, Gibson William Swiatlo wirtualne 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jesteś Niemką? Padwanką.Chevette wie, że to część dawnych Włoch.Północna część, myśli. Kim jest ten Cody? Cody lubi przyjęcia, a to szczególnie sobie upodobał.Ono trwa już od kilkulat.Jeżeli nie tutaj, to w Londynie, Pradze, Makao.Jakiś chłopiec przedziera się przez tłum, niosąc tacę pełną drinków.Nie wy-gląda na pracownika hotelu.Jego wykrochmalona koszula już nie jest nieskazitel-na, ale rozpięta i wyciągnięta ze spodni.Chevette dostrzega, że przez jedną bro-dawkę piersiową ma przewleczony kolczyk z małym stalowym dzwoneczkiem.Sztywny żabot rozpiął mu się z przodu i sterczy jak przekrzywiona aureola.Kiedy31 podsuwa jej tacę, kobieta bierze kieliszek białego wina.Chevette potrząsa głową.Na tacy leży biały talerzyk z tabletkami i czymś, co wygląda jak skręty pląsu.Chłopak mruga do Chevette i odchodzi. Wydaje ci się dziwne?Kobieta wypija wino i rzuca pusty kieliszek przez ramię.Chevette słyszybrzęk szkła. Hę? Przyjęcie Cody ego. Tak.Chyba.Chcę powiedzieć, że po prostu weszłam. Gdzie mieszkasz? Na moście.Jeszcze szerszy uśmiech, czekając na reakcję. Naprawdę? Wygląda tak.tajemniczo.Chciałabym tam pójść, ale nie mawycieczek, a mówią, że to niebezpieczne miejsce. Wcale nie  mówi Chevette, a potem zastanawia się. Po prostu.nieubieraj się zbyt elegancko, dobrze? Tam nie jest bardziej niebezpiecznie niż w tejokolicy.Myśli o tamtych wokół płonących koszów na śmieci. Tylko nie idz na Treasure Island.I nie próbuj dotrzeć aż do Oakland.Trzy-maj się początku mostu. Podoba ci się tam? Cholera, tak.Nie chciałabym mieszkać nigdzie indziej.Kobieta uśmiecha się. Myślę, że jesteś bardzo szczęśliwa. No cóż  mówi Chevette, czując się niezręcznie  muszę już iść. Mam na imię Maria. Chevette  mówi i podaje jej rękę.Prawie tak jak jej drugie imię.Chevette--Marie.Wymieniają uścisk dłoni. Do widzenia, Chevette. Całkiem miłe przyjęcie, wiesz? To nie jest miłe przyjęcie.Prostując ramiona w obszernej kurtce Skinnera, Chevette kiwa głową Mariii zaczyna przedzierać się przez tłum.Ten jest już kilkakrotnie gęstszy, może zna-jomi tego Cody ego wciąż przybywają.Jest tu teraz więcej Japończyków, wszy-scy w eleganckich garniturach; ich żony, sekretarki czy kimkolwiek są te kobiety,noszą perły.Jednak najwidoczniej to nie przeszkadza im wczuć się w atmosfe-rę zabawy.Robi się coraz głośniej, bo goście są bardziej podochoceni.Słychaćten nieustanny szum rozmów toczonych po kilku kieliszkach i Chevette chce jaknajszybciej stąd wyjść.Utyka w pobliżu drzwi do łazienki, w której przedtem32 widziała lodziarzy, ale teraz są zamknięte.Grupka Francuzów rozmawia tam, wy-machując rękami, ale Chevette słyszy, jak ktoś w środku wymiotuje. Chcę przejść  mówi do siwego, ostrzyżonego na rekruta mężczyznyw muszce i przepycha się obok niego, wylewając mu drinka.On rzuca za niącoś po francusku.Chevette czuje się teraz jak ofiara klaustro, tak jak czasem w biurach, kie-dy recepcjonista każe jej czekać na jakąś przesyłkę, a ona widzi tych wszystkichurzędników kręcących się tam i z powrotem, i zastanawia się, czy to ma jakiśsens, czy też oni po prostu robią to bez celu.A może tak działa na nią wino, tro-szeczkę, ponieważ rzadko pije i teraz nie zachwyca ją smak, jaki pozostawiło jejw ustach.I nagle dostrzega swojego pijaka, tego Euro z nie zapalonym cygarem,przysuwającego spocone czoło zbyt blisko apatycznookiej, lekko zaniepokojonejtwarzy jednej z dziewcząt Tenderloin.Uwięził ją w kącie pokoju.W ścisku, takblisko drzwi, korytarza i wolności, Chevette przez moment zostaje przyciśniętado jego pleców, co nie przerywa potoku okropnych bzdur, jakie on wciska tamtejdziewczynie, jednak powoduje gwałtowny ruch jego łokcia, którym mocno sztur-cha Chevette w żebra, usiłując wywalczyć sobie więcej przestrzeni.A Chevette,zerkając w dół, zauważa coś sterczącego z kieszeni tabaczkowej skórzanej kurt-ki.W następnej chwili ma to w ręce, wpycha za kolarki i wychodzi, a ten dupeknawet niczego nie zauważa.W nagłej ciszy korytarza, przy cichnących odgłosach przyjęcia, idąc do windy ma ochotę biec.Ma też chęć wybuchnąć śmiechem, ale zaczyna się bać.Idz.Mijając stertę tac, brudnych szklanek i talerzy.Pamiętając o platfusachz ochrony, czekających w holu.To coś tkwi w jej spodenkach.W głębi bocz-nego korytarza dostrzega drzwi służbowej windy, szeroko otwarte i zapraszające.Młody Azjata ze stalowym wózkiem zachlapanym farbą i zastawionym płaski-mi prostokątami telewizyjnych ekranów.Obrzucają czujnym spojrzeniem, kiedywchodzi za nim do kabiny.Ma twarz o ostrych kościach policzkowych, bystre,głęboko osadzone oczy, a włosy podgolone wysoko w niemal pionowy czub jeden z tych, jakie uwielbiają wszyscy ci faceci.Na przedzie czystej, szarej, ro-boczej koszuli ma przypięty identyfikator, a na szyi zawieszony na czerwonymnylonowym sznurze virtufax. Piwnica  mówi Chevette.Jego faks brzęczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl