, Joanna Chmielewska Lesio 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cokolwiek uczyni, wszystko wydajesię teraz cenne, ciekawe, przydatne.Ci tutaj domagają się od niego jakiegoś pomysłu,wielkiego, wspaniałego pomysłu, który przyniesie pożytek całemu krajowi, wzbogaci skarbpaństwa i wzmoże chwałę ojczyzny.Dzikie świnie.? Zwiń nie ma, ale coś trzeba wymyślić!Nie może przecież zawieść pokładanego w nim zaufania! Podniósł głowę znad rysunku ispojrzał na przyjaciół, ożywiony nową, jeszcze niedokładnie sprecyzowaną myślą.- Lochy -powiedział pośpiesznie.- Tu są lochy.Chwilę trwało milczenie.- Lochy są bardzoniebezpieczne - powiedział ostrzegawczo Janusz.- Szczególnie, jak mają małe.Rzucają sięna każdego.Barbara i Karolek zgodnie odczuli jakieś dziwne oszołomienie.Obydwojewiedzieli wprawdzie, że locha to jest maciora dzika, ale w pierwszej chwili wydało im się, iżLesio ma raczej na myśli tereny poniżej zamkowych piwnic.Wizja lochów, lęgnących małe irzucających się na każdego, odebrała im głos.Lesio popatrzył na Janusza wzrokiemcałkowicie pozbawionym wyrazu.- One są chyba stare - powiedział trochę niepewnie.- I wogóle dlaczego małe?.- No, małe - wyjaśnił Janusz niecierpliwie.- Warchlaki.Nie wiem,czy stare mogą mieć, ale przecież są i młode! Teraz Lesio odczuł oszołomienie,Barbara i Karolek wymienili spojrzenia.- Jeden z nich zwariował - powiedziała Barbara ztroską.- Nie wiem, który.- Mnie się wydaje, że obaj - odparł Karolek z głębokimprzekonaniem.- O co wam chodzi? - zdziwił się Janusz.- Chyba dobrze mówię, nie?Warchlaki.Lochy mają warchlaki.- Nie, to my mamy lochy - zaprotestował słabo Lesio iJanusz przyjrzał mu się nagle z nieukrywanym zdumieniem.- Loch.- zaczął Karolek.-Locha - poprawił Janusz.- Ratunku - powiedziała beznadziejnie Barbara.Następne kilkawspólnych wysiłków pozwoliło wyjaśnić drobne nieporozumienie.Bez żalu porzucono kwestię dzikich świń, poświęcając się rozważaniu nowo odkrytej atrakcji.- Skąd w ogólewiesz, czy tu są lochy? - zainteresował się Janusz.- Nie robiliśmy jeszcze podziemi.- Obiłomi się o uszy.To znaczy mówił mi jeden taki.Zciśle biorąc pastuch z tutejszego pegieeru,bardzo stary.Podobno są lochy, mają połączenie ze starą kopalnią, w dawnych czasachtrzymali tam więzniów, a ktoś nawet zamurował żonę.- Dlaczego? - zaciekawił się Karolek.- Nie wiadomo dokładnie.Są dwie wersje.Jedna, że była potwornie brzydka i chorowita ichciał się jej pozbyć, a druga wręcz przeciwnie.Była piękna i młoda, jego nie chciała, a za toreflektowała na wielbicieli.- Gbur - zawyrokowała Barbara.- W każdej wersji.- Gbur, niegbur, myśl jest niezła - rzekł Janusz.- Kto to wykombinował? - Nie wiem - odparł Lesio.Janie.Ten pastuch z pegieerupewnie też nie.Ludzie mówią.- A skąd właściwie wziąłeś tego pastucha z pegieeru? -spytał Karolek.- Dotrzymywał mi towarzystwa, jak malowałem dekoracje.To bardzo miłyczłowiek.Po stosunkowo krótkiej naradzie cały zespół nie tylko zgodnie, ale wręcz zzapałem postanowił zbadać tereny poniżej piwnic.Dojrzały namysł wykazał niezbicie, iżjedynie prawdziwe, autentyczne, w miarę możności wilgotne, mroczne i niewygodne lochymogą stanowić element, przyciągający rozgrymaszonych, rozwydrzonych i niedorzeczniewymagających turystów dewizowych.Wycieczka przez podziemia, w których w każdymmiejscu można bez trudu złamać nogę, zabłądzić lub też dostać w głowę odłamkiemosypującej się skały - oto jedyna niewątpliwa emocja dla znudzonych kapitalistów, którymdobrobyt doszczętnie poprzewracał w głowie.- A poza tym co oni za lochy mają tam usiebie - rzekł Lesio wzgardliwie.- Wejdzie się do piwnicy, trochę wilgoci na murach, czasemcoś tam kapie, wielkie rzeczy.Nawet zabłądzić nie ma gdzie, wszędzie światło, że niewspomnę o toaletach.U nas to przynajmniej! - Jeszcze nie wiemy, jakie te nasze.- To siędowiemy! - Aby tylko znalezć wejście - westchnął z nadzieją Karolek.- Dalej już pójdziesamo.Długie, wytrwałe i znacznie dokładniejsze, niż wymagała tego zwykłainwentaryzacja, poszukiwania w piwnicach przeciągnęły się daleko poza zaplanowany okres.Kierownik pracowni był zdania, że zespół dawno już powinien był ukończyć prace w tereniei wrócić do biura.Próżno jednak słał alarmujące listy i telegramy,próżno groził wstrzymaniem wysyłek pieniężnych.W odpowiedzi doczekał się jedynieBj~orna, którego wyjaśnienia wzmogły jego niepokój i zdenerwowanie.Bj~orn promieniałzachwytem i opowiadał jakieś dziwne rzeczy.W jego relacjach tajemnicze, mrocznekomnaty i walki z bykami mieszały się ze szkieletami pięknych kobiet i jakimś starymczłowiekiem, całkowicie kierownikowi pracowni nie znanym.Przywiezione odbitki imatryce niezbicie świadczyły, iż zespół wykonał inwentaryzację sumiennie, dokładnie,szczegółowo i całkowicie ją ukończył.Najwyższy czas było przystąpić do projektowania.-Co oni tam jeszcze robią? - powiedział zdenerwowany kierownik pracowni do naczelnegoinżyniera.- Pan tam był, panie Zbyszku, czy tam są jakieś atrakcje? Dlaczego oni niewracają? I co to za jakiś stary człowiek? - Pojęcia nie mam - odparł w zadumie naczelnyinżynier.- Nic tam nie ma, małe miasteczko i pegieer.Boję się, że coś wymyślili.Przesłuchany dokładniej Bj~orn potwierdził wcześniejsze wypowiedzi.- Bardzo staryczłowiek - powiedział z naciskiem, po czym powtórzył to kilkakrotnie w różnych językach.-Jedna dama, piękna, młoda, ona jest szkielet.On wie.Ten stary człowiek.Ona jest locha,szkielet.Tajemnicze lochy spowodowały na nowo zamęt w umysłach, tym razemkierownika pracowni i zaskoczonego naczelnego inżyniera.Rozmowa telefoniczna zJanuszem, który usiłował wyjaśnić nieporozumienie, wynikłe z różnicy między lochem ilochą, zamęt ten wydatnie zwiększyła.Kierownik pracowni absolutnie nie mógł się zorientować, czy ma włączyć do projektu rezerwat dzików, czyzamkowe podziemia.Naczelny inżynier nie zdradzał zbytniej ochoty do rozwiania jegowątpliwości.Po długich niepokojach, rozważaniach i namysłach stało się jasne, że niepozostaje nic innego, jak tylko udać się na inspekcję.Wczesnym sobotnim popołudniemkierownik pracowni ruszył w drogę swoim samochodem, wioząc ze sobą naczelnegoinżyniera, który nie wiadomo dlaczego wydawał się jakiś nieswój i pełen rezerwy.Kierownikpracowni czuł narastające zdenerwowanie i wszelkimi siłami starał się unikać przewidywań iprzypuszczeń, co też zastanie na miejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl