, Chmielewska Joanna Pech (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z wielką starannością prasowała spodnie, obok deski do prasowania zaświdniał na dwóch krzesłach cały stos świeżutko i doskonale uprasowanych koszul.Gacie nie były dostrzegalne. Po co pani to robi?  spytał Bieżan szorstko. Przecież on się już w to nie ubie-rze. A co to ma do rzeczy?  odparła Michalina z wrogim uporem. Niech widziz tamtego świata.Na grobie też się kwiaty kładzie, a skąd pan wie, czy nieboszczyk so-bie nie wącha?Argument był nie do odparcia, bo tego istotnie Bieżan nie mógł być zupełnie pewien.Wzrokiem ocenił, ile też tych spodni ona ma jeszcze w zapasie, dwie pary, wnioskującz pieczołowitości, zajęcie do wieczora.Rozejrzał się po sypialni, w której znalazł pra-sującą Michalinę, otworzywszy drzwi skonfiskowanymi wcześniej kluczami, bo wcalenie zamierzał być grzeczny i taktowny.Przeciwnie, postanowił prezentować ordynarnąbrutalność, chamstwo i co tylko się da najgorszego.Przez chwilę zastanawiał się, gdzieteż mu to chamstwo lepiej wyjdzie, tu, w sypialni, czy na dole, w salonie.A może w tym,dotychczas niedostępnym, gabinecie.?A, co tam, nie zawadzi wypróbować każde pomieszczenie. Pani tu się, widzę, całkowicie rozgościła  rzekł z ironią. Ma pani nadzieję zo-stać na zawsze? Spadkobierczynią pani chyba nie jest? On ma syna  odparła Michalina krótko i ponuro. Coś takiego! To dopiero wstrętny stwór! Gdyby nie bachor, majątek na skarb pań-stwa, a jakiś przydział by się załatwiło, nie? A co pan myśli? Ja też dużo wiem.Urwała, ale Bieżan szybciutko podchwycił. I z tej wiedzy dostała pani zezwolenie na pobyt w domu denata, co? Kto pani tegozezwolenia udzielił? No, jazda!Michalina lękliwa nie była, ale definitywne zejście bóstwa rozstroiło ją doszczętnie.Wbrew obawom Bieżana, wcale się nie zacięła w milczeniu.53  A któż by? Prokurator. Który prokurator? Któryż by, jak nie główny? Co pan tu dziecko udaje, policjant, a niby nie wie.Jużten pański pomocnik wszystko zabrał, jak mnie nie było, bo jakbym była, jednego pa-pierka by nie wziął.Sekret, to sekret, prędzej do pieca. Zwietny pomysł.To by się dopiero zabójca ucieszył! Jaki zabójca? Jak to, jaki? Ten, co tu zbrodnię popełnił.Michalina odstawiła żelazko i popatrzyła na Bieżana z politowaniem, potępieniemi ciężką odrazą. A co tej suce do wszystkich papierów? Nawet nosa w nie nigdy nie wetknęła, jużon pilnował, żeby ją z daleka trzymać.Swoje tajemnice miał i nic jej było do tego, a niekto inny go zabił, tylko ona jedna!Sukę właśnie Bieżan koniecznie chciał wreszcie ominąć i zmusić tę babę do ujawnie-nia innych wrogów zabitego Dominika, uparcie przez nią lekceważonych i ukrywanych.Z dokumentów mógł tych wrogów wydłubać, ale były ich całe setki i lata mogły upły-nąć, nim by się w nich wszystkich połapał.Bali się, pewnie, ale rozmiary ich obaw byłyrozmaite, niektóre absolutnie niedostateczne, żeby zmuszać do zbrodni.Suka, szczerzemówiąc, wychodziła na prowadzenie, tyle że zaledwie o krótki pysk, a nie o parę długo-ści, Bieżan zaś bardzo nie lubił nie wyjaśnionych do końca sytuacji. No dobrze  zgodził się nagle. A jaki ona właściwie miałaby powód?Bezpośredni?Michalina znów ujęła żelazko, pośliniła palec i sprawdziła jego temperaturę. A na co jej powód?  rzekła wzgardliwie, wracając do prasowania. Rzucił jąi tyle.Zemścić się chciała. Kiedy? Co kiedy? Kiedy ją rzucił? A kto go tam wie.Dopiero co, nie tak dawno.A pan może myśli, że ona odpuści-ła? List mu przysłała. Jaki list? Gdzie on jest, ten list?Michalina znienacka zamilkła.Prasowała z dziką zaciętością, głucha i ślepa na światboży, ze szczególnym uwzględnieniem Bieżana.Bieżan zorientował się już, że zdoła-ła zepchnąć go z tematu, dał się wrąbać w sukę, zamiast wyjaśniać inną stronę medalu,w dodatku zdaje się, że kompletnie zapomniał o brutalnym chamstwie.Ponadto dośćmiał już tych spodni denata. Dosyć tego!  ryknął groznie ni z tego, ni z owego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl