,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak ojce żyły w raju, tak dziś żyją wnuki,Dzikie i swojskie razem, w miłości i zgodzie,Nigdy jeden drugiego nie kąsa ni bodzie.Nawet gdyby tam człowiek wpadł, chociaż niezbrojny,Toby środkiem bestyi przechodził spokojny;One by nań patrzyły tym wzrokiem zdziwienia,Jakim w owym ostatnim, szóstym dniu stworzeniaOjce ich pierwsze, co się w ogrójcu gniezdziły,Patrzyły na Adama, nim się z nim skłóciły.Szczęściem, człowiek nie zbłądzi do tego ostępu,Bo Trud i Trwoga, i Zmierć bronią mu przystępu.Czasem tylko w pogoni zaciekłe ogary,Wpadłszy niebacznie między bagna, mchy i jary,Wnętrznej ich okropności rażone widokiem,Uciekają skowycząc, z obłąkanym wzrokiem;I długo potem, ręką pana już głaskane,132Pan TadeuszDrżą jeszcze u nóg jego, strachem opętane.Te puszcz stołeczne, ludziom nie znane tajnikiW języku swoim strzelcy zowią: m a t e c z n i k i.Głupi niedzwiedziu! gdybyś w mateczniku siedział,Nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział;Ale czyli pasieki zwabiła cię wonność,Czy uczułeś do owsa dojrzałego skłonność,Wyszedłeś na brzeg puszczy, gdzie się las przerzedził,I tam zaraz leśniczy bytność twą wyśledził,I zaraz obsaczniki, chytre nasłał szpiegi,By poznać, gdzie popasasz i gdzie masz noclegi;Teraz Wojski z obławą, już od matecznikaPostawiwszy szeregi, odwrót ci zamyka.Tadeusz się dowiedział, że niemało czasuJuż przeszło, jak ogary wpadły w otchłań lasu.Cicho - próżno myśliwi natężają ucha;Próżno, jak najciekawszej mowy, każdy słuchaMilczenia, długo w miejscu nieruchomy czeka;Tylko muzyka puszczy gra do nich z daleka.Psy nurtują po puszczy jak pod morzem nurki,A strzelcy obróciwszy do lasu dwórurki,Patrzą Wojskiego: ukląkł, ziemię uchem pyta;Jako w twarzy lekarza wzrok przyjacioł czytaWyrok życia lub zgonu miłej im osoby,Tak strzelcy, ufni w sztuki Wojskiego sposoby,Topili w nim spojrzenia nadziei i trwogi. Jest! jest! - wyrzekł półgłosem, zerwał się na nogi.On słyszał! Oni jeszcze słuchali - nareszcieSłyszą: jeden pies wrzasnął, potem dwa, dwadzieście,133Adam MickiewiczWszystkie razem ogary rozpierzchnioną zgrająDoławiają się, wrzeszczą, wpadli na trop, grają,Ujadają: już nie jest to powolne graniePsów goniących zająca, lisa albo łanie,Lecz wciąż wrzask krótki, częsty, ucinany, zjadły;To nie na ślad daleki ogary napadły,Na oko gonią - nagle ustał krzyk pogoni,Doszli zwierza; wrzask znowu, skowyt; zwierz się broniI zapewne kaleczy: śród ogarów graniaSłychać coraz to częściej jęk psiego konania.Strzelcy stali i każdy ze strzelbą gotowąWygiął się jak łuk naprzód, z wciśnioną w las głową.Nie mogą dłużej czekać! Już ze stanowiskaJeden za drugim zmyka i w puszczę się wciska;Chcą pierwsi spotkać zwierza; choć Wojski ostrzegał,Choć Wojski stanowiska na koniu obiegał,Krzycząc, że czy kto prostym chłopem, czy paniczem,Jeżeli z miejsca zejdzie, dostanie w grzbiet smyczem,Nie było rady! Wszyscy pomimo zakazuW las pobiegli.Trzy strzelby huknęły od razu;Potem wciąż kanonada, aż głośniej nad strzałyRyknął niedzwiedz i echem napełnił las cały.Ryk okropny! boleści, wściekłości, rozpaczy;Za nim wrzask psów, krzyk strzelców, trąby dojeżdżaczyGrzmiały ze środka puszczy; strzelcy - ci w las śpieszą,Tamci kurki odwodzą, a wszyscy się cieszą,Jeden Wojski w żałości, krzyczy, że chybiono.Strzelcy i obławnicy poszli jedną stronąNa przełaj zwierza, między ostępem i puszczą;A niedzwiedz, odstraszony psów i ludzi tłuszczą,Zwrócił się nazad w miejsca mniej pilnie strzeżone134Pan TadeuszKu polom, skąd już zeszły strzelcy rozstawione,Gdzie tylko pozostali z mnogich łowczych szykówWojski, Tadeusz, Hrabia, z kilką obławników.Tu las był rzadszy; słychać z głębi ryk, trzask łomu,Aż z gęstwy, jak z chmur, wypadł niedzwiedz na kształt gromu;Wkoło psy gonią, straszą, rwą; on wstał na nogiTylne i spojrzał wkoło, rykiem strasząc wrogi,I przedniemi łapami to drzewa korzenie,To pniaki osmalone, to wrosłe kamienieRwał, waląc w psów i w ludzi; aż wyłamał drzewo,Kręcąc nim jak maczugą na prawo, na lewo,Runął wprost na ostatnich strażników obławy:Hrabię i Tadeusza [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|