, Dickens Charles Klub Pickwicka tom I (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To mówiąc, pan Ma-gnus zdjął swoje szafirowe okulary, by mrugnąć okiem, po czym znowu je włożył. Więc dlatego  rzekł pan Pickwick z uśmiechem  wybiegał pan co chwila podczasobiadu? Ts!.Dlatego.Ale niegłupim iść do niej teraz. A to czemu? Nie można tak zaraz.Jutro będę miał więcej szans.W torbie podróżnej mam ubranie,a w pudle kapelusz, które, spodziewam się, sprawią wielki efekt. O! Tak, tak, panie.Nie wierzę, by kto mógł mieć taki frak i taki kapelusz!Nastąpiło milczenie, pan Magnus pogrążył się w zadumie.Po chwili powiedział: To cudna istota! Mieszka osiemnaście mil stąd.Dowiedziałem się, że tu dziś przybę-dzie, i natychmiast postanowiłem skorzystać z tej okoliczności.Moim zdaniem, oberżajest bardzo odpowiednim miejscem, by niezamężnej kobiecie zrobić propozycję małżeń-ską.W czasie podróży kobieta bardziej odczuwa swe osamotnienie niż u siebie w domu.Co pan o tym myśli? Myślę, że to bardzo możliwe  odparł zapytany. Ale proszę mi wybaczyć  rzekł pan Magnus. Z natury jestem bardzo ciekawy; poco pan tu przyjechał? Rumieniec wystąpił na twarz pana Pickwicka. Powód mego tu przybycia  odpowiedział  wcale nie jest przyjemny.Przybyłem tu,by wykazać przewrotność i fałszywość osoby, w której honorze pokładałem całe zaufanie.191  Ach! To niemiła rzecz! To pewno dama! A, a! Aotrzyk z pana! łotrzyk! Ale nie odda-waj się pan rozpaczy.Ja wiem, co to znaczy być zdradzonym; zdarzyło mi się to już kilkarazy. Dziękuję panu za współczucie w sprawie, którą uważa pan za przyczynę mego wzbu-rzenia  odrzekł filozof, kładąc swój zegarek na stole  ale. Nie, nie mówmy o tych przykrych rzeczach  przerwał pan Magnus, a potem spoj-rzawszy na zegarek, zawołał:  Boże! Już po północy! A ja jeszcze nie śpię! Jutro będęblado wyglądać! Która godzina u pana, panie Pickwick? Po dwunastej.Przerażony tym, pan Magnus zadzwonił na służącą.Gdy wreszcie torba w pasy, torbaczerwona, skórzane pudło na kapelusze i paczka w szarym papierze przetransportowanezostały do sypialni, właściciel ich wziął wykładany laką lichtarz i ruszył aż na koniec do-mu, a tymczasem pan Pickwick i taki sam lichtarz przeprowadzony został przez cały labi-rynt pogmatwanych korytarzy w przeciwną stronę oberży. Oto jest pokój pana  rzekła służąca.Była to dość duża sala o dwóch łóżkach, w której palił się ogień  w każdym razieznacznie milsze miejsce pobytu, niż tego mógł się pan Pickwick spodziewać, sądząc pokrótkich doświadczeniach poczynionych  Pod Wielkim Białym Koniem. Rozumie się  rzekł pan Pickwick  że w tym drugim łóżku nikt nie śpi. Nikt, panie  odrzekła dziewczyna. Bardzo dobrze.Powiedz mojemu służącemu, iż go dziś nie potrzebuję.Jutro ranoniech mi przyniesie gorącej wody.Służąca wyszła, a pan Pickwick usiadł w fotelu i zamyślił się.Najpierw pomyślał oswoich przyjaciołach  kiedy się z nimi zobaczy? Potem myśli jego pobiegły do paniMarty Bardell.A od tej damy, oczywiście, powędrowały do brudnej kancelarii panów Do-dsona i Fogga.Od panów Dodsona i Fogga skoczyły po przekątnej w sam środek historii odawnym kliencie, potem wróciły  Pod Wielkiego Białego Konia w Ipswich, co ostatecz-nie przekonało pana Pickwicka, że zasypia.Wstał więc i począł się rozbierać, ale nagleprzypomniał sobie, że zostawił zegarek na stole w jadalni.Był to ulubiony zegarek pana Pickwicka.Nosił go w zaciszu swojej kamizelki dłużej,niż chcielibyśmy mu to na tym miejscu wypominać.Myśl, że mógłby zasnąć nie słyszącjego tykania pod poduszką lub na pantofelku nad łóżkiem, nigdy nie powstała w jego gło-wie.Ponieważ było już pózno, nie chciał dzwonić na służbę.Narzucił surdut, który zdjąłprzed chwilą, i wziąwszy lichtarz ostrożnie zaczął schodzić na dół.Im więcej schodów mijał pan Pickwick, wydawało mu się, że jest ich tym więcej.Zakażdym razem, gdy natrafiał na wąski korytarz i winszował sobie, że jest już na parterze,nowa kondygnacja schodów zjawiała się przed jego zdumionymi oczyma.Wreszcie trafiłna kamienną sień  pamiętał, że przez nią wszedł do oberży.Przeszedł jeden korytarz podrugim.Zaglądał do każdego pokoju.Wreszcie, gdy już stracił nadzieję i postanowił daćpokój poszukiwaniom, otworzył drzwi pokoju, w którym spędził wieczór, i ujrzał swojąwłasność leżącą na stole.Pan Pickwick triumfalnie schwycił zegarek i puścił się w powrotną drogę do sypialni.Ale jeżeli schodzenie po schodach połączone było z wieloma trudnościami i niepewnością,to wchodzenie po nich było o wiele kłopotliwsze.Całe rzędy drzwi, przed nimi trzewikirozmaitego autoramentu, wielkości i kształtu, krzyżowały się w rozmaitych kierunkach.Kilkanaście razy pan Pickwick ostrożnie kręcił kluczem we drzwiach do jego drzwi po-dobnych, ale gdy z wewnątrz odpowiadano:  Ki diabeł?  albo:  Czego?  cofał się napalcach z prawdziwie cudowną szybkością.Już ogarniała go rozpacz, gdy nagle zatrzymałsię przy drzwiach na wpół otwartych i zajrzał.Nareszcie! W pokoju stały dwa łóżka  do-skonale pamięta ich sytuację! a na kominku tlił się ogień.Zwieca  nie była długa, gdy mu192 ją wręczono  stopniała i zagasła właśnie w chwili, gdy wchodził. Mniejsza o to  po-wiedział pan Pickwick. Mogę się rozebrać przy ogniu kominka!Aóżka stały na prawo i na lewo od drzwi.Od ściany dzieliło je wąskie przejście, akurattak szerokie, by można było swobodnie wejść i rozebrać się  jeżeli ktoś wolał tę stronę.Stało tam również trzcinowe krzesło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl