, Dębski Eugeniusz Pieklo dobrej magi (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej wargi jędrniały, napierałyna niego a zarazem wiotczały, dawały się miażdżyć, drżały tylko nieznacznie.Jonathan delikatniewsunął koniuszek języka pomiędzy jej zęby i gdy tylko poczuł jej wysuwający się na spotkanie język,wycofał się.Odsunął nieco głowę, musnął pocałunkiem jej szyję.- Może wejdziemy do namiotu?- Jeśli chcesz- Wolałabyś tutaj?- To przecież nie ma znaczenia?- Eee Dla mnie ma, oni mogą Manika poderwała się szybko i zanurkowała do swojego namiotu nie dając Jonathanowi czasu nadokończenie zdania.Gdy wsunął się za nią, obrzuciwszy przedtem spojrzeniem biwak ciche dwanamioty, Farmi podszczypującego wargami swój grzbiet, dogasające ognisko zastał ją leżącą nadwu warstwach grubych koców, a gdy mimo całkowitych ciemności ukląkł i dotknął jej ramienia,zorientował się, że podczas jego wzrokowej kontroli obozu, zdążyła z siebie zrzucić ubranie.Przysunął się nieco bliżej, położył obokManiki i, nie mogąc się powstrzymać, szepnął zachichotawszy cicho:- Twoje ubranie ma niezłe sprego!- To akurat nie ma nic do rzeczyPrzesunął dłonią po jej głowie, delikatnie opuszkami palców po obrzeżu małżowiny usznej i poczułlekkie drżenie ciała; przesunął dłonią po szyi, musnął twardą pierś, na szczycie której błyskawiczniewykwitła stwardniała sutka.Pod lekkim dotknięciem piątki palców zafalował łagodny wzgórek brzucha,wyprężyły się nogi.Jonathan przysunął się bliżej, lekko pocałował Manikę, a potem odsunął i szybkozrzucił z siebie ubranie.Długą chwilę poznawali swoje ciała dotykiem, znajdowali najżywiej reagującemiejsca, wycofywali się i wracali do nich.Pozbyli się przy tym skrępowania, nabrali odwagi.- Masz twardą szczecinkę - zachichotał Jonathan.- A ty niemal cały jesteś porośnięty - parsknęła Manika.- Jak kotun.- Wasi mężczyzni nie mają włosów na piersiach?- Nie.- A tu?- Tu mają.- Ale to tu" mają takie samo?- Aha Identyczne.Chociaż musiałabym zobaczyć przy świetle.- Może kiedyś A nie łamiemy przypadkiem jakiegoś tabu?- Tabu??? W miłości?- No tak To dobrze.U nas to - zawahał się i zdecydował na inne niż miłość", dokończenie zdania- robienie dzieci- Robienie dzieci?! - Manika uniosła głowę, jej twarz trafiła w smugę półmroku sączącą się przezszparę w niedbale zarzuconej zasłonie.Była zdziwiona.- Przecież Ja nie chcę mieć z tobą dzieci,przynajmniej nie teraz.To byłoby zbyt pochopne.- No dobrze - Jonathan chwycił ją delikatnie za włosy na tyle głowy i ułożył z powrotem na posłaniu.-Będziemy uważaliManika roześmiała się cicho.- Co się stało? Powiedziałem coś śmiesznego?- Nie To znaczy: dla mnie tak.Wygląda, że jednak trochę się różnimy.Czy wasze kobietyzachodzą w ciążę tak bezładnie?- Bezładnie? Ch cha? Chyba tak.- A my nie.Kobiety Soyeftie jeśli nie chcą, nie stają się brzemienne.Dlatego nie musisz uważać- A jeśli chcą to za każdym razemManika jakby zawahała się, w każdym razie milczała kilka sekund.Jonathan natychmiast przypomniałsobie rozmowę z Kryczem i swoje domysły, zmierzające do zdefiniowania świata Soyeftie jako świataginącego.- Może nie aż tak zdecydowanie, ale prawie trafiłeś.W każdym razie nie mamy problemu zJonathanowi wydawało się, że kobieta zesztywniała nieco w jego ramionach od chwili, kiedy zeszli nadyskusję o zapobieganiu.Przesunął trochę głowę i przerwał Manice, zamykając jej usta swoimi.Początek długiego pocałunku z jej strony miał wszelkie cechy wahania i oboje byli tego świadomi.Był po prostu próbą zamknięcia debaty, ale w miarę jak przeciągał się kontakt ust, jak najpierwnieśmiało języki zetknęły się ze sobą, a ręce nie mogły nadążyć z przekazywaniem bodzców,wyrachowanie znikło i zastąpiło je prawdziwe wrzące pożądanie.Oboje wykazywali się dużąaktywnością i być może dlatego zapadli w sen dopiero, gdy zaczęli dostrzegać wyrazne konturyswoich ciał i przedmiotów w namiocie.Kotun wysunął się na zewnątrz odchylając na moment płachtęwejściową, a mglista jasność poranka stała się sygnałem do wykorzystania reszty świtu na krótkądrzemkę.- Pójdę do siebie - mruknął Jonathan marząc, by te słowa mogły pozostać tylko słowami.- Bez sensu - jęknęła Manika po angielsku i trąciła Jonathana w łokieć, tak że zwalił się z powrotem naposłanie.Chciał jeszcze roześmiać się, ale zdołał tylko przywołać na usta uśmiech i zasnął.Manika uniosłagłowę i chwilę wpatrywała się w ten uśmiech, a potem scałowała go i ułożyła się obok Jonathanaprzytulając do niego. Dziesiąta doba, przedpoAudnieDroga przez pustynię choć Jonathan nie mógł pogodzić się z używaniem słowa pustynia" na tendziwny gliniasto-piarżysty krajobraz, bez klasycznej pustynnej spiekoty zajęła im jeszcze pół dnia.Gdy krzewodrzewa i płożące się sztywne sukulenty zaczęływystępować tak gęsto, że niemal cały czas jechali w cieniu, a kopyta frachtwołów niemal niewydawały dzwięku w zetknięciu się z podłożem, Chsalk powiedział:- Jesteśmy na miejscu.To pierwsza.W crasa zabrzmiało to Ninna".Jonathan chwilę zastanawiał się nad niekonsekwencją Soyeftiepewne nazwy tworzą po prostu przy pomocy zbitki słów, jak na przykład wiatrochrapy czy frachtwoły,inne, sięgając do wymarłego języka.W sumie przypominało to jakąś powieść czy film, ale nie mógł odrazu przypomnieć sobie tytułu dzieła.I nie miał czasu, ponieważ jego wierzchowiec poruszył sięgwałtowniej, cmoknął kilka razy.- Uważaj! - ostrzegł Chsalk.- Kieruj nim teraz bardziej zdecydowanie czują już wodę i będą do niejkonsekwentnie dążyły [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl