, dumas aleksander towarzysze jehudy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Morgan nie miał w ręku ani sztyletu, ani pistoletu.Broń trzymał za pasem.Ominął trupa Valensolle'a i stanął pomiędzy zwłokami Ribiera i Jayata.Panowie!  rzekł. Ułóżmy się.Wszyscy słuchali z zapartym oddechem. Mieliście już jednego, który sobie roztrzaskał głowę (tu wskazał na Jayata); drugizasztyletował się (wskazał na Valensolle'a), trzeci został rozstrzelany (wskazał na Ribiera);chcielibyście widzieć, jak czwartemu zetną głowę  rozumiem to.Tłum wzdrygnął się przerażony. Więc  ciągnął dalej Morgan  zrobię wam tę przyjemność.Chcę się poddać, ale pragnęiść na rusztowanie z własnej woli, nikt nie może mnie tknąć.Kto się zbliży, tego zastrzelę.Chyba, że będzie to kat.Jest to sprawa pomiędzy nim a mną.Tłumowi żądanie nie wydało się widocznie zbyt wygórowane, bo zewsząd rozległy sięwołania: Dobrze, dobrze, dobrze!Oficer żandarmerii uznał, że prościej będzie skończyć wszystko, przystając na warunki. Przyrzeknij mi pan  zwrócił się do Morgana  że nie będziesz usiłował uciec. Daję słowo honoru  odparł Morgan. No to oddal się pan  rzekł oficer  i pozwól nam wynieść zwłoki swoich towarzyszy. W porządku  odpowiedział Morgan i oddalił się o dziesięć kroków.Otworzono kratę.Trzech ludzi, ubranych na czarno weszło na dziedziniec i zabrało zwłoki.Ribier jeszcze żył; otworzył oczy i szukał wzrokiem Morgana. Jestem  odezwał się Morgan  bądz spokojny, będę z wami.Ribier zamknął oczy, nie mówiąc słowa.Gdy wyniesiono zwłoki, oficer żandarmerii zwrócił się do Morgana: Gotów pan? Tak, panie  odpowiedział Morgan z grzecznym ukłonem. No, to proszę iść. Już idę  odpowiedział Morgan.Stanął pomiędzy plutonem żandarmów i oddziałem dragonów. Czy pójdzie pan sam, czy chce pan jechać na wózku?  zapytał oficer. Sam, sam; chcę, żeby widziano, iż mam kaprys dać się ściąć; nie boję się.Ponury pochód minął plac des Lices i posuwał się wzdłuż ogrodu pałacu Montbazon.Wózek z trzema zwłokami jechał przodem; za nim jechali dragoni, za dragonami szedłMorgan, za Morganem żandarmi z kapitanem na czele.Gdy mur skończył się, pochód skręcił w lewo.Morgan dostrzegł rusztowanie, a na nim dwa czerwone słupy, jak krwawe ramionawzniesione do niebios. Nigdy nie widziałem gilotyny  odezwał się  jakież to brzydkie.Wyrwał sztylet zza pasa i utopił go w piersi po rękojeść.Kapitan żandarmerii spiął konia i podjechał.Morgan, ku zdziwieniu wszystkich, stałjeszcze na nogach; wyciągnął zza pasa pistolet i, celując, zawołał:245  Stój! Umówiliśmy się, że nikt mnie nie tknie.Umrę sam, albo umrzemy we dwóch;twoja wola.Kapitan wycofał konia. Idzmy dalej  powiedział Morgan.I naprawdę poszedł.Przed gilotyną wyciągnął sztylet i pchnął się nim po raz drugi.I krzyknął, z wściekłości raczej niż z bólu. Twarde muszę mieć życie!Pomocnicy kata chcieli go wciągnąć na schodki, ale Morgan zaprotestował: Niech mnie nikt nie dotyka!Stanąwszy na platformie, jeszcze raz wyjął sztylet z rany i utopił go w piersi po raz trzeci.Zaśmiał się przy tym strasznie.Rzucił sztylet pod nogi kata.Trzecia rana także nie byłaśmiertelna. Ach! Mam już tego dość  zawołał. Na ciebie kolej.Głowa dzielnego młodzieńca spadła na deski.Do dziś mówią w Bourgu, że wyszeptał imię Amelii.Po nim ścięto trzech nieżywych.Podwójne było widowisko.246 WyznanieTrzeciego dnia po tych wydarzeniach, około siódmej wieczorem, przed bramą zamkuNoires-Fontaines stanął okryty kurzem powóz, zaprzężony w dwa pocztowe konie, białe odpokrywającej je piany.Ku wielkiemu zdziwieniu przybysza, który, jak widać, śpieszył się bardzo, brama byłaotwarta, lud zalegał dziedziniec, na ganku klęczeli mężczyzni i kobiety.Podróżny usłyszał dzwięk dzwonka.Wyskoczył żywo z powozu, przebiegł przez dziedziniec i wpadł na schody, prowadzące napiętro.Pokój Amelii był otwarty.Przy łożu klęczała pani de Montrevel.Obok Edwardek; nieco dalej Karolina, Michał i jegosyn.Proboszcz z kościoła Zw.Klary udzielał Amelii ostatnich sakramentów.Ten ponury obrazoświetlały dwie palące się gromnice.Pogrążeni w modlitwie poznali Rolanda.Wszedł i klęknął obok matki.Umierająca, wpatrzona przed siebie, nie dostrzegła go.Pani de Montrevel, płacząc, oparła głowę na ramieniu syna.Płacz matki również nie zwrócił uwagi Amelii.Dopiero, gdy udzielono jej ostatniejkomunii, wyrzekła: Amen.Znowu zadzwięczał dzwonek; ksiądz i ministranci wyszli.Wyszli też z pokoju wszyscy obcy.Umierająca nie poruszyła się.Roland nachylił się do pani de Montrevel i wyszeptał: Chodzmy, matko; chciałbym porozmawiać.Pani de Montrevel wstała i popchnęła Edwardka w kierunku Amelii; chłopak zbliżył się iucałował siostrę w czoło.To samo zrobiła matka, potem Roland.Amelia leżała nieruchomo.Gdy wychodzili szepnęła.Roland odwrócił się.Amelia drugi raz wymówiła jego imię. Czy mnie wołasz?  zapytał. Tak  odparła umierająca. Tylko mnie?247  Tylko ciebie.Głos był słaby, ale wyrazny, brzmiał jak echo z zaświata. Wyjdz, matko  rzekł Roland. Ona chce porozmawiać tylko ze mną. Boże, czyżby była jeszcze nadzieja?  wyszeptała pani de Montrevel. Nie, matko  odezwała się Amelia. Bóg pozwolił, żebym zobaczyła jeszcze brata; aledziś w nocy będę już u Boga.Pani de Montrevel załkała.Na znak Rolanda wyszła z Edwardkiem.Roland zamknął drzwi i zbliżył się do łóżka umierającej.Ciało Amelii było już prawie sztywne; z trudem oddychała.Szeroko otwarte oczybłyszczały, jakby w nich ześrodkowało się życie.Zrozumiał, w jakim stanie była Amelia. Siostro!  odezwał się. Jestem, czego pragniesz? Wiedziałam, że przyjedziesz, czekałam na ciebie. Skąd wiedziałaś, że przyjadę? Widziałam, jak jechałeś.Roland zadrżał. A czy wiedziałaś, po co przyjeżdżam? Tak.Dlatego też błagałam Boga, aby mi pozwolił wstać i napisać do ciebie. Kiedy? Ostatniej nocy. Gdzie masz list? Pod poduszką.Wez i czytaj.Roland zawahał się, sądząc, że Amelia mówi w gorączce. Biedna Amelia!  wyszeptał. Nie żałuj mnie.Idę połączyć się z nim. Z kim? Z tym, którego kochałam, a którego ty zabiłeś.Roland krzyknął. Amelio  rzekł  przyjechałem, aby cię zapytać. O lorda Tanlay'a; wiem  odpowiedziała Amelia. Tak; więc mów. Nie odrywaj mnie od Boga, Rolandzie; napisałam wszystko; przeczytaj mój list [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl