, Duncan Dave Siódmy Miecz 2 Dar Mšdroœci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwyrazniejspodziewał się kłopotów.- Nie wiem, czy zdążymy - uprzedziła sterniczka.Może Shonsu miał jednak pójść na dno, a ona zostać ukarana za chciwość.Palce burzy niemal sięgały słońca, ale Nnanji je zignorował.Wskazał zdziwiony naWal.- Myślałem, że tam płyniemy, pani?- Halsujemy.Nie da się płynąć prosto pod wiatr, Nnanji!- Aha! - Czwartego nie interesowały szczegóły techniczne.- Musimy uprzątnąć pokład - oznajmiła Brota i zacisnęła zęby na widok uśmiechuadepta.- Garnki napełnią się wodą deszczową?- Zaczną się toczyć.Musimy przenieść ich jak najwięcej do nadbudówki rufowej.Uśmiech zniknął.Przez chwilę kobieta myślała, że szermierz będzie się kłócił, ale onskinął głową.- Czy Shonsu będzie bezpieczny, jeśli ułożymy go za dwiema skrzyniami?- Też wpadliśmy na ten pomysł.Przynajmniej nie posypią się na niego rondle.- Mogę jakoś pomóc?Kobieta wskazała na zaśmieconą rufę.- Wyrzuć je za burtę, jeśli chcesz. Młodzieniec wytrzeszczył oczy.- Mówisz poważnie, pani?- Tak!Nnanjiemu udało się nie roześmiać, choć kosztowało go to wiele wysiłku.- Dobrze!Ochoczo wziął się do ciskania garnków, dzbanów i kufli przez reling.Lae i Matarobiły to samo na głównym pokładzie, a pozostali członkowie załogi przenosili rzeczy donadbudówki.Tomiyano opróżniał szalupy.Wkrótce dogoniła ich armia cieni.Słońce zgasło.Szafir wlókł się, zostawiając za sobąślad w postaci miedzianych garnków i naczyń podskakujących na falach.Brota unikaławzroku Nnanjiego.Nagle wiatr ustał.%7łagle załopotały bezradnie, statek utracił prędkość i zaczął się kiwaćna coraz większych falach.Wyrzucane przedmioty już nie tworzyły kilwateru za rufą, tylkokołysały się przy burtach.- Co się stało? - zapytał Nnanji podejrzliwie.- Cisza przed burzą.Tak jest zawsze.Wkrótce zerwie się wiatr, bardzo silny.Dlategopowiedziałam, że możemy zdążyć.Teraz pozostaje nam tylko czekać.Mogli również skrócić żagle.Gwizdek Tomiyano wezwał załogę do lin.Nnanjiwzruszył ramionami i wrócił do opróżniania pokładu z ładunku.-Nic, czego miałbym się wstydzić.unikać hańby.Niski głos słychać było tylkodlatego, że ucichł wiatr.- Co to takiego? - wykrzyknęła zaskoczona Brota.Na twarzy Nnanjiego odmalował sięsmutek.- Lord Shonsu powtarza kodeks szermierzy.Zwykle bredzi bez sensu, ale dzisiaj przezcały czas cytuje fragmenty kodeksu.Oboje spojrzeli po sobie niepewnie.Modlitwę o wybaczenie?Niebo nad nimi robiło się coraz ciemniejsze.Na zachodzie było zupełnie czarne.Brota na wszelki wypadek przekazała ster Tomiyano i Oligarro.Powietrze byłowilgotne, nieruchome i ciężkie.Szafir dryfował po wielkiej Rzece.Aadunek, który został na pokładzie, starannie zabezpieczono.Nadbudówkę rufowąwypełniły pod sufit góry metalowych naczyń.Kiedy Brota i Nnanji stanęli w drzwiach, niedostrzegli chorego.Shonsu leżał w drugim końcu pomieszczenia, za barykadą ze skrzyń.Najednej z nich siedziała Jja.Na widok wchodzących uśmiechnęła się dzielnie.- Czarnoksiężnicy będą mieli kłopoty z dostaniem się do mojego pana.Brota coś odpowiedziała wesołym tonem, ale jednocześnie pomyślała, że byłybykłopoty, gdyby przyszło im szybko opuścić statek.Nnanjiemu taka myśl najwyrazniej niepostała w głowie.Ciekawe, czy Jja przewidziała niebezpieczeństwo.- Sutry szermierzy.wola Bogini.- mamrotał ranny.W tym momencie zerwał się wiatr.Szafir skoczył do przodu, kołysząc się, trzęsąc, skrzypiąc gniewnie każdą deską i liną.Brota skuliła się pod ścianą nadbudówki, owinęła skórzaną peleryną i zapłakała nad starymżaglowcem.Nadużyła jego zaufania, obciążając do granic wytrzymałości.Przy każdymprzechyle lub zanurzeniu w fale z kabin pod pokładem dobiegał stłumiony brzęk, ale Tomoradził sobie świetnie.Jego dziadek nie potrafiłby lepiej odczytywać kierunku wiatru powyglądzie wody i mknąć w stronę Wal, trzymając się z dala od strefy ciszy i jednocześnieuciekając przed furią sztormu.Deszcz jeszcze nie zaczął padać.Wal lśniło w słońcu.Rosło w oczach, ale tak wolnosię przybliżało! Jak na ironię, drogę wskazywała czarnoksięska wieża niczym latarnia morska.Potem na miasto również padł cień i tylko dalekie góry pławiły się w słonecznym blasku. Dzieci wsiadły do szalup.Dorośli stali przy relingach i próbowali zachować spokój.Burzaścigała ich zygzakami błyskawic i mruczała, jakby giganci rzucali przekleństwa.Wal bardzo przypominało Aus: drewniane domy i czerwone dachówki.Na kotwicy niestały żadne statki.Wszystkie cumowały bezpiecznie w basenie portowym, podskakującniespokojnie na nadciągających falach.Tomiyano zręcznie wprowadził Szafir do portu iznalazł miejsce postoju.Następnie pomaszerował gniewnie do nadbudówki rufowej, żeby się ukryć przedczarnoksiężnikami.Obserwująca go Brota raptem uświadomiła sobie, że syn będzie tamzamknięty razem z Nnanjim.Krzyknęła.Tomiyano zatrzymał się i posłusznie oddał Oligarropas ze sztyletem.Potem wkroczył do kajuty i zamknął drzwi.Matka stanęła przy nich nawszelki wypadek, choć żeglarz był nie uzbrojony, a szermierz miałby kłopoty zwyciągnięciem miecza w niskim pomieszczeniu.Zresztą, gdyby spróbował, Tomo złamałbygo jak gałązkę.Przez żaluzje Brota słyszała ochrypłe mamrotanie:- Sutry szermiercze.Piąta została przy drzwiach kajuty i jednocześnie pilnowała Oligarro, mocnozbudowanego, siwowłosego mężczyzny o łagodnym głosie.Na ogół godny zaufania, czasamibywał nieprzewidywalny.Nabrzeże opustoszało przed zbliżającą się burzą.Wiatr unosił zbruku kurz i śmieci.Konie zabrano w bezpieczne miejsce, a zostali tylko niewolnicyprzenoszący drewno ze statku na wóz.Widać byli wodoodporni i nie bali się grzmotów.Grzmot! Przetoczył się po czarnym jak węgiel niebie, które wisiało nad Rzeką jak namiot.Dorośli i dzieci uciekli pod pokład.Brota zerkała z niepokojem na wieżę górującą nadmiastem, taką samą jak w Aus, ale tutaj szczególnie złowieszczą, czarną na tle czerni.Miałanadzieję, że tutaj obowiązują takie same zasady i kobiety-szermierze są bezpieczne na statku.Wtem spostrzegła Katanjiego, który skulił się pod szalupą i z uśmiechem chochlikaobserwował burzę.Znikał, gdy błyskawica rozdzierała niebo, a pojawiał się w mroku, którypo niej zapadał.Nie miał przy sobie miecza.Bystry dzieciak.Lubił wszystko sam zobaczyć,lubił wiedzieć.Gdy zjawił się urzędnik portowy, wysunięto dla niego trap.Stary żeglarz trzeciej rangiwszedł po nim, utykając [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl