wezwę Strażnika.— To ja, Jasmine.Upiaszczony roześmiał się.— I Monitor, proszę pani.Strażnik już tu jest.— Bo, co robisz?— Rozmawiam.Patrzę na gwiazdy.— Pójdę dalej — powiedział Upiaszczony.— Do zobacze­nia jutro.Z tonu jego głosu Bomanz wywnioskował, że jutro będzie dzień normalnego dręczenia.— Uważaj — odpowiedział i usiadł na tylnych schodach, wdychając chłodne powietrze.W Starym Lesie odzywały się ptaki.Świerszcz grał pełen optymizmu.Wilgotne powietrze ledwie poruszało resztkami włosów Bomanza.Jasmine wyszła i usiadła obok niego.— Nie mogłem spać — powiedział do niej.— Ja też.— Musi oblecieć dokoła.— Spojrzał na kometę, zdziwiony chwilowym déjŕ vu.— Pamiętasz lato, kiedy tu przyjechaliśmy? Wtedy czuwaliśmy, żeby zobaczyć kometę? To była taka noc jak ta.Ujęła go za rękę i splotła swoje palce z jego.— Czytasz w moich myślach.To było dokładnie miesiąc po naszym ślubie.Byliśmy parą głupich dzieciaków.— W głębi duszy nadal nimi jesteśmy.11.KRAINA KURHANÓWDla Corbiego rozwiązanie nadeszło szybko.Zajmował się interesem, lecz coraz bardziej jego myśli zaprzątała stara, jedwabna mapa i dziwne, stare imiona.W TelleKurre miały brzmienie, którego brakowało w nowoczesnych językach.Duszołap.Władczyni Burz.Księżycowy Pożeracz.Wisielec.W sta­rym języku wydawały się o wiele potężniejsze.Ale byli martwi.Umknęli jedynie Pani i potworowi, który zaczął to wszystko tam pod ziemią.Corbie często podchodził do małego okna i patrzył w kierun­ku Krainy Kurhanów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl