, Berling Peter Dzieci graala 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rosz dał jej kuksańca w bok. Mają nam oddać cześć, prawda?  Jego spojrzenie zwróciło się ku mnie pytają-co; skinąłem, głową. A potem będziemy święcić chemiczne zaślubiny!  powiedział uroczyście Jan.W uniesieniu zamknął oczy i stąd uszło jego uwagi, że Jeza oddała kuksańca swemu to-warzyszowi, wobec czego u Rosza zrodziły się wątpliwości. Na zawsze?  spytał. Róbmy już tę próbę!  wmieszała się hrabina, dla której każde uczucie byłoczczym marzycielstwem. Jeza, pocałuj go. Na litość boską!  zawołał Gawin  nie niszczcie magii głupim demonstrowa-niem ludzkich uczuć! Uśmiechnijcie się do siebie, wezcie się za ręce i poza tym nic więcej  wniósł te-raz swój wkład również i biskup. Duch Zwięty zatroszczy się o resztę! Jak to?  zakpił templariusz. Gołąb też przyfrunie na nasze usługi? To jednakpowinniśmy raczej wypróbować! Chemicznych zaślubin nie można próbować  skarcił go Jan Turnbull  lecz tyl-ko spełnić!  Westchnął. To znaczy, one spełniają się same przez się, podobnie jakWielkie Dzieło.My możemy tylko być gotowi& Amen  powiedział biskup. Jest już pózno, nasi mali królowie pokoju powin-ni iść do łóżek.Czeka nas męczący dzień. Mogę im jutro towarzyszyć do cesarza Bizancjum  zaoferował się Gawin. Przecież Konon z Bthune, mój stryj, był tutaj regentem, nim mały Baldwin prze-siadł się z nocnika na tron& I wcale nie wiadomo  mruknął Zygisbert  jak długo jeszcze na nim posiedzi. Nie martwcie się o Baldwina.Jest tylko obrażony, bo zapomnieliśmy go zaprosić zakończył biskup próbę generalną. Dobranoc!  Klasnął w dłonie i służba zaczę-ła gasić światła.Nikt jednak nie chciał spać tej nocy.Turnbull poprosił Gawina i Wawrzyńca, by to-warzyszyli mu do obserwatorium, mnie zaś polecono zaprowadzić dzieci do piwnicy.Popędziły tam zresztą na łeb, na szyję, aby zobaczyć, czy Benedykt jest cały i zdrowy.Klarion zażądała od Jarcynta, żeby ją eskortował do portu.Jej skrzynie z odzieniembyły na trierze, a pewnie pragnęła na jutro, na ten uroczysty akt, odpowiednio się przy-stroić z uwagi na obecność dostojnych panów i rycerzy, obok których miała siedziećw pierwszym rzędzie.Spokojnie do łóżek poszło tylko dwoje: hrabina ze względu na senkonieczny dla zachowania urody i Zygisbert, gdyż był śmiertelnie zmęczony.438 Biskup czuwał niespokojnie, czego byłem pewien.Zbyt wielka była stawka w grzei Turnbull w swoim starczym uporze za bardzo przyspieszył bieg spraw.Czyż nie byłtwórcą Wielkiego Planu, który, mój Boże, już przecież ponad trzy lata temu zamiast do-stać się w ręce Eliasza, wylądował w moich portkach i kto wie, co potem z nim się sta-ło? Zapomniałem o nim, ale Jan Turnbull chyba nie! Z pewnością stał teraz na dachu,w obserwatorium, i żądał od gwiazd potwierdzenia swoich poczynań.Pojąłem, że mywszyscy jesteśmy jak gwiazdy, które krążą coraz szybciej i szybciej.Byłem jedną z tychgwiazd i naraz wypadłem z orbity i popędziłem w stronę firmamentu.Zobaczyłem, żeobok mnie lecą dzieci, wyciągnąłem rękę, ale one malejąc oddalały się i wkrótce zniknę-ły wśród innych migoczących gwiazd w bezmiarze wszechświata&GODZINA MISTYKWKonstantynopol, jesień 1247Ledwie zapadła noc, papieski żaglowiec skierował się ku greckiemu brzegowi.Asce-lin, opierając się na spostrzeżeniach brata Szymona, wydał rozkaz, aby nie wpływano dogłównego portu, lecz zarzucono kotwicę w Galacie, poniżej cmentarza, skąd przez Zło-ty Róg prowadził do Konstantynopola utworzony z łodzi most.Legat postanowił pieszodostać się do metropolii, zabierając z sobą jedynie niewielki orszak. Gdyby Wit mógł biegać na czworakach, nie rzucałby się tak w oczy  powiedziałSzymon, gdy viterbczyka przyprowadzono w łańcuchach na pokład. Nie da się wykuć tak dopasowanej obroży  podjął myśl Szymona legat  żebyWit w najmniej odpowiednim momencie nie wyślizgnął się z niej i wyjąc i szczerzączęby nie ściągnął na siebie całej uwagi.Wicie, czy możesz nam obiecać, że zostawisz napokładzie tę swoją pasję tropiciela?  zwrócił się do więznia, żądając odeń zrozumie-nia sytuacji. My też jesteśmy psami gończymi kardynała i chcemy wywęszyć kacer-skie dzieci, ale bez głośnego szczekania.Wit milczał zawzięcie, wyciągnąwszy przed siebie w oskarżycielskim geście zakuteręce. Co? Ogłuchłeś?  huknął na niego nadzorca wioślarzy i podniósł w górę biczo dziewięciu rzemieniach. Nie rozumiem cię, Anzelmie  odezwał się wreszcie Wit, nie hamując gniewu.Nadzorca, straciwszy cierpliwość, wyciągnął nagle nóż. Uszy, które są do niczego  syknął groznie  można obciąć. Przyrzekam  powiedział spiesznie Wit  że nie wydam z siebie dzwięku i nieodstąpię was ani na krok!439 Zdjęto mu kajdany z nóg i sprowadzono z pokładu, trzymając na zamaskowanymłańcuchu.Usztywniono i grubo obwiązano mu ręce, owinięto również czoło, tak że niemożna go było ani rozpoznać, ani też dziwić się, że z dwu stron podtrzymuje go dwuprzebranych za mnichów, silnych marynarzy.Obaj nestorianie, Ajbak i Sargis, którzy rozezleni z powodu straconego czasu nie za-mienili z nikim przez cały dzień ani słowa, pierwsi opuścili statek i bez pożegnaniazniknęli w tłumie, który nocną porą także tłoczył się na moście.Legat i Szymon kroczy-li przodem, obaj ubrani w skromne dominikańskie habity. Dokąd nasi szamani popędzili tak spiesznie?  spytał kpiąco Szymon. Nie obrażaj szamanów przez parasimile* z tymi nędznymi kapłanami Nestora! skarcił go Ascelin. Głęboko szanuję ludzi, którzy narażają się na ataki żywiołówi skromny żywot na pustkowiu, aby doświadczenie natury, które spina wszystko niciąmistycznej jedności, połączyć ze zwróceniem się do ducha, do Boga! Można by mniemać  Szymon w swojej pysze nie dał się zbić z tropu  że przed-kładasz szamańskie wtajemniczenie ponad chrzest. Potępiam tak zwanych  chrześcijańskich nestorianów  sprostował legat. Włażą mongolskim władcom z Ewangelią do zadka i naginają spiżowe sformułowa-nie wyznania wiary wedle cuchnącego oddechu, który wychodzi z gęby wielkiego cha-na& Albo jego pierdnięcia! Dlatego, Szymonie, milszy mi jest związany z ziemią szaman, który nic nie wieo Chrystusie, aniżeli podły nestorianin, który go codziennie zdradza.Podczas tej rozmowy już po przebyciu mostu Szymon nie spuszczał z oka statkówna starym nabrzeżu.Nie zamierzał zbliżać się ponownie do triery, aby nie prowoko-wać losu, ponieważ  chory Wit zdążył już ściągnąć na siebie niejedno spojrzenie, costwierdzili ostrożnie się rozglądając.Zatoczyli więc wielki łuk wokół ciemnego, koły-szącego się lekko statku hrabiny, choć paliła ich ciekawość, by przyjrzeć mu się jeszczeraz z bliska.Nagle Ascelin szarpnął Szymona za rękaw.W jasnym wnętrzu otwartego namiotu, oświetlonego niezliczonymi lampka-mi oliwnymi, tańczył dorosły mężczyzna, obracając się, wirując, stopiony całkowiciez monotonnym rytmem bębna i coraz przenikliwszymi dzwiękami fletu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl