, J. Chmielewska Wielkie zaslugi 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do akcji wkroczyła Jane­czka.- Była to siła wyższa - oznajmiła.- I prze­kraczanie było bardzo krótkie, takie na pięć minut.I tylko dwa razy.Całkiem nieduży kawałek.- Dwa razy, krótkie i nieduży kawałek.No dobrze, ale po co?! Po co wam był potrzebny ten nieduży kawałek?!- Wcale nam nie był potrzebny, nam były po­trzebne róże.Małe.Takie pojedyncze.I tylko tam rosły, nigdzie więcej.Przeszukaliśmy cały las uczci­wie i po naszej stronie była tylko jedna,a dwie za siatką.No więc trudno, musieliśmy przekroczyć, że­by je wykopać.- A po co wam były te róże?- Do mrowiska.Pan Chabrowicz musiał, odczekać chwilę, żeby odzyskać normalny głos.Motywy działania jego dzieci były w najwyższym stopniu zaskakujące.Już wydawało mu się, że zaczyna coś rozumieć, po czym następna wypowiedź waliła go jak obuchem.Posta­nowił podwyższyć wymagania.- Bardzo mi przykro, ale nie jestem w stanie samodzielnie odgadnąć, co może mieć wspólnego mrowisko z różami.Musi to być jakieś wyjątkowo skomplikowane skrzyżowanie zoologii z botaniką.Bądź uprzejma wyjaśnić do końca za jednym zama­chem.Z wielką niechęcią, wśród westchnień, ale uczci­wie i rzetelnie Janeczka zrelacjonowała całą trage­dię skrzywdzonych mrówek.Pierwsza część relacji przeszła jej przez gardłoz ogromnym trudem, druga już była nieco łatwiejsza.Opiewała, bądź co bądź, przyzwoite nadrabianie wyrządzonej szkody.Pan Chabrowicz słuchał ze zrozumieniem, doskonale pojmował uczucia osób, które postanowiły w taje­mnicy naprawić tak haniebny błąd.- Ślady, oczywiście, zostały - rzekł z namy­słem, kiedy Janeczka zakończyła opisem solidnej palisady wokół mrowiska.- Mam na myśli ślady po różach.No cóż, jest zupełnie możliwe, że stąd pochodzi ta zwiększona ruchliwość WOP-u.- Na litość boską, a po cóż pchaliście się po te róże na granicę?! - jęknęła z rozpaczą pani Krysty­na.- Przecież ich rośnie tysiące zaraz za portem!Pawełek na chwilę oderwał wzrok od błękitu za oknem.- Za jakim portem? - spytał nieufnie.- Tym, tutaj! Na Zalewie.Rośnie ich pełno, jakie tylko chcecie, małe i duże, młode i stare, roz­gałęzione i pojedyncze! Mnóstwo, szalony wybór!- A kto to mógł wiedzieć.- Jak to?! Nie wiedzieliście o tym? Poszliście w jedną stronę trzy kilometry,a nie poszliście ani kroku w drugą?! Dlaczego?!Janeczka z wyrzutem spojrzała na matkę.- Też pytanie.! - mruknęła.- Przecież w tę stronę chodziła Mizia.Panią Krystynę zamurowało.Takiego skutku zwykłej, towarzyskiej uprzejmości doprawdy nie potrafiła przewidzieć.Nie zdążyła się otrząsnąć po ciosie, bo w tym właśnie momencie rozległo się pu­kanie do drzwi i na mechaniczne zaproszenie pana Romana wszedł porucznik.Nikt z obecnych na jego widok nawet nie drgnął, tylko Chaber powitał go życzliwiei przyjaźnie.- Dobrze, że państwa jeszcze zastałem - po­wiedział porucznik.- Bałem się, że państwo już na plaży, bo blisko południe, przepraszam za najście, ale dzieci są bardzo ważnymi świadkami i muszę z nimi porozmawiać.Można?Pani Krystyna nie zdołała jeszcze odzyskać rów­nowagi.- Obawiam się, że tu nie dzieci zawiniły, tylko ja - powiedziała bardzo zdenerwowana.- Za te ich wykroczenia graniczne ja jestem odpowiedzial­na.Oczywiście poniosę wszelkie konsekwencje.- Proszę? - zdziwił się porucznik.- To przeze mnie dzieci zostawiły te ślady na granicy.Proszę ich nie winić.Jestem gotowa zaraz wyjaśnić całą sprawę, gdzie trzeba.- Moja droga, opamiętaj się! – powiedział błagalnie pan Roman.Porucznik usiłował nie okazywać zbyt wielkiego zaskoczenia.- Przepraszam państwa, ale chyba nic nie rozumiem.Najpierw dzieci wyznały,że popełniły jakieś wykroczenie.Teraz pani.Czy może pan też.!- Nie - zaprzeczył pan Roman energiczni - Ja nie! A przynajmniej nic o tym nie wiem!A wyjaśnieniami chętnie służę.- W takim razie zacznijmy od tego zbiorowego przestępstwa.Przyszedłem wprawdziew innej sprawie, ale mam dziwne wrażenie, że jakoś się wiąże.Słucham państwa.Historia zrujnowanego mrowiska została opowiedziana po raz drugi, tym razem bardziej przez rodziców niż przez dzieci, które pilnowały tylko ścisłości szczegółów.Porucznik słuchał, nie przerywając, z jakimś dziwnym wyrazem twarzy.- No tak.- powiedział w końcu i odchrząknął kilkakrotnie.- No tak.Wykroczenie jesti to niewątpliwe, ale.To dlatego nie chcieliście nic mówić? - zwrócił się nagle do Janeczki.Janeczka kiwnęła głową.- Chcieliśmy najpierw mieć zasługę – powiedziała smętnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl