,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tym dzieckiem byłam ja - stwierdziła zdecydowanym głosem Gwenda.- Na-apra-wdę?.Co ty powiesz! No, no, ale ten czas leci.Zaraz, jak on się nazywał? Chciał jakiś umeblowany dom.tak.pani Findeyson musiała wyjechać na całą zimę do Egiptu czy gdzieś tam.takie tam błazeństwa.Zaraz, jak on się nazywał?- Halliday - podsunęła mu Gwenda.- No właśnie, moja droga, Halliday.Major Halliday.Miłyczłowiek.Miał bardzo ładną żonę.młodziutką.jasnowłosą.Chciała mieszkać blisko swoich krewnych czy jakoś tak.Tak, była bardzo ładna.- Kim byli jej krewni?V* - Nie wiem.Nie mam pojćcia.Nie jesteú do niej podobna.Ł Gwenda juý miaůa powiedzieć, że to była tylko jej maco-*ialf cha, ale powstrzymała się, by nie komplikować dodatkowo całej sprawy.ą - Jak ona wyglądała? - zapytała tylko.Jr - Na zmartwioną - stwierdził nieoczekiwanie pan Galii, braith.- Tak właśnie wyglądała, jakby była zmartwiona.Tak, bardzo miły, ogromnie miły człowiek z tego majora.I chętnie słuchał o moim pobycie w Kalkucie.Nie tak, jak ci tutejsi, co to nigdy nosa nie wychylili z Anglii.Ograniczeni, tacy właśnie są.A ja widziałem świat.Jak się nazywał ten facet z wojska.ten, co chciał umeblowane mieszkanie? Był jak stary gramofon, zacinający się na zużytej płycie.St Catherine's.No właśnie.Wynajął St Catherine's.sześć gwinei za tydzień.kiedy pani Findeyson była w Egipcie.Umarła tam, biedaczka.Dom wystawiono na aukcję.zaraz, kto go wtedy kupił? Elworthy.tak, no właśnie.kilka kobiet.siostry.Zmieniły nazwę domu.mówiły, że St Catherine's brzmi papiesko.Strasznie cięte na wszystko, co papieskie.Rozsyłały ulotki.Nieładne były, wszystkie.i lubiły czarnuchów.wysyłały im portki i Biblię.Strasznie zawzięte, żeby nawracać pogan.- Nagle westchnął głęboko i odchylił się na oparcie fotela.- Dawne dzieje - stwierdził z rozdrażnieniem.- Nie pamiętam nazwisk.Facet z Indii.miły człowiek.Zmęczyłem się, Gladys.Chciałbym dostać moją herbatę.Giles i Gwenda podziękowali mu oraz jego córce, po czym wyszli.- Tak więc potwierdziło się - odezwała się Gwenda.-Mieszkaliśmy z ojcem w Hillside.I co robimy dalej?- Jaki ze mnie idiota! - wykrzyknął Giles.- Somerset House!- Co to jest ten Somerset House?- Jest tam urząd stanu cywilnego, w którym są odpisy zawieranych małżeństw.Pójdę tam poszukać potwierdzenia ślubu twojego ojca.Według tego, co ci napisała ciotka, twój ojciec ożenił się ponownie tuż po przyjeździe do Anglii.Nie rozumiesz, Gwendo? Powinniśmy już wcześniej na to wpaść.Zupełnie możliwe, że „Helen" mogła być jakąś krewną twojej macochy, na przykład młodszą siostrą.Zresztą, jeśli poznamy jej nazwisko panieńskie, może uda nam się znaleźć kogoś, kto wie, co się działo w Hillside.Pamiętasz, ten staruszek powiedział, że chcieli mieć dom w Dillmouth, żeby mieszkać blisko krewnych pani Halliday.Jeśli jej krewni mieszkają gdzieś tu w pobliżu, może uda nam się czegoś od nich dowiedzieć.- Giles - odezwała się Gwenda.- Myślę, że jesteś cudowny.Po przemyśleniu wszystkiego Giles doszedł do wniosku, że nie musi jechać do Londynu.Co prawda, będąc z natury człowiekiem energicznym, zawsze miał skłonności do miotania się i zabiegania o to, żeby wszystko robić osobiście, w tym wypadku uznał jednak, że można zdać się na działania rutynowe.Przeprowadził długą rozmowę telefoniczną ze swoim biurem.- Mam! - wykrzyknął entuzjastycznie, kiedy nadeszła oczekiwana odpowiedź.Wyciągnął z koperty list i potwierdzoną kopię świadectwa ślubu.- No i proszę bardzo, Gwendo: piątek, siódmego sierpnia, Urząd Stanu Cywilnego w Kensington.Kelvin James Halliday i Helen Spenlove Kennedy.Gwenda krzyknęła przenikliwie.- Helen?Popatrzyli na siebie.-Ale.- Giles mówił powoli, z namysłem - to nie mogła ^ być ona.To znaczy oni się przecież rozstali i ona ponownie Ą wyszła za mąż.i wyjechała.- Nie wiemy - przerwała mu Gwenda - czy wyjechała.,( Znów popatrzyła na wyraźnie wypisane imę i nazwisko: Helen Spenlove Kennedy.Helen.VIIDoktor KennedyKilka dni później Gwenda, spacerująca pomimo porywistego wiatru po Esplanadzie, zatrzymała się raptownie przy jednej ze szklanych altan, które władze miasta ustawiły z myślą o wygodzie turystów.- Panna Marple? - zawołała autentycznie zdumiona.Rzeczywiście była to panna Marple w ciepłym wełnianympłaszczu i opatulona szalikiem.- Domyślam się, że to dla ciebie niespodzianka - odparła panna Marple raźnym głosem.- Otóż mój doktor zalecił mi wyjazd nad morze dla zmiany klimatu, a z twojego opisu Dillmouth wyglądało tak atrakcyjnie, że postanowiłam tu przyjechać.Tym bardziej że dawna kucharka i kamerdyner mojej znajomej mają tu pensjonat i mogłam się u nich zatrzymać.- Ale dlaczego nie przyszła nas pani odwiedzić?- Starzy ludzie bywają utrapieniem, moja droga.A nowożeńcy powinni móc cieszyć się sobą.- Uśmiechnęła się, widząc protest Gwendy.- Jestem pewna, że przyjęlibyście mnie bardzo serdecznie.A jak się macie? Robicie jakieś postępy w wyjaśnianiu waszej zagadki?- Złapaliśmy trop - odparła Gwenda.Usiadła obok panny Marple, po czym opowiedziała jej szczegółowo o wszystkim, co w tej sprawie zrobili i czego się dotychczas dowiedzieli.- A teraz - kończyła swoją opowieść - daliśmy ogłoszenie do mnóstwa gazet lokalnych oraz do „Timesa" i innych dużych dzienników [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|