, Feist Raymond E Adept magii 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napił się znowu wina.– Tsurani będą musieli obsadzić swoją wschodnią flankę, a na dobrą sprawę powinni także pilnować południowej.Mored­hele są wygłodniali i mogą zaryzykować atak na obóz Tsuranich, gdy ich główne siły będą zajęte przy murach zamku.Może być niezłe zamieszanie, jak się rozpocznie walka na dwa fronty.– Ale dla Tsuranich – zauważył Gardan.Martin wzniósł toast.– No to za Tsuranich!– Doskonale się sprawiłeś, Wielki Łowczy – pogratu­lował Arutha.– Dziękuję, Wasza Wysokość.– Roześmiał się.– Nigdy nie sądziłem, że z ulgą powitam dzień, kiedy pod mu­rami Crydee zobaczę moredheli.Arutha bębnił palcami po stole.– Armie z Tulan i Carse nie dotrą wcześniej niż za jakieś dwa, trzy tygodnie.Jeżeli Mroczne Bractwo popęka trochę Tsuranich, będziemy mieli chwilę oddechu.– Spojrzał na Martina.– Co słychać po wschodniej stronie zamku?Martin rozłożył szeroko ręce na blacie.– Ponieważ bardzo się śpieszyliśmy, nie mogliśmy po­dejść za blisko, ale z pewnością coś planują.Spore oddziały znajdują się w głębi lasu, kilkaset metrów od krawędzi łąk.Gdyby nie to, że na plecach czuliśmy gorący oddech ścigają­cych moredheli, moglibyśmy nie dotrzeć do muru.– Bardzo bym chciał wiedzieć, co oni tam robią.– powiedział Arutha.– Te nocne ataki.jestem pewien, że to tylko przykrywka.Co oni knują?– Obawiam się, że wkrótce się dowiemy, Wasza Wyso­kość – powiedział Gardan.Arutha powstał, a za nim uczynili to inni.– Tak czy inaczej, przed nami wiele roboty.Jeżeli tej nocy nie zaatakują, powinniśmy to wykorzystać i dobrze wy­począć.Gardan, wystawisz wzmocnione warty, a resztę ode­ślesz do koszar.Jeżeli będę potrzebny, to jestem w swojej komnacie.Wszyscy opuścili salę narad.Arutha szedł powoli do siebie.Usiłował zmusić zmęczony umysł do wysiłku, aby uchwycić coś, o czym podświadomie wiedział, że jest niezwykle istotne, lecz nie był w stanie tego uczynić.Zrzucił jedynie pancerz i zwalił się w ubraniu na posłanie.Po chwili zapadł w ciężki, niespokojny sen.Przez cały tydzień nie nastąpił ani jeden atak.Tsurani pil­nowali się bardzo przed wędrującymi Mrocznymi Braćmi.Tak jak przewidział Martin, wygłodniali i zdesperowani moredhele dwukrotnie wdarli się w sam środek obozu Tsuranich.Po południu, osiem dni po pierwszym napadzie Mrocznego Bractwa, oddziały wroga, zasilone nowymi przybyszami ze wschodu, zaczęły się gromadzić przed zamkiem.Informacje wy­mieniane za pomocą gołębi pomiędzy Arutha a jego ojcem mó­wiły o walkach nasilających się na wschodnim froncie.Książę Borric uważał, że Crydee było atakowane przez przybyszy z ob­cego świata, ponieważ na jego froncie nie stwierdzono istotnych przemieszczeń oddziałów nieprzyjaciela.Z Tulan i Carse nade­szły wieści napawające otuchą i nadzieją.Żołnierze barona Tolburta wyruszyli z Tulan w dwa dni po otrzymaniu rozkazów od Aruthy.Ich flota miała się połączyć ze statkami barona Bellamy'ego w Carse.Obie floty miały dotrzeć do Crydee za tydzień lub dwa, w zależności od wiatrów.Arutha stał na zachodnich murach w swoim zwykłym miej­scu.U boku miał Martina Długi Łuk.Obserwowali, jak Tsurani zajmują pozycje na tle kryjącego się za horyzontem słońca.Czerwone promienie zalewały okolicę szkarłatną poświatą.– Szykują się chyba do frontalnego ataku – powiedział Książę.– Pewnie udało im się w końcu oczyścić sąsiedztwo z nieproszonych gości.Przynajmniej na razie.Dzięki moredhelom zyskaliśmy trochę na czasie, ale niewiele.– Ciekaw jestem, ilu z nich uda się dotrzeć do Ziem Pół­nocnych?Martin wzruszył ramionami.– Jednemu na pięciu? Może, jeżeli będą mieli szczęście.W normalnych warunkach droga z Zielonego Serca na północ jest długa i ciężka.A teraz.Gardan wszedł po schodach.– Wasza Wysokość, obserwator z wieży donosi, że wszy­stkie oddziały wroga stoją już na pozycjach wyjściowych.Jeszcze kiedy mówił, zagrzmiał róg Tsuranich i rozległy się okrzyki bojowe.Ruszyli.Arutha dobył miecza i rozkazał, aby katapulty zaczęły razić nacierających.Po chwili do walki włączyli się łucznicy, zasypując Tsuranich gradem strzał.Jak zwykle, wróg niewzruszenie parł do przodu.Przez całą noc zakute w kolorowe pancerze oddziały przy­puszczały na mury szturm za szturmem.Ogromna większość padła na polu przed zamkiem.Kolejni bezpośrednio pod mu­rami.Kilku udało się wedrzeć na górę, lecz i oni zginęli.Nic nie pomagało, nadciągali wciąż następni.Sześć razy fale atakujących załamywały się na obronie za­mku.Teraz przygotowywali się do siódmego.Arutha oblepiony krwią i brudem kierował przemieszczaniem się bardziej wy­poczętych oddziałów.Gardan spojrzał ku wchodowi.– Jeżeli wytrzymamy i teraz, za chwilę będzie świt.Miej­my nadzieję, że potem trochę odpoczniemy – powiedział ochrypłym ze zmęczenia głosem Gardan.– Wytrzymamy – odpowiedział równie zmęczonym głosem Arutha.– Arutha?Książę odwrócił się.Po schodach wchodzili Roland, Amos i jeszcze ktoś.– Co tam?– Na innych murach spokój, ale jest coś, co powinieneś zobaczyć.Książę.Arutha rozpoznał towarzyszącego im mężczyznę.Był to Lewis, zamkowy Łowca Szczurów.Był odpowiedzialny za to, aby Crydee było wolne od wszelkich szkodników.W rękach trzymał coś ostrożnie.Arutha nachylił się i przyjrzał bliżej.W dłoniach Lewisa leżała fretka.Przez drobne ciało przebiegały skurcze.– Wasza Wysokość.– Głos Lewisa drżał z emocji – to.– O co chodzi, człowieku? – ponaglił go Arutha nie­cierpliwie.Mając na karku atak na mury, nie miał czasu roz­czulać się nad utraconym ulubieńcem.Zrozpaczony Lewis nie mógł z siebie wydusić słowa.Ro­land przemówił za niego.– Dwa dni temu fretki nie powróciły do domu.Ta doczołgała się jakoś do spiżami za kuchnią.Znalazł ją kilka minut temu.Lewis spojrzał na Księcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl