, Deutermann P.T Pocišg œmierci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co jednak ciekawe, Herlihy donosił, że wstępne dochodzenie miejscowejpolicji wykazało, że most nie zawalił się, jak początkowo sądzono, ale został wy-sadzony.Hush zdjął okulary.- Czy wiemy coś jeszcze o tej sprawie? - spytał, wymachując kartką.28 - Nie, sir - odparł krótko Watkins, podnosząc głowę.- Centrum operacyjneprzysłało nam ten teleks po tym, jak wezwał pana dyrektor.Przypuszczam, żesprawa zostanie przydzielona Niezależnej Grupie Zledczej?Watkins był niebieskookim blondynem.Miał dwadzieścia siedem lat i był zwykształcenia prawnikiem.Wyjął notes i przygotował długopis, gotów notowaćpolecenia.Hush zastanawiał się, czy on sam także wyglądał kiedyś na tak młodegoi niedoświadczonego jak Jimmy.Pewnie tak.- Tak sądzę - zgodził się.Opuścił wzrok.Winda zatrzymała się na szóstympiętrze.Wchodząc do biura dyrektora, Hush poczuł, jak zwykle, niemiłe uczucie wżołądku.Hanson został niegdyś mianowany szefem Niezależnej Grupy ZledczejFBI i jednocześnie zastępcą dyrektora FBI.Nowy dyrektor obsadzał teraz wszyst-kie stanowiska zastępców swoimi ludzmi i już kilka osób odsunął niespodziewaniena emeryturę.Należało się spodziewać odejścia jeszcze kilku; między nimi mógłbyć i Hanson.Gabinet dyrektora znajdował się na północnym końcu korytarza, za parą prze-szklonych drzwi i sekretariatem.Na całość biura składały się także pokoje pierw-szego zastępcy dyrektora, szefa personelu, specjalnych asystentów, dwa stanowi-ska recepcjonistek, dyrektorska sala konferencyjna i węzeł łączności.Hush zoba-czył w recepcji kilku zastępców dyrektora oraz pewną oszałamiająco piękną kobie-tę.Był pewien, że powinien ją znać; nie mógł sobie jednak przypomnieć jej nazwi-ska.Watkins spojrzał na zebranych dyrektorów i szybko zniknął z powrotem wwindzie.Hanson doszedł do wniosku, że chodzi o naradę operacyjną - byli obecni dyrek-torzy kierujący Wydziałami: Zledztw Kryminalnych, Finansów, Informacji, Bez-pieczeństwa Państwa, Kontroli, Spraw Publicznych i Parlamentarnych oraz Labo-ratoryjnym, a także ich zastępcy.Zaraz za szklanymi drzwiami stał pierwszy za-stępca dyrektora FBI, George Wellesley.Hush starał się zachować obojętny wyraztwarzy.- Dzień dobry panu, panie Hanson - pozdrowił go Wellesley, patrząc na niegoz dołu i wyciągając dłoń.- Dzień dobry, panie dyrektorze - odparł Hush, potrząsając jego ręką w for-malnym uścisku.Mężczyzni zachowywali się tak beznamiętnie, jak gdyby się nieznali.George Wellesley był szczupłym, śniadym mężczyzną, o dwa lata młodszymod Husha.Zanim przeszedł do FBI, był generałem brygady w bardzo upolitycznio-nej Sekcji Doktryny Wojskowej Dowództwa Sił Powietrznych.Jako człowiek zzewnątrz, przy podejmowaniu decyzji personalnych nie przejmował się zupełnietym, kto ma w Biurze wobec kogo dług wdzięczności; nie był też niczyim przyja-cielem.Nazywano go po cichu  Heinrich , od imienia Himmlera; po części dlate-go, że przypominał go z twarzy, a po części, ze względu na ważną rolę, jaką od-grywał w biurokratycznym systemie dowództwa FBI.Dyrektor naczelny mówił doniego  George ; wszyscy inni zwracali się do Wellesleya  panie dyrektorze lub sir.29 Teraz spojrzał na zegarek i odezwał się:- Panowie - i, eee, proszę pani - pan dyrektor Hanson i ja wejdziemy na paręminut do pana dyrektora naczelnego.Kiedy wyjdziemy, w sali konferencyjnejodbędzie się odprawa poświęcona ostatniemu wydarzeniu.To nie potrwa zbytdługo.Po tych słowach Wellesley poprowadził Husha przez wielkie mahoniowe drzwido gabinetu dyrektora.Naczelny stał przy dużym stole bibliotecznym, na którymleżały stosy różnokolorowych teczek.Dyrektor miał w zwyczaju rzucać się dopracy nad jednym ze stosów, a kiedy skończył, zabierał się za następny.W tensposób, w miarę upływu dnia, przemieszczał się z jednego do drugiego stołu.Ga-binet był przestronny, miał kształt litery L; wystrój wnętrza przywodził na myślraczej salon niż biuro.W dłuższej odnodze L znajdował się drugi stół biblioteczny,na którym leżało mniej teczek niż na pierwszym; nieopodal stał wielki skórzanyfotel, naprzeciw pulpitu z urządzeniami telekomunikacyjnymi; były tam także:skórzana kanapa, stoliki po jej bokach, regały z książkami i elegancki kominek nakońcu pomieszczenia.W krótszym odcinku L stało tradycyjne biurko oraz dyrek-torski fotel.Na ścianach wisiały w ramkach portretowe zdjęcia prezydenta, proku-ratora generalnego, a także J.Edgara Hoovera.Dyrektor pokazał gościom miejsca na kanapie stojącej naprzeciw fotela.Czę-ściowo przysłonięte, sięgające od sufitu do podłogi okna wychodziły na Pennsy-lvania Avenue.Perspektywa ulicy, w formie zwężającego się ku Białemu DomowiV, niknęła w porannym smogu.W pokoju panowała cisza, jeśli nie liczyć stłumio-nych odgłosów ulicznego ruchu.Można było usłyszeć skrobanie pióra dyrektora.Na wszystkich oknach znajdowały się nieduże urządzenia antypodsłuchowe.- Sekundkę - rzucił naczelny, dopisując grubym, czerwonym pismem na sa-mym dole jakiegoś oficjalnego raportu swój komentarz.Nikomu innemu w do-wództwie FBI nie wolno było używać czerwonego atramentu.- Dobrze.- mruk-nął.Odetchnął głęboko, zamknął teczkę i usadowił się w fotelu.Poruszał sięostrożnie, lecz z gracją, jak gdyby drwiąc ze swoich siedemdziesięciu lat.- Jakrozumiem, ktoś wysadził w powietrze most kolejowy? - zagadnął.- Tak jest, sir - odpowiedział jego pierwszy zastępca.- Wielki most, jeden ztych nad Missisipi; co więcej do rzeki wpadł pociąg towarowy.- Czy mamy absolutną pewność, że było to czyjeś rozmyślne działanie?Hush zmienił nieco pozycję na kanapie.Człowiek jego wzrostu musiał na niejsiedzieć z uniesionymi kolanami.Czuł się niemal jak rodzic, który przyszedł nazebranie do szkoły podstawowej i siedzi na krzesełku dla pierwszaków.Zauważył,że kanapa jest znacznie niższa niż fotel dyrektora.Założył ręce i słuchał uważnie.- Tak, sir - odpowiedział Wellesley [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl