, Christie Agatha Tragedia w trzech aktach 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak wiec, sir Charles, przyjechałem, by wyrazić skruchę, przyznać, że Herkules Poirot był w błędzie, i poprosić o dopuszczenie mnie do waszego grona.Sir Charles nerwowo chrząknął.Sprawiał wrażenie zakłopotanego.— To niezwykle uprzejmie z pana strony, monsieur Poirot.Sam nie wiem… zabierać panu czas… Ja…Zaplątał się.Poszukał wzrokiem pomocy u Satterthwaite’a.— Doprawdy, jest pan bardzo miły… — zaczął Satterthwaite.— Nie, nie, nic w tym miłego.Zwykła ciekawość i… tak, zraniona duma.Muszę naprawić błąd.Mój czas to głupstwo, w końcu, po co mam podróżować? Jeżyki się zmieniają, ale natura ludzka jest wszędzie taka sama.Oczywiście, jeśli państwu przeszkadzam, jeśli jestem intruzem…Obaj mężczyźni zawołali jednocześnie:— Ależ skąd!— Nie…Poirot spojrzał na Egg.— Mademoiselle?Egg milczała i wszyscy trzej odnieśli identyczne wrażenie: Egg nie życzyła sobie pomocy Herkulesa Poirota.Satterthwaite domyślał się przyczyny.To była prywatna sprawa Charlesa Cartwrighta i Egg Lytton Gore.Satterthwaite został dopuszczony za cichą zgodą obojga i było jasne, że miał tu podrzędną role, grał trzecie skrzypce.Ale Herkules Poirot to co innego.Mógłby przejąć dowództwo.Nawet sir Charles musiałby, być może, ustąpić mu berła.Plany Egg ległyby w gruzach.Spoglądał na nią z serdecznym współczuciem.Tamci nie rozumieli jej, lecz on, ze swą niemal kobiecą wrażliwością, uzmysławiał sobie w pełni jej rozterkę.Walczyła o swoje szczęście…Co odpowie?A zresztą, cóż miała rzec? Jakżeby mogła głośno wyrazić swe myśli? „Niech pan sobie idzie, zniknie nam z oczu, wszystko pan może popsuć, nie chcę tu pana…”Egg Lytton Gore dała jedyną możliwą odpowiedź.— Oczywiście — odparła z nieznacznym uśmiechem.— Będziemy zachwyceni.Rozdział czwartyDoradca— Świetnie — powiedział Poirot.— Jesteśmy wiec kolegami.Eh bien, jeśli można, proszę mnie wprowadzić w sprawę, chciałbym być au courant.Słuchał z wielką uwagą, gdy Satterthwaite przedstawiał po kolei kroki, jakie podjęli po powrocie do Anglii.Satterthwaite potrafił świetnie opowiadać.Umiał stworzyć nastrój, sugestywnie przedstawić sytuacje.Barwnie odmalował „Abbey”, służbę, nadinspektora policji.Poirot gorąco wyraził swe uznanie dla sir Charlesa i jego odkrycia nie dokończonych listów w gazowym kominku.— Ah, mais c’est magnifique, ça! — zawołał z zachwytem.— Dedukcja, rekonstrukcja, wprost doskonale! Pan powinien być wielkim detektywem, a nie wielkim aktorem, sir Charles!Aktor przyjął tę lawinę komplementów z odpowiednią skromnością, ze szczególną, właściwą sobie skromnością.Miał wieloletnią praktykę w zbieraniu na scenie wyrazów uznania i umiał je właściwie przyjmować.— Pańskie spostrzeżenie jest również bardzo słuszne — Poirot zwrócił się do Satterthwaite’a.— Chodzi mi o to nagłe spoufalenie się doktora z kamerdynerem.— Uważa pan, że ten pomysł z panią de Rushbridger ma ręce i nogi? — spytał gorliwie sir Charles.— To jest jakaś myśl.Sugeruje, rozumiecie państwo, sugeruje szereg różnych rzeczy.Nie byli pewni, co to za różne rzeczy, nie chcieli jednak się z tym zdradzić i zamruczeli coś pod nosem.Sir Charles dokończył relacji.Opisał wizytę u pani Babbington, mizerny plon tego spotkania.— Teraz jest pan na bieżąco.Wie pan, jak sprawy stoją.I jak pan to wszystko widzi?Pochylił się do przodu z chłopięcą niecierpliwością.Poirot milczał.Cała trójka, skupiona, wpatrywała się w niego.Wreszcie odezwał się:— Czy pamięta pani, mademoiselle, kieliszki do porto u sir Bartholomewa?Sir Charles wtrącił, w chwili gdy Egg przecząco kręciła głową:— Ja panu powiem.Wstał, podszedł do kredensu i wyjął kilka ciężkich ozdobnych kieliszków do sherry.— Oczywiście te są innego kształtu, tamte były bardziej okrągłe, właściwe szkło do porto.Tollie kupił je na wyprzedaży u starego Lammersfielda, cały zestaw.Podobały mi się, a ponieważ miał ich za dużo, odstąpił mi kilka.Niezłe, prawda?Poirot wziął jedną sztuk? i obrócił nią w ręku.— Tak — powiedział.— Ładne.O takich właśnie myślałem.— Ale dlaczego? — zawołała Egg.Poirot jedynie uśmiechnął się do niej.— Tak, tak — podjął swoje.— Śmierć sir Bartholomewa Strange’a daje się stosunkowo łatwo wytłumaczyć.Babbingtona nastręcza więcej trudności.Och, gdybyż się stało odwrotnie!Jak to odwrotnie? — zdziwił się Satterthwaite.— Rozważmy to, przyjacielu — zwrócił się do niego Poirot.— Znany lekarz może zginąć z wielu powodów.Lekarz zna różne sekrety, przyjacielu, sekrety wielkiej wagi.Ma władzę.Wyobraźmy sobie pacjenta, który znajduje się na granicy choroby umysłowej.Wystarcza słówko doktora i pacjenta izoluje się od świata.Cóż to za pokusa dla niezrównoważonej osoby.Dalej, lekarz może powziąć jakieś podejrzenia w związku z nagłą śmiercią któregoś z chorych.Widzicie państwo sami, przytaczam motyw za motywem.A zatem, jak mówiłem, gdyby się stało odwrotnie.Gdyby sir Bartholomew Strange zginął pierwszy, a wielebny Stephen Babbington w drugiej kolejności.Babbington mógłby w takim wypadku coś wiedzieć, coś podejrzewać…Westchnął.— Ale trudno, nie można mieć takiej sprawy, jakiej by sobie człowiek życzył.Trzeba brać ją taką, jaka jest.Chciałbym wszakże coś zasugerować.Czy jest możliwe, że Stephen Babbington zginął przez przypadek, że truciznę (Jeżeli takowa była) przeznaczono dla sir Bartholomewa, a zażył ją niewłaściwy człowiek?— Wielka myśl — rzekł sir Charles.Twarz mu zabłysła i zaraz przygasła.— To się jednak nie zgadza.Babbington wszedł do tego pokoju na cztery mniej więcej minuty przed atakiem.W tym czasie nie wziął niczego do ust poza cocktailem, a w cocktailu nic nie było…Poirot przerwał:— Już pan to mówił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl