, Follet Ken Wejsc miedzy lwy (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rosjaniezaglądali w twarze wszystkich zakwefionych kobiet i sprawdzali kolor skóry każ-dego niemowlęcia, w dalszym ciągu jednak nie mogli natrafić na ślad zbiegów.Jean-Pierre i Anatolij zakończyli poszukiwania w stadninie koni wśródwzgórz wznoszących się nad Comar.Miejsce to nie miało nazwy  była to garst-ka kamiennych chat na wypalonej słońcem łące, na której szczypały rzadko ro-snącą trawę mizerne kucyki.Jedynym mieszkańcem płci męskiej był tu handlarzkoni, bosonogi starzec ubrany w długą koszulę z obszernym kapturem chronią-cym przed muchami.Mieszkało tam jeszcze kilka młodych kobiet i gromadkawystraszonych dzieci.Nie ulegało wątpliwości, że wszyscy młodzi mężczyzni torebelianci, włóczący się gdzieś z Masudem.Przeszukanie osady nie zabrało dużoczasu.Kiedy skończyli, Anatolij usiadł zamyślony na zakurzonej ziemi, opierającsię plecami o kamienną ścianę.Jean-Pierre przycupnął obok.Za wzgórzami widać było biały szczyt Mesmer, góry liczącej sobie niemaldwadzieścia tysięcy stóp wysokości, która dawniej stanowiła wielką atrakcję dlaalpinistów z Europy. Zorientuj się, czy możemy dostać herbaty  powiedział Anatolij.Jean--Pierre rozejrzał się i zobaczył przyczajonego w pobliżu starca w kapturze. Zrób herbaty  krzyknął do niego w dari.Mężczyzna oddalił się truchtem.W chwilę pózniej słychać było, jak krzyczy na kobiety. Zaraz będzie herbata  powiedział do Anatolija po francusku.Ludzie Ana-tolija widząc, że zatrzymują się tutaj na jakiś czas, wyłączyli silniki helikopterówi siedli w kurzu przy maszynach, czekając cierpliwie.Anatolij patrzył bezmyślnie przed siebie.Na jego płaskiej twarzy malowałosię znużenie. yle z nami  mruknął.Liczba mnoga w ustach Anatolija zabrzmiała Jean-Pierre owi jakoś złowiesz-czo. W naszym fachu rozsądnie jest minimalizować doniosłość misji, dopókinie jest się pewnym sukcesu  wtedy z kolei zaczyna się wyolbrzymiać jej wagę ciągnął Anatolij. Tym razem nie mogłem postąpić zgodnie z tą zasadą.Abyzorganizować akcje z udziałem setek helikopterów i tysiąca ludzi, musiałem prze-konać swoich zwierzchników, jak istotne dla naszej sprawy jest pojmanie EllisaThalera.Musiałem im uzmysłowić, jakie grozi nam niebezpieczeństwo, jeśli zdo-ła zbiec.Powiodło mi się.Gdyby teraz nie udało się go schwytać, tym większabędzie ich wściekłość na mnie.Oczywiście twoja przyszłość jest ściśle związanaz moją.Jean-Pierre owi nie przyszło to do tej pory do głowy. Co zrobią?227  Moja kariera po prostu się skończy.Pensja pozostanie teoretycznie takasama, ale stracę wszystkie przywileje.Nie będzie więcej whisky, Rive Gauchedla mojej żony, wakacji rodzinnych nad Morzem Czarnym, dżinsów i płyt Rol-ling Stonesów dla moich dzieci.Ja mogę się bez tego obyć, nie mógłbym tylkoznieść nudnej pracy, jaką przydzielają tym przedstawicielom mojego fachu, któ-rym się nie powiodło.Wysłaliby mnie do jakiejś zabitej dechami dziury na Dale-kim Wschodzie, gdzie dla kogoś takiego jak ja nie ma nic do roboty.Wiem, jaknasi ludzie spędzają czas i jak udowadniają swoją przydatność w takich miejscach.Trzeba tam wkradać się w łaski ludzi sfrustrowanych i niezadowolonych, staraćsię zdobyć ich zaufanie, by zaczęli z tobą rozmawiać, zachęcać do czynienia kry-tycznych uwag pod adresem rządu i Partii, aby wreszcie w końcu aresztować ichpod zarzutem nieprawomyślności.To zwyczajna strata czasu. urwał, zorien-towawszy się, że mówi bez związku. A ja?  spytał Jean-Pierre. Co będzie ze mną? Staniesz się nikim  odparł Anatolij. Nie będziesz już dla nas pracował.Może pozwolą ci zostać w Moskwie, ale najprawdopodobniej odprawią cię. Jeśli Ellis umknie, nie będę mógł nigdy wrócić do Francji.Zabiliby mnie. Nie popełniłeś we Francji żadnego przestępstwa. Mój ojciec też nie, a zabili go. Może będziesz mógł pojechać do jakiegoś neutralnego kraju, powiedzmyNikaragui albo Egiptu. Cholera. Ale nie traćmy nadziei  powiedział trochę razniej Anatolij. Ludzie nierozpływają się w powietrzu.Nasi zbiegowie gdzieś tu są. Jeśli nie możemy ich znalezć z tysiącem ludzi, wątpię, byśmy byli w staniedokonać tego choćby z dziesięcioma tysiącami  stwierdził ponuro Jean-Pierre. Obawiam się, że i tego tysiąca możemy wkrótce nie mieć  powiedziałAnatolij. Od tej chwili musimy używać naszych mózgów i minimum środków.Nasz kredyt się wyczerpał.Spróbujmy innego podejścia.Pomyśl: ktoś musiał po-móc im w ukryciu się, a to oznacza, że ktoś wie, gdzie są. Jeśli im ktoś pomagał, byli to prawdopodobnie rebelianci, a oni nie będąmówić  zauważył Jean-Pierre. Mogą o tym wiedzieć inni. Może, ale czy powiedzą? Nasi zbiegowie muszą mieć jakichś wrogów.Jean-Pierre potrząsnął głową. Ellis przebywał tu zbyt krótko, by narobić sobie wrogów, a Jane była bo-haterką; traktowali ją jak Joannę d Arc.Wszyscy ją lubili.Ale chwileczkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl